baner

Recenzja

Pewnego razu w rezerwacie

Przemysław Pawełek recenzuje Skalp #01
9/10
Pewnego razu w rezerwacie
9/10
Dashiell Zły Koń to kawał sukinsyna. Ponad dekadę temu opuścił indiański rezerwat i zerwał więzi z matką. Teraz wraca w rodzinne strony, by jako tajniak rozpracować sprawę morderstwa sprzed ponad 30 lat. Sprawę, w którą wplątana jest jego matka. By dopiąć swego, wysługuje się lokalnemu bandycie jako skorumpowany policjant, daje upust wściekłości, robiąc kolejnym ludziom krzywdę i wydaje się, że nic nie jest wstanie zwrócić go z obranej ścieżki, a jednocześnie to on jest głównym i prawdopodobnie najbardziej pozytywnym bohaterem serii Aarona i Guery. Prawdopodobnie, bo tu nie ma pozytywnych bohaterów. Witaj w rezerwacie.

"Skalp" to jedno z najjaśniejszych objawień, które przydarzyły się imprintowi Vertigo na przestrzeni ostatniej dekady. Komiks podąża szlakiem przetartym przez takie kultowe już serie, jak "Kaznodzieja" czy "100 naboi" - mamy tu do czynienia z wyważoną i paradoksalnie bardzo spójną mieszanką westernu i czarnego kryminału. Rezerwat Prairie Rose to miejsce, które jeden z bohaterów określa państwem trzeciego świata w samym środku Stanów Zjednoczonych. Zamieszkujący go Indianie, rdzenna ludność kontynentu, to prawdopodobnie jedyna nacja znajdująca się na terytorium USA, której odmówiono prawa do zrealizowania Amerykańskiego Snu - ich obszar to rozkład, moralna zgnilizna, korupcja i bieda, w dodatku szansa na wyrwanie się z tego getta jest znikoma. W to mało sprzyjające środowisko trafia nasz główny bohater. Zaczyna z grubej rury, spuszczając łomot kilku oprychom w knajpie, czym zwraca na siebie uwagę Wodza Czerwonego Kruka, będącego lokalnym połączeniem przywódcy społeczności (czy też małego narodu), mafijnego ojca chrzestnego i południowo-amerykańskiego dyktatora. Bijatyka w knajpie i wejście w lokalne struktury administracyjno-gangsterskie to dopiero początek, potem zaczyna się robić jeszcze ciekawiej.

Jason Aaron rozpisał swoją historię w wyborny, być może nawet perfekcyjny sposób. Autor scenariusza rzuca nas w gęsty, śmierdzący i mroczny świat Indian, który poznajemy razem z głównym bohaterem, przypominającym sobie swoje rodzinne strony na nowo. To wiele barwnych postaci, którym oszczędzono jednowymiarowości. Nawet stojący na czele lokalnej piramidy społecznej pozbawiony jakichkolwiek skrupułów Czerwony Kruk jest naznaczony pewnym tragizmem. Także bohaterowie o raczej pozytywnym charakterze mają swoje skazy, czy bagaż błędów nie do naprawienia, który rzuca na nich cień. Aaron napisał także pierwsze 11 zeszytów swojej serii w sposób bardzo zwarty. Śledztwo Złego Konia miesza się z aspiracjami Wodza, który na obszarze pełnym biedy i bijącego rekordy bezrobocia otwiera luksusowe kasyno, a jednocześnie stara się nie stracić kontroli nad dotychczasowymi kręgami swoich wpływów. Kolejne policyjne akcje przeplatają się z kontaktami z kontrolującymi śledztwo agentami FBI. Śledztwa nie ułatwia matka Dashiella związana z indiańskimi radykałami. Żeby nie było zbyt prosto - sprawy mieszają dawna miłość Złego Konia (puszczalska córka Czerwonego Kruka) i przepity szaman, który razem z matką protagonisty uczestniczył w dramatycznych zajściach sprzed 30 lat. Aaron zadbał nie tylko o wiarygodnie rozpisanie psychologii postaci, ale też o splątaną sieć oplatających je więzi, często przerwanych, ale mimo wszystko rzutujących na obecne wydarzenia.

Fabule wtóruje kreska Guery - momentami brudna, momentami agresywna. Świetnie sprawdza się ona zarówna w scenach statycznych, gdzie gadające głowy prowadzą kolejne dialogi, jak i w scenach akcji, inspirowanych w równym stopniu amerykańskim kinem policyjnym, co filmami Johna Woo. Czuć tu nieco ducha Eduardo Risso, choć bez jego wyjątkowej maniery. Czuć tu też inne nawiązania - Aaron potrafi na jednej stronie cytować pamiętny monolog z "Jarheada", by dwie plansze dalej mrugnąć okiem do fanów Tarantino.

Polska premiera "Skalpu" to mocne uderzenie. Osoby, które narzekają na nadmiar superbohaterszczyzny i czują niedosyt dojrzalszych historii, nie mają już powodów do narzekania. Oto proszę - coś dla nich. To ponura historia, sprawnie bawiąca się gatunkami, ale co najważniejsze - świetnie rozpisana, intrygująca, ale niewykładająca od razu na stół zbyt wielu kart, budząc sporą ciekawość. Tom pierwszy (w polskim wydaniu zawierający dwa oryginalne wydania zbiorcze) to wyborna lektura, nie mogę się już doczekać kontynuacji, gdzie nie tylko poznamy dalsze działania Dashiella, ale też poznamy pewnie kolejne szczegóły dotyczące wydarzeń w rezerwacie sprzed 30 lat.


Autor recenzji jest pracownikiem Polskiego Radia.

Opublikowano:



Skalp #01

Skalp #01

Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: R. M. Guera
Kolor: Lee Loughridge, Giulia Brusco
Okładka: R. M. Guera
Publicystyka: Brian K. Vaughan
Ilustracja: Jock
Wydanie: I
Data wydania: Luty 2016
Seria: Skalp
Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170x260 mm
Stron: 264
Cena: 89,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328116245
WASZA OCENA
5.67
Średnia z 3 głosów
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Pewnego razu w rezerwacie Pewnego razu w rezerwacie Pewnego razu w rezerwacie

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

nalogg -

Wypaczone to wszystko i banalne a recenzentowi chyba zapłacili za taką ocenę albo jest fanem tego typu historii coś jak filmy klasy C gdzie krew się leje i wszyscy zieją do siebie nienawiścią. Indian zostało raptem 2,5 miliona i nie w głowie im takie rzeczy to prosty zepchnięty na margines i zapomniany naród nie mający nic wspólnego z tą wyssaną z palca historią nie mającą odzwierciedlenia w rzeczywistości. Poza tym ta gruba kreska postacie są odpychające i nie wyraźne nawet główny bohater jest nijaki. Zdecydowanie dla fanów komiksu AMERYKAŃSKIEGO typu superhero itp.