baner

Recenzja

Muzyka Marie

Paweł Panic recenzuje Muzyka Marie #1
„Muzyka Marie” przyciąga uwagę już samą okładką. Łady rysunek z przodu, intrygujący opis z tyłu - po ten komiks po prostu chce się sięgnąć. Czy warto?

Po otwarciu dosyć grubego tomiku czytelnik przeniesiony zostaje na Ziemię Pirito, konkretnie zaś do Jiru, leżącego na niej miasta-atelier. Mianem „Ziemi” określane są w komiksie wyspy, bowiem cały świat tej opowieści składa się z wielu wysp, których mieszkańcy specjalizują się w konkretnej dziedzinie wytwórczości. Są zatem wyspy dostarczające ubrań, są i takie które produkują żywność, jest i wspomniane Pirito, gdzie wytwarza się skompilowane maszyny używane na innych Ziemiach. Mechanizmy te opierają się na kołach zębatych i parze (wraz z rozwojem wydarzeń czytelnik dowiaduje się, dlaczego technika znajduje się na takim, a nie innym stopniu rozwoju). Głównymi bohaterami opowieści są Kai i Pipi. Kai to wybraniec - chłopiec, który w dzieciństwie został obdarzony przez boginię Marie słuchem doskonałym, przy okazji stając się jej częścią. Pipi to jego najlepsza przyjaciółka, która darzy go jednak uczuciem zdecydowanie mocniejszym od przyjaźni. Kai zdaje się tego jednak nie zauważać, w całości poświęcając się Marie. „Muzyka Marie” to zatem, mówiąc w wielkim uproszczeniu, historia bardzo niezwykłego trójkąta miłosnego. Marie jest tutaj istotą boską, która nie uczestniczy bezpośrednio w wydarzeniach. Jej wpływ na życie bohaterów jest jednak bardzo duży. Usumaru Furuya ukazuje czytelnikom niezwykłą utopię - świat idealny, w którym nie ma miejsca na ból i cierpienie. Nie ma w nim bowiem nienawiści, a wszyscy mieszkańcy żyją w doskonałej symbiozie. Z jednej strony dzieje się tak z powodu specjalizacji każdej wyspy, a z drugiej dlatego, iż tytułowa muzyka Marie, mimo że niesłyszalna dla zwykłego śmiertelnika, ma kojący wpływ na wszystkich ludzi. Jak w każdej utopii i w tej można znaleźć kilka nieścisłości, które wcześniej czy później powinny ją zniszczyć. Świat „Muzyki Marie” trwa jednak w najlepsze i nie wydaje się by podzielił los swego poprzednika, który zniszczyła potężna powódź (można się tylko domyślać, że chodzi tutaj o starą, dobrą Ziemię).

„Muzyka Marie” urzeka przede wszystkim ilustracjami. Detale urządzeń, roślinność, scenerie - wszystko to może budzić zachwyt. Furuya ma duży talent, który w połączeniu z jego bujną wyobraźnią przynosi doskonałe efekty. Mnie osobiście najbardziej zachwycił niezwykły, surrealistyczny las, którego pojawienie się zwiastuje nadejście Marie. Poza tym wielkie wrażenie robią wszystkie mechanizmy, w których dostrzec można setki starannie narysowanych kół zębatych. Do tego dochodzi sześć stron w kolorze, na których można podziwiać kadry utrzymane w duchu ilustracji z okładki. Oprawa graficzna „Muzyki Marie” doskonale buduje klimat, który jest zdecydowanie najmocniejszą stroną tego albumu.

Furya stworzył świat, który, jak wspomniałem, jest utopią. I świat ten zachwyca w najwyższym stopniu, jednak nie tyle swoją doskonałością (brak wojen, agresji, bólu), co niezwykłą architekturą. Cały świat składający się z wysp, z których każda nie tylko wytwarza inny produkt, ale również charakteryzuje się innymi prawami i normami społecznymi. Kilka z tych wysp pokrótce przedstawiono w komiksie, jednak największa uwaga została rzecz jasna poświęcona Ziemi Pirito i miastu Jiru. Każdy element, poczynając od architektury a na odzieży kończąc, jest dzieckiem niezwykłej wyobraźni autora. Trochę w tym steampunku, trochę fantasy, a trochę klimatu japońskich gier rpg. I ta mieszanka sprawdza się doskonale. Obok Kaia i Pipi, Jiru jest równorzędnym bohaterem i to takim, który decyduje o oryginalności całego albumu.

Sama historia już taka oryginalna niestety nie jest. To przede wszystkim opowieść o miłość, która narodziła się w dzieciństwie, a wraz z dojrzewaniem bohaterów daje o sobie coraz mocniej znać. Jak się jednak okazuje jest to raczej jednostronne uczucie. Do tego dochodzi niejasna rola Kaia, który z jednej strony jest obiektem uczuć przyjaciółki, ale z drugiej częścią bóstwa - wybrańcem, którego dar ma kluczowe znaczenie dla całej wyspy. W pewnym momencie na plan pierwszy wysuwa się Pipi ze swoimi przemyśleniami, przez co czytelnik zaczyna śledzić rozterki nieszczęśliwie zakochanej nastolatki. Może to i płytkie, ale w pewnym stopniu dodaje temu idealnemu światu nieco realizmu i ludzką twarz. Poza tym finał jest na tyle ciekawy, że warto przebrnąć przez cały komiks - zwłaszcza że co kilkanaście stron, w licznych retrospekcjach i monologach wewnętrznych, odkrywane są fragmenty tajemniczej przeszłości zarówno Kaia, jak i całego Pirito.

„Muzyka Marie” składa się z dwóch tomów, dlatego z ostateczną oceną będę musiał się wstrzymać do momentu poznania drugiej części opowieści. Po pierwszym tomie mogę jedynie stwierdzić, że „Muzyka Marie” trochę mnie zawiodła, ale tylko dlatego, że spodziewałem się dzieła wybitnego. Tymczasem otrzymałem komiks osadzony w przepięknym świecie, który przedstawiono przy pomocy równie przepięknych ilustracji. Opowieść na pewno ma niezwykły klimat, ale niestety nie wciąga. Cała fabuła mogłaby się zmieścić w albumie o połowę mniejszej objętości i pewnie nic by nie straciła. „Muzykę Marie” się smakuje, a nie pochłania. Czy to wada? Dla osób, która lubią spokojne, klimatyczne opowieści, w których od samej fabuły ważniejszy jest sposób jej przedstawienia - na pewno nie. Dla mnie- trochę tak, jednak nie na tyle by dyskwalifikować ten komiks. Warto zatem czekać na tom drugi.


Opublikowano:



Muzyka Marie #1

Muzyka Marie #1

Autor: Usamaru Furuya
Data wydania: Marzec 2009
Seria: Muzyka Marie
Druk: czarno-biały + 6 stron kolorowych, kreda
Format: 150 x 210 mm
Stron: 282
Cena: 33,90 zł
Wydawnictwo: Hanami
ISBN: 978-83-60740-20-0
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Muzyka Marie Muzyka Marie Muzyka Marie

Tagi

Muzyka Marie

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-