baner

Recenzja

Kenshin #2

Azirafal, Azirafal recenzuje Kenshin #02
Seria ciosów, śmigające ostrza, groźne spojrzenia, buńczuczne hasła, wyskoki, potężne uderzenie, patetyczny monolog i Zanza leży. O ile pamiętacie, pierwszy tom skończył się w trakcie walki Kenshina z Zanzą właśnie. A tak prezentuje się koniec owego pojedynku. Mangi tak do siebie mają czasem, iż historia ciągnie się z jednego tomu na drugi, urywając w połowie – tak, by skuteczniej zachęcić czytelnika do kupienia następnego tomu (kto nie chciałby wiedzieć jak rozwinie się dana historia, której przedsmak już miał?). Jeśli tego nie pamiętacie, znaczy nie czytaliście pierwszego tomu. A wtedy recenzja ta funta kłaków warta...

Rzecz dzieje się w Japonii, niedługo po reformacji Meiji, gdy stare zwyczaje idą w zapomnienie, a samuraje z rozkazu władz mają zakaz noszenia mieczy. Chodzą też słuchy, plotki i legendy, o ”siepaczu Battosai”, krwawym samuraju, który wspomagał reformatorów za czasów wojen dekadę wcześniej i wsławił się strasznymi rzeziami. Plotki te głoszą, iż ów rzeźnik nadal wędruje po Japonii nic sobie nie robiąc z zakazów nowych władz, paradując z mieczem o odwróconym ostrzu. Mieczem, którym w teorii nie można zabić. W Tokio pojawia się młodzieniec z taką właśnie bronią i blizną na policzku, która jest jedynym śladem łączącym go z burzliwą przeszłością...

Tak jak wspominałem zatem – Zanza, po przegranej walce z Kenshinem, rezygnuje ze swojego nom de guerre na rzecz prawdziwego nazwiska (Sanosuke Sagara) i postanawia dołączyć do małego dojo Kenshina (czy też raczej dojo energicznej i pyskatej Kaoru). I lepszego momentu wybrać nie mógł – akurat do naszego samuraja z prośbą o pomoc przychodzi kolejny gość. Po Japonii grasuje niejaki Kurogasa, tajemniczy zabójca, który dekadę wcześniej pracował dla reformatorów Meiji, a dziś sam przyjmuje na nich kontrakty. Ciekawostką i swoistą kartą rozpoznawczą jego jest wysyłanie wpierw zawiadomień do ofiary, iż ją odwiedzi oraz to, że atakuje zawsze równo z wybiciem północy. Najświeższa ofiar, po otrzymaniu listu od Kurogasy, prosi Kenshina o ochronę. Ten zlecenie przyjmuje, nie wiedząc jak trudną walkę przyjdzie mu stoczyć. I jak groźny ten konflikt będzie dla jego towarzyszy...

Kilka miesięcy temu, prawie w tym samym czasie ukazały się nakładem Egmontu dwie mangi o tematyce samurajskiej (Miecz Nieśmiertelnego oraz właśnie Kenshina). Przeczytałem obydwie i porównanie ich stanowczo wyszło na korzyść mangi Hiroaki Samury. Mroczna historia, piękna kreska, ogromna ilość walk, krwi i dużo akcji – czegóż lepszego mógłby człowiek oczekiwać po mandze samurajskiej? Kenshin nie miał żadnej z tych cech – kreska „zwykła” („typowo mangowa”, jak ostatnio zrobiło się popularnie mówić), walki nieliczne i mało emocjonujące, „krwawy siepacz Battosai” nie zabija, nie rani, okazuje się pacyfistą i wygląda jak nastoletni bohater shonen manga. To nie tak miało wyglądać! Szczęściem w nieszczęściu, drugi tom jest odrobinkę lepszy jeżeli chodzi o elementy akcji.

Jest kilka bardziej zajmujących walk, w końcu leje się krew, padają pierwsze trupy, kilka postaci wreszcie zyskuje, może nie głębię psychologiczną, ale przynajmniej jakieś tło. Oczywiście manga ta wciąż nie porusza głębokich problemów intelektualnych, nadal jest komiksem czysto rozrywkowym, z sympatycznymi bohaterami i bez większego przekazu, ale drugi tom zapewnia choć troszkę więcej zabawy niż poprzedni. Powiedzmy sobie szczerze, że nadal fabuła jest dość banalna, a sytuacje humorystyczne opierają się głównie na Kaoru znęcającej się nad biednym Kenshinem. Zapewne coś więcej zacznie się dziać w momencie, gdy rozwinie się historia przeszłości Kenshina (bo na razie to przypomina odchylanie po jednej kartce ze 100 stronicowego dziełka) oraz tajemnica leżąca za jego szramą, ale póki to nie nastąpi, obawiam się o poziom i ciekawość kolejnych wymyślanych przez Watsuki.

Kenshin jest mangą średnią. Bardzo średnią nawet. Fabuła dość banalna, rysunki wyjątkowo nie natchnione, humor oparty przede wszystkim na dowcipie sytuacyjnym. Niewiele akcji, ale w drugim tomie jest jej w końcu trochę więcej i jest mocniejszego kalibru niż w tomie pierwszym, a tego oczekujemy po mandze o samurajach, powiedzmy sobie szczerze. Nie oczekuję wiele po tej serii (zwłaszcza jeśli liczy ona 28 tomów!) i naprawdę zdziwiłbym się, gdyby miała mnie czymś ona w przyszłości zaskoczyć.

3/10

Opublikowano:



Kenshin #02

Kenshin #02

Scenariusz: Nobuhiro Watsuki
Rysunki: Nobuhiro Watsuki
Wydanie: I
Data wydania: Wrzesień 2004
Seria: Kenshin
Tytuł oryginału: Ruroni Kenshin Vol.2
Rok wydania oryginału: 1994
Wydawca oryginału: Sueisha
Tłumaczenie: Zbigniew Kiersnowski
Druk: czarno-biały, papier offsetowy
Oprawa: kartonowa
Format: 11x18 cm
Stron: 188
Cena: 16 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-