baner

Artykuł

Za stówę, za trzy - styczeń 2017

Łukasz Chmielewski
Gdy kurz zapowiedzi już opada, a premiery można ciągle kupić z dużym rabatem, staram się co miesiąc wskazać zakupowe typy w dwóch wersjach: budżetowej, czyli za 100 zł, i na bogato za 300 zł.

Styczeń 2017

No nie. Jest źle. Ruszają nowe serie, stare są kontynuowane, do tego zamknięte albumy. Niby co miesiąc to samo, ale tym razem jakoś bardziej. Może to zmęczenie tym ciągłym wybieraniem? A może styczeń jest jednak szalenie trudny pod względem podejmowania zakupowych decyzji?

Za 100
Autobiograficzny komiks „Totalnie nie nostalgia. Memuar” o dziewczynce z PRL-u, która swoją przeszłość wspomina źle na każdej płaszczyźnie, jest pozycją obowiązkową. Do tego nowy Sfar („Nie musisz się mnie bać”) o miłości zapowiada się przynajmniej dobrze (śledziłem powstawanie albumu na Instagramie, a że nie znam francuskiego, jestem ciekaw po dwakroć). Szybkie sumowanie: 56 + 31,4 = 87,4 zł, czyli limit wykorzystany. A przecież pierwszy tom „Ms. Marvel” chcę sprawdzić (nagradzana, głośna seria, nie można przejść obok), tak samo jak pierwszego „Bradla” (przygodówka o podziemu i AK, Oleksicki i Piątkowski gwarantem dobrej zabawy). Komiks o Robercie Johnsonie („Love in Vain”) wyśpiewuje mi ochoczo piosenkę zakupu (a diabeł podszeptuje, żeby kupić). Nie stać mnie jednak na te pięć tytułów. W styczniu postawię na ambitną lekturę, na zabawę czas jeszcze przyjdzie! No i apage!
Uwaga: na styczeń zapowiedziane są wstępnie 25. "Żywe trupy" - truposzy (nawet szepczących mi do ucha: "kup!kup!") nie wcisnę do bieda-limitu, ale za trzy stówki...




Za 300
Zakupy za 100 powiększam o wspomniane „Bradla” i „Ms. Marvel” oraz legendę bluesa (zakładam, że komiks o "Love in Vain", czyli o Robercie Johnsonie kupię z 30% rabatem). Czytam sobie z przerwami „Amerykańskiego wampira” i ósmy tom ląduje w moim koszyku (po długiej przerwie wróciłem do serii za sprawą recenzji Jana Sławińskiego i nie żałuję wydanej kasy, mnie jednak siódemka (która otwiera nowy cykl) podobała się i tym bardziej biorę kolejną część), z czystej ciekawości sprawdzę „Anihilację”. Chętnie sprawdzę „Jane, lis i ja” (wprawdzie przykładowe plansze mnie zdecydowanie nie porwały, ale podobnie miałem z „Przez las” Emily Carroll i sama historia mi to wynagrodziła). Wezmę też „Wilki z Nowego Meksyku” Grilla („Wyprawa Shackletona” była całkiem spoko), ale nie liczymy tego do limitu, bo to książka graficzna (szach mat!)! Mam 318,4 zł na liczniku i przekroczyłem limit. Jak nie dozbieram tych trzech złotych po znajomych, to wyrzucę z koszyczka kulturalnego liska (niech sobie chodzi koło drogi, bez ręki, nogi…)

Uwaga: jeśli faktycznie wyjdą 25. "Żywe trupy", to lisek sam się kitą tak przyodzieje, że się tego nie spodzieje... a koszyk z zombiakami spokojnie zamknie się cenowo.






Mój pierwszy raz

Gdyby styczeń był tym miesiącem, w którym rodzi się nowy czytelnik/nowa czytelniczka komiksów, to chciałbym polecić mu/jej – album o miłości „Nie musisz się mnie bać” autorstwa Sfara lub komiks o Robercie Johnsonie (pierwszy z muzyków, który miał podpisać kontrakt z szatanem), choć ciut boję się, że ten drugi będzie bardziej specjalistyczny specjalistyczny (oczywiście to zapewne opowieść o życiu, ale muzyka chyba zagra pierwsze skrzypce). Sam najbardziej czekam na „Totalnie nie nostalgia. Memuar”, ale to może być ciężka przygoda. Lepiej w pierwszą wyprawę ruszyć na jakąś przyjemniejszą wycieczkę.




Typy dotyczą premier w danym miesiącu. Sto złotych to skromna jak na komiks suma, ale można już coś za to kupić. Z kolei trzysta złotych to już dość pokaźna kwota, która pozwoli kupić sporo nowości. Nie ma sensu naliczać ceny po okładkowej, bo w sklepach komiksowych nawet starsze pozycje są sprzedawane z 10% rabatem. Wyliczenia oparłem głównie na cenach sklepu Gildii, gdzie w tym roku standardem stało się -30%. Trzeba pamiętać o kosztach wysyłki w księgarniach internetowych. Limity mogę przekroczyć odpowiednio o 5 zł i o 15 zł.


Opublikowano:



Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

soplic -

„Totalnie nie nostalgia. Memuar” o dziewczynce z PRL-u, która swoją przeszłość wspomina źle na każdej płaszczyźnie, jest pozycją "obowiązkową. "

A dla mnie wprost przeciwnie: wynurzenia feministki genderystki są gówno warte. Szczerze? To sądzę że to środowisko jest gotowe do najobrzydliwszych kłamstw w imię ideologii a ja nie czytam propagandowych pierduł.

horror -

@soplic uważam, że twój komentarz jest gówno warty:) pozdrawiam

soplic -

@horror Skoro mój jest gówno wart to jak ocenić Twój, wart merytorycznie jeszcze mniej:)

Ja po prostu nie wierzę feministkom, cóż na to poradzę skąd mam wiedzieć czy to wspomnienia czy konfabulacje?
Pani autorka propaguje debilną i szkodliwą ideologię gender, to coś gorszego niż gówno, uważam że (wraz z całą ferajną szkodliwych oszołomek) nie tylko nie ma racji, ale podkopuje fundamenty naszej cywilizacji a tu już nie jest powód tylko do śmiechu. To trzeba zwalczać. Żeby traktować całe ten zafajdane "gender studies" na poważnie trzeba być albo idiotką albo szkodnikiem, tak czy siak ktoś taki jest dla mnie niewiarygodny.

nrt -

@solic Dzięki za ostrzeżenie przed tym "dziełem" ;) Kaska przyoszczędzona

Ystad -

nrt pisze:@solic Dzięki za ostrzeżenie przed tym "dziełem" ;) Kaska przyoszczędzona


człowiek, który nie czytał komiksu pisze, że komiks nie jest wart kupienia, a Ty przyjmujesz te argumenty?

Kurde. Czytam komiksy już ponad trzy dekady. Ale nigdy mi się nie zdarzyło, żebym ocenił komiks zanim go przeczytam (ewentualnie, żebym zasugerował się oceną kogoś kto konkretnego komiks - na temat którego się wypowiada - nie przeczytał).

gosiao -

@soplic
Twój język ("najobrzydliwsze kłamstwa, "szkodliwa ideologia", "szkodnik", "zwalczanie" itede) to żywcem przejęty bełkot komunistycznych gadzinówek. Najsmutniejsze jest to, że nie masz pojęcia, jak bardzo wyłazi z ciebie ignorancja i nieoczytanie. Kompromitujesz się. Wracaj do szkoły i zostaw komiks dorosłym. Co do artykułu - przydatny przegląd.

winckler -

Ciekawy i ważny komiks. Prymitywne próby dyskredytowania go nie powinny zniechecać do zakupu i - przede wszystkim - lektury. Plansze Frąsia to w kilku miejscach pierwsza liga finezji i sprytu. To, jak rysownik mierzy się z nie swoimi przeciez wspomnieniami, jest tutaj nie mniej fascynujące niż losy głownej bohaterki.
A te, choć chcieliby tego prawdziwie zideologizowani naiwniacy, niewiele z ideologią wspólnego mają, daleko temu komiksowi od tendencyjności. Sa jedynie rozsiane tu i tam okruchy nikomfortowych dla wyznawców bogoojczyźnianego mitu prawd. Bo Bóg tu jest daleko, a ojciec... No cóż. Przecyztać trzeba, by sie samemu ze sprawą tego konkretnego ojca zapoznać. I wyczuć samemu na ile na ile "prawdziwa" moze byc taka wersja wydarzeń.
Nie wiem, jak ludzie pokroju soplica weryfikują wiarygodność wspomnień autorów i autorek blizszych im światopoglądowo. Może wierzą im, bo swoim się wierzy? Nieufność w przypadku zadeklarowanych wspomnień to oczywiście zdrowe podejście do wszelkich autobiograficznych form, ale w tym przypadku warto zaznaczyć, że Frąś korzysta z dokumentów epoki, nie tylko by zapłodnić wyobraźnię, ale też chyba po to, by zweryfikować wspomnienia Hagedorn przed ich narysowaniem. To szczególna sytuacja i chyba nie aż tak częste w komiksie autobiograficznym, gdzie, jak w często przywoływanych na kartach "Totalnie nie nostalgii" komiksach Alison Bechdel, wspominająca osoba najczesciej sama pisze i rysuje.

Zatem ja (patrzac wstecz) ze stycznia za stówkę pewnie wziąłbym właśnie to. Ale uzupełniłbym koszyk z komiksem Hagedorn i Frąsia o "Ms Marvel". Znakomicie się mogą w lekturze uzupełnić to wspomnienie epoki minionej tu u nas i szczegolna wizja nadziei oraz zadań dla współczesnego wchodzacego w dorosłość pokolenia, jaką jest marvelowska przygodówka (wszak Khamala też ma i tatę, i sekrety).