baner

Recenzja

Dylan Dog #9: Serce Johnny'ego

Yaqza, Yaqza recenzuje Dylan Dog #09: Serce Johnny'ego
Ponieważ jest to recenzja albumu z serii „Dylan Dog”, o której na Aleji wcześniej nie wspominaliśmy musimy sobie wyjaśnić kim jest ten obdarzony zabawnym nazwiskiem pan ? Jest...detektywem...Bardzo specyficznym jednak, i aby poznać prawdziwy sens jego zawodu musimy zapytać: jakiego typu detektywem? Detektywem mroku, moi drodzy, specjalistą od spraw dziwnych, niewytłumaczalnych, nie z tego świata (coś jak Andrzej L.). Ale i z naszego, ale z tej jego sfery której istnienie odsuwamy od siebie udając że jej nie widzimy, ze jej nie ma, że wszystko jest tylko wymysłem reporterów z podrzędnych gazet...
Ta włoska seria robi prawdziwą karierę w kraju Pożeraczy Makaronu- ukazuje się tam o roku ’86 i co miesiąc przyciąga tysiące fanów kolejnym 100-stronicowym tomikiem.

Dylan ma wiernego pomagiera- Groucho, wzorowanego na jednym z braci Marx. I fakt faktem że twór literacki przypomina swój pierwowzór nie tylko powierzchownością, ale i poczuciem humoru- tworzy to specyficzny mariaż grozy z komizmem- co bardziej ortodoksyjnym wielbicielom „opowieści przerażających” może wydawać się niesmaczne, zapewniam jednak że w tym przynajmniej tomie wypada świetnie...

Akcja „Serca Johnny’ego” nawiązuje do pierwszego z tomów serii wydanego w Polsce zatytułowanego „Johnny Freak” (nawiasem mówiąc jest jedyny tom jaki wylądował w mej kolekcji- po jego lekturze uznałem że detektywa mroku nie trawię i nie będę marnował ciężko wyłudzonych pieniążków na takie bzdety)- krótko przypomnę więc o cóż tam chodziło.
Tytułowy Johnny to chłopiec, którego rodzice wykorzystywali jako bazę narządów do przeszczepu (sic!) dla ich drugiego syna. Chłopcu amputowano obie nogi, nerkę, płuco- wszystko w imię dobra tego drugiego...Operacji dokonywał ojciec, wybitny chirurg (jak widać jego kodeks etyczny był nie do końca tym za co uchodził), zaś „bazę narządów” trzymano w piwnicy, odosobnieniu z którego nie mógł uciec... Po wielu perypetiach prawda wyszła na jaw- niestety sam Johnny nie mógł nacieszyć się wolnością u boku swego przyjaciela Dylana...
Zginął postrzelony przez swego brata, któremu na końcu tomu oddał serce...i to dosłownie, gdyż zgodził się na przeszczep swego serca umierającemu członowi rodziny, który stał się powodem wszelkich krzywd jakich doznał Johnny.

Tyle streszczenia „Johnny’ego Freaka”, przechodzimy do „Serca Johnny’ego” Moi drodzy, postarajcie się przyjąć tę wieść spokojnie, ale... wygląda na to, że nasz kaleki bohater powrócił. I mimo iż powinien leżeć kilka metrów pod ziemią to wciąż pogrywa na klarnecie (zawsze wykazywał niezwykły talent muzyczny), maluje na ścianach, odwiedza starych znajomych i....hmmmm....morduje ich. Poczynając od Dory, pięknej pielęgniarki która opiekowała się nim i która oprócz detektywa mroku była mu najbliższa osobą. Do sprawy zaprzęgnięty zostaje Dylan jako osoba znająca w przeszłości domniemanego sprawcę. W czasie śledztwa odwiedzi on specyficzne cmentarzysko dla „potworów”, którego strażnikiem i opiekunem jest osobnik żywcem wyjęty z „Dzwonnika z Notre Dame”- gdzie po raz pierwszy spotka się z poszukiwanym, jak dotąd sądził, naśladowcą Johnny’ego. Sprawy zaczną się jeszcze bardziej komplikować po odnalezieniu kolejnych ciał...


Nie będę więcej pisał by nie popsuć potencjalnym czytelnikom komiksu zabawy- słów teraz na temat rysunków i samego odbioru tego tomiku- czyli przechodzimy na zaplecze.
Warstwa graficzna jest piekielne mocną stroną komiksu- rysunki są realistyczne, szczegółowe, pełne miłych oku detali (motyla noga, ostatnimi czasy coś za często wspominam w recenzjach o tych detalach...). Nie ma tu wypracowanych (jak to się nierzadko dzieje w komiksie amerykańskim) schematów- kwadratowa szczęka u połowy bohaterów różniących się zaś oni tylko i wyłącznie fryzurką (lub- ewentualnie, w przypadku co inteligentniejszych twórców lubiących eksperymentować- jej brakiem)- tutaj każdy bohater to indywidualność, posiadający własne cechy charakterystyczne dla siebie i tylko dla siebie. Kreska sprawia wrażenie jakby jej twórca nie odrywał ołówka od kartki papieru- wszystko jest tak...płynne i miłe oku że same przeglądanie komiksu sprawia wiele radości...rany, to zabrzmiało jakbym był na komiksowej głodówce przez ostatnie 2 lata...
Oczywiście zgodnie z zasadą serii danie otrzymujemy w dwóch kolorach- czerni i, obowiązkowo, bieli (była taka przyprawa zabarwiająca w reklamach jedzonko...jak toto się zwała...Wegeta? Nie, on był z „Dragon Balla”...)- tym bardziej wiec rzuca się w oczy dopracowana strona graficzna tytułu.

Scenariusz bardzo miło mnie zaskoczył- nie spodziewałem się (po przeczytaniu „Freaka” i kilku nowel w „ŚK”- jakoś na nic więcej nie miałem siły), że ujrzę w „Dylanie” coś godnego mych „wysublimowanych” gustów... A tu proszę- to da się czytać! Co więcej- czyta się, i to z całkiem sporą przyjemnością. W fotel wgniatają żarty Groucho (to prawdziwy spadkobierca talentu braci Marx- klon może?...), zresztą nie tylko jego; dialogi ciekawe, akcja prowadzona świetnie (napięcie trzyma czytelnika za gardło lekko poluzowując i łachocąc pod pachami na widok komicznego pomagiera Dylana; zakończenie równie dobre...Rany, nie sądziłem że kiedyś to powiem o tytule z tejże serii, ale...podoba mi się ten komiks!
To kawał naprawdę smakowitej lektury, momentami wzruszającej, czasami bawiącej, kiedy zaś indziej zmuszającej szare komórki do działania (delikatnego sprintu w stronę wyznaczonego celu).
Warto przeczytać- zasłużona dziewiątka.

Opublikowano:



Dylan Dog #09: Serce Johnny'ego

Dylan Dog #09: Serce Johnny'ego

Scenariusz: Tiziano Sclavi, Mauro Marcheselli
Rysunki: Giampiero Casertano
Wydanie: I
Data wydania: Grudzień 2003
Seria: Dylan Dog
Tytuł oryginału: Il cuore di Johnny
Rok wydania oryginału: 2001
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Druk: czarno-biały
Oprawa: kartonowa
Format: 14 x 20 cm
Stron: 96
Cena: 11,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-