baner

Recenzja

Czarcia morda

Dawid Głownia recenzuje Czarcia morda

Efekt końcowy pracy Charyna sprawia wrażenie, jak gdyby scenarzysta podszedł do niej nie mając konkretnego pomysłu, w którym kierunku pociągnąć opowieść. O ile w pierwszej części, dotyczącej szkolenia młodych enkawudzistów, porusza się on w miarę sprawnie i wprowadza kilka interesujących rozwiązań (jak choćby potęgujące wrażenia deindywidualizacji skórzane maski noszone przez przyszłych agentów) w drugiej i trzeciej części historii na kartach komiksu gości już tylko i wyłącznie chaos. Akcja toczy się od obrazka do obrazka, od dialogu do dialogu, od wydarzenia do wydarzenia, a czytelnik nie wie jakie motywy kierują głównym bohaterem. Nie wiemy również z czego wynika owa „duchowa przemiana”, którą jakoby miał on przechodzić. Wbrew temu, co sugeruje opis na okładce, kontakt z osobami wierzącymi w Boga chrześcijańskiego Jurij nawiązuje przed ukończeniem treningu, a tajniki wiary w Wakan-Tanke zgłębia już po wystąpieniu przeciw swym mocodawcom. Zresztą, to, że bohater został głęboko zindoktrynowany, ponownie przyjmujemy wyłącznie na mocy stwierdzenia z okładki. W momencie, w którym pojawiają się wątki ideologiczne i psychologiczne, ukazują one miałkość komiksu. Gdyby nie pojawiająca się w szczątkowej postaci narracja z offu, czytelnik nigdy nie domyśliłby się, że w czasie swego pobytu w sierocińcu w Charkowie bohater „stał się zwierzęciem”. Kulejąca narracja sprawia, że czytelnik nie jest w stanie w żadnym stopniu zaangażować się emocjonalnie w przygody bohatera. A skoro sam Jurij potraktowany został przez scenarzystę po macoszemu, trudno oczekiwać, by w komiksie pojawił się jakiś interesujący bohater drugoplanowy. W „Czarnej Mordzie” postaci te przewijają się bądź to w formie ozdobników, bądź to jako impuls mający popchnąć historię nieco do przodu. Przykładowo: wprowadzenie partnerki Jurija służy tylko temu, by ten mógł podjąć desperacką próbę jej uwolnienia. W całej tej bezpłciowej menażerii jedynie postać Ojca Grigorija wykorzystana została w sposób sensowny i jest w stanie wywołać jakieś emocje u czytelnika. Ale w końcu pojawia się w pierwszej części komiksu, kiedy ma się jeszcze poczucie, że historia do czegoś zmierza.

Boucq dołożył wszelkich starań by scenariusz Charyna zyskał przyzwoitą szatę graficzną. W wykonanej przez niego pracy jedynym zgrzytem jest sposób rysowania ust postaci. Te w większości przypadków pozostają zamknięte, co nijak nie pasuje do komiksu opartego na dialogach i pozbawia go naturalności. Poza tym drobnym szczegółem warstwa wizualna stoi na wysokim poziomie. Klasyczne, niemal pozbawione cieniowania, ilustracje wykonane są starannie, zwykle posiadają kilka planów i opatrzone są sporą ilością detali. Zadziwiająca wręcz jest precyzja, z jaką artysta, przy użyciu minimalnej ilości cieni, potrafi otworzyć perspektywę i swobodnie kontrastować duszność ciasnych pomieszczeń z wszechogarniającą swobodą otwartych przestrzeni. Pojedyncze strony czy panele, są wręcz majstersztykami komiksowej grafiki i widać w nich, że artysta w dużym stopniu został ograniczony przez realistyczną konwencję albumu. Na szczególną uwagę zasługują dwie strony otwierające, na których ukraińska chłopka przedziera się przez śnieżycę i rozszalałe stada kruków. Dynamika tych ilustracji mogłaby wprawić w zakłopotanie niejednego twórcę filmowego. Diametralnie odmienna jest stylistyka ostatniego kadru komiksu, w którym rozpryskujące się szkło i płynące ku nicości postaci uchwycone zostały w formie wiecznego bezruchu. Przeglądając najlepsze plansze komiksu, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że Boucq w „Czarciej Mordzie” zwyczajnie się marnuje. Niestety, z kiepskiego scenariusza nawet Kubrick nie zrobiłby arcydzieła. Pozostaje więc liczyć, że rysownik w przyszłości zdecyduje się jeszcze raz współpracować z Jodorowskym, bądź też innym scenarzystą, który pozwoli mu wznieść się na wyżyny kunsztu.

Mimo sporych ambicji, „Czarcia Morda” okazuje się zwykłym komiksowym czytadłem. Oczywiście i dla takich albumów jest na rynku miejsce, a nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie oczekiwał, że na łonie komiksowej muzy powstawać będą same arcydzieła. Kiedy jednak podobne wydawnictwa ukazują się na łamach serii takich jak „Plansze Europy” czy „Mistrzowie Komiksu”, musi budzić to sprzeciw. Gdyby „Czarcia Morda” sygnowana była szyldem „Sztampa Europy” czy „Wyrobnicy Komiksu” możną było by po nią sięgnąć, przeczytać, pokiwać głową i szybko zapomnieć. Ot, jeden album z setek mu podobnych, gdzieś pomiędzy nowymi „Thorgalami” a „Falką”. Rzecz jasna należałoby wtedy pozbawić go wszystkich wątków wykraczających poza czystą intrygę szpiegowską. W konsekwencji i komiks czytałoby się lepiej, a i niedosyt byłby mniejszy. Tak się jednak nie stało i „Czarną Mordę” odbieram jako pierwsze poważne potknięcie Egmontu w tej linii wydawniczej. Cóż, raz może zdarzyć się każdemu.


Opublikowano:

Strona
<<   2 z 2



Czarcia morda

Czarcia morda

Scenariusz: Jerome Charyn
Rysunki: Francois Boucq
Wydanie: I
Data wydania: Kwiecień 2009
Seria: Plansze Europy
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 290 x 215 mm
Stron: 120
Cena: 75 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-2531-2
Pozycja z kolekcji "Plansze Europy"
WASZA OCENA
6.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Czarcia morda Czarcia morda Czarcia morda

Tagi

Czarcia Morda Plansze Europy

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

nrt -

Dobra recenzja i trafna. Czarcia Morda to garść ciekawych pomsyłów, ładna grafika, co najwyżej średni scenariusz i ogólnie niewykorzystany potencjał.

A "ukraiński wstęp" jest śmiechu warty. Biedna chłopka przygarnia znajdę, chociaż ma już 8 synów. Jej mąż chlasta ją nożem bo powiedziała coś w rodzaju "nie rób mu krzywdy" a potem żywcem podpalony ściga Jurija przez las zamist ugasić się w pierwszej lepszej zaspie śniegu. Ale głupi ci Ukraińcy...

beken_d -

Chyba to bedzie pierwsza powazna wpadka, oczywiscie mowa jest tylko o Planszach

Burps -

rzeczywiście człowiek spodziewa się więcej po tym komiksie , określenie "niewykorzystany potencjał" dobrze tu pasuje