baner

Recenzja

Inhumans #2

Yaqza, Yaqza recenzuje Inhumans #2
Czym jest świadoma izolacja? Odpowiedź jest prosta- nieprawdaż? Słysząc to wyrażenie myślimy o pustelniku, mieszkającym z własnego wyboru w niedostępnym miejscu- dzikiej puszczy, górach których nie dotknęła stopa ludzka, ostępach nieznanych badaczom-, po to tylko by uniknąć kontaktu z innymi ludźmi;o jednostce szukającej spokoju w ucieczce od przekleństw cywilizacji...
A jeśli weźmiemy pod uwagę całą społeczność która pragnie żyć w zamkniętym świecie swych własnych problemów, radości i trosk, śmiechu i łez? Czy istnieje minimalna szansa na to, że jest to możliwe?
Być może tak. Ale najprawdopodobniej- smutne to ale prawdziwe- nie. Ludzie są gatunkiem zbyt podejrzliwym, zbyt zawistnym i pazernym by pozwolić komuś odseparować się od siebie. Gdy mamy kogoś na oku zyskujemy pewność, że niczego nie będzie knuł, jeśli zaś się przed nami kryje... cóż może rodzić się w jego głowie? Jak robaczywe myśli i idee znajdą ujście w jego czynach? Nie można na to pozwolić- to zwykłe zapobiegliwość, leczenie objawów zanim wystąpią, popijanie syropu gdy robi się zimno i grozi nam przeziębienie...Tak łatwo to wytłumaczyć, słowa usprawiedliwią każdą, najbardziej pokrętną ideę....

Możecie się nie zgadzać z tą wizją- macie do tego prawo. Możecie też ją popierać- to także leży w zakresie waszych swobód. Paul Jenkins należy najwyraźniej do tej własnie grupy. Drugi tom cyklu „Inhumans” to przede wszystkim analiza społeczności otoczonej przez wrogów; za wszelką cenę starającej się zachować status quo unikając wszelkich tarć ze światem zewnętrznym, nie rozumiejąc przy tym pobudek kierujących czynami agresorów bezlitośnie dążących do zniszczenia ich idylli. Świat jest okrutnym i bezlitosnym miejscem, nie ma w nim miejsca na utopijne społeczności żyjące we własnym zamkniętym univesum- wszystko musi być pod kontrolą, jeśli ktoś się nie podporządkowuje musi radzić sobie sam, będąc wydanym na pastwę bezlitosnego wroga...
Ale co jeśli wróg grasuje nie tylko na zewnątrz? Nie tylko odziały wojskowe stanowią zagrożenie dla Inhumans- lord Maximus, pretendent do tronu uważany powszechnie za obłąkanego, przejmuje kontrolę nad alfa-prymitywnymi- groźba brutalnego przerwania pięknego snu zawisła niczym miecz Damoklesa nad Attilanem...

Jak się czyta ten komiks? Z pasją- chyba z taką samą, jaka towarzyszyła jego tworzeniu. I mimo iż trafiają się momenty które przypominają weteranom komiksu iż do czynienia mają z dziełem z uniwersum Marvela, nie zaś osobnym projektem (co objawia się w odniesieniach do pewnych łotrów o zabawnych przydomkach i w równie zabawnych strojach), są to jednak tylko wyjątki nie wpływające na ogólny obraz komiksu.

Paul Jenkins, scenarzysta znany nam już z projektu „ Wolverine: Origin” dużo uwagi poświęcił na ukazanie perspektywy wydarzeń oczami przywódców- w tym samego Black Bolta, władcy Inhumans. Każdy kto uważa, że wydanie rozkazu podjęcia walki z przeciwnikiem jest proste (szczególnie zaś w świecie komiksu opowiadającego o meta istotach), powinien zastanowić się raz jeszcze. Społeczność Nieludzi tak jak każde inne państwo podporządkowane jest pewnym prawom, prawom, których nie można łamać nie narażając się na adekwatną reakcję państw ościennych- i nawet społeczność półbogów wręcz musi się z tym liczyć.

Scenarzysta w niezwykle interesujący sposób zajął się także sprawą ONZ, organizacji której władza okazuje się być tylko widmem, namiastką prawdziwej jedności i porozumienia, których miała być wyrazem- w świetle nie tak dawnej operacji w Iraku różnie można interpretować przemyślenia Paula Jenkinsa...

Wymowa „Inhumans” nie jest zbyt optymistyczna- ale każdy kto nie patrzy na świat przez różowe okulary powinien zdawać sobie sprawę, że w świecie polityki i interesów nie można opierać się na ideach- ponieważ rzadko kiedy idą one w parze z powodzeniem jakiejkolwiek akcji.

Oczywiście wątki, o których wspomniałem nie są jedynymi w drugim tomie „Inhumans”, jednakże kwestia izolacji i jej konsekwencji wybija się pierwsze miejsce.

Rysunki jak zwykle na poziomie, kolory podobnie, narracja wspaniała (przypowieść o dzieciach atakujących smoka i ukazanie akcji z perspektywy zwykłego mieszkańca Attilanu, a nawet ...psa rodziny królewskiej wywołuje niezwykłe wrażenie)- by nie powiedzieć: mistrzowska.
Polecam każdemu, kto kupił już tom pierwszy
A tym, którzy go jeszcze nie mają radzę zaopatrzyć się od razu w oba.

Yoghurt: Przyznam szczerze, że pierwszy tom Inhumansów niczym specjalnym mnie nie zachwycił. Pomysł był co prawda ciekawy, ale rozwinięty już nieco skromniej, a kreska była poprawna, czyli najśredniejsza z możliwych. Ale wraz z drugim tomem moje nastawienie zaczyna się zmieniać bardzo na plus na rzecz Nieludziów...
Spowodowane jest to być może tym, że temat niby utopii, która wcale się takim rajem na ziemi nie okazuje tym razem przedstawiony jest w pełni, a nie zaledwie liźnięty. Kontrast pomiędzy tymi, którzy zmutowali „dobrze” w mgłach Terriganu i tymi, którym przemiana nie poszła tak, jak powinna, jest tu ukazany tak jak w naszym świecie konflikt biedoty i nielicznej grupy bogaczy. Kasta rządząca, strażnicy, żołnierze Atillanu to obywatele wielce poważani, mieszkający w luksusowych warunkach, zaś wyrzutkowie nie mają się lepiej niż Alfa-Prymitywni- atillańskie slumsy nie różnią się zbytnio od tych spotykanych w ludzkich metropoliach.

Także polityka Nieludzi okazuje się nie taka znowuż różna od naszej- konflikty wewnętrzne, ogromna odpowiedzialność ciążąca na władcy, na którego barkach spoczywa (nie przesadzając) los całego świata. I mimo ze całość jest ukazana jest nieco łopatologicznie, to bez zbędnego bełkotu i patetyzmu, tak typowego dla amerykańskich produkcji.

Trochę brak mi rozwinięcia postaci poznanych w pierwszej części dzieciaków, którzy dostali się do straży królewskiej- tym razem zostają pokazani zaledwie w kilku kadrach, choć po pierwszym zeszycie można było się spodziewać, ze będą jednymi z głównych bohaterów opowieści. Nawet biedny Woz jest niemalże jedynie napoczęty z zewnątrz. Szkoda, prawda to, ale za to jako substytut mamy znakomity patent w postaci przedstawienia akcji ze strony postaci z pozoru nic nie znaczących. Pomysł może mało oryginalny, ale wykonany w Inhumans genialnie.

Może odstawmy zawirowania fabularne na bok, a zajmijmy się czymś, co graficzni onaniści lubią najbardziej- kreską. Lee przyzwyczaił nas do ustalonego standardu swoich prac, które są niezmienne niczym poglądy Romana Giertycha- poprawnie, bez fajerwerków. Nie mam się jak przyczepić do jego stylu, bo w zasadzie nie mam mu nic do zarzucenia. Choć plasuje się dla mnie raczej w drugiej lidze rysowniczej.

Mógłbym się jeszcze doczepić do wydania egmontowskiego, a raczej do sporej ilości egzemplarzy wybrakowanych- wielu moich znajomych podobnie jak i sprzedawcy zamawiający hurtowo uskarża się na słabą jakość folii pokrywająca okładkę- łuszczy się ona strasznie i odkleja, ale może to tylko plaga obejmująca stolicę, o sytuacji w innych miejscowościach szpiedzy nie poinformowali.

I to by było na tyle- Inhumans #2 mile zaskakują, po niezbyt dobrym starcie nabierają tempa i czyta się to naprawdę przyjemnie.


Opublikowano:



Inhumans #2

Inhumans #2

Scenariusz: Paul Jenkins
Rysunki: Jae Lee
Wydanie: I
Data wydania: Grudzień 2003
Seria: Inhumans
Tytuł oryginału: Inhumans vol.2, no.5-8
Rok wydania oryginału: 1998-2000
Wydawca oryginału: Marvel
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Druk: kolor
Oprawa: kartonowa
Format: 17 x 26 cm
Stron: 96
Cena: 22,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-