baner

Recenzja

Rising Stars #1

Azirafal, Azirafal recenzuje Rising Stars #1
Wyobraźmy sobie świat. W tym świecie zdarzyło się coś, co nazwano „Błyskiem” - upadek niewielkiego meteorytu, który wybuchł przy zetknięciu z ziemią. Z początku uznano to za rzecz bez znaczenia, wypadek jakich wiele. Ale „zwyczajne meteoryty jakich wiele” zazwyczaj mają jakieś dziwne właściwości, które w specyficzny sposób na kogoś oddziałują. I w tym przypadku nie jest inaczej – 113-oro dzieci, które zostały poczęte podczas trwania owego Błysku w pewnym momencie zaczęło objawiać specyficzne zdolności. Siła, szybkość, umiejętność latania, bycie niezniszczalnym... Każde z tych dzieci umiało coś szczególnego, coś nadzwyczajnego. A dla rządu, każdy kto ma coś nadnaturalnego stanowi możliwe zagrożenie w przyszłości. Nawet jeśli jest to 113 dzieciaków, które urodziły się takie a nie inne. Rząd decyduje się na kompletną izolację dzieci w specjalnym obozie. Oficjalnie „dla ich zdrowia i opieki”, w rzeczywistości, by nauczyć się je kontrolować, dowiedzieć, co i jak w nich tyka. Które mechanizmy łatwiej lub trudniej zniszczyć. Same dzieci też mają czego się dowiadywać. Codzienne wspólne zabawy, rozmowy, przyjaźnie, tajemnice, odkrywanie swoich zdolności i mocy, swoich silnych i słabych stron – wszystko to sprawia, że między tymi dziećmi powstaje więź, trwała i silna. A jednak czasem taka więź może się zepsuć – gdy po pewnym czasie ktoś zaczyna zabijać te specjalne dzieci, które już są dorosłymi ludźmi. Jedni są superbohaterami, drudzy na odwyrtkę, trzeci próbują żyć jak normalni ludzie, a jeszcze inni wegetują na obrzeżach społeczeństwa, do którego nie potrafią się przystosować. Ale przed tajemniczym mordercą nie ucieknie nikt, zwłaszcza jeśli zna on sekrety swoich dawnych przyjaciół i wie jak ich zabić...
Tak po krótce przedstawia się pierwszy album nowej serii twórcy „Midnight Nation” („Plemię Cienia”) – Starczyńskiego. Trzeba przyznać, że seria zaczyna się ciekawie, z kilkoma motywami, które można bardzo ładnie i interesująco rozwinąć. Mimo że komiks ten wydany jest u nas na fali trendu „uczłowieczamy superbohaterów”, nie jest to pozycja wtórna. Starczyński stworzył własne zastępy bohaterów, z własnymi problemami, mocami i życiem. Wcale niekoniecznie łatwiejszym od nas – normalnych, zwykłych ludzi. Psychologicznie realistyczne postaci, problemy prawdziwe jak w życiu, niezła narracja i składne dialogi – wszystko co trzeba, by warstwa fabularna komiksu nas zainteresowała. Jedyne do czego można się przyczepić tak na serio, to ostatnie strony albumu, gdzie kilka stron zajęte jest przez narrację nie dając żadnego miejsca na rysunki. Jak na kogoś o takiej renomie, Starczynski mógł się postarać, by ktoś okrasił te zapiski czymś więcej niż tylko jednym czy dwoma niby-zdjęciami na krzyż.
Jeżeli chodzi o rysunki, to stoją one na dobrym poziomie, utrzymane w stylu "Midnight Nation”, „Fathom ” czy „Darkness”. Typowe amerykańskie obrazki do obejrzenia i powiedzenia: „Niezłe!”. Czasem tylko ma się wrażenie, że rysownicy przesadzają z czernią, ale może to ma być właśnie styl tej serii. Poczekamy, zobaczymy.
Pierwszy album serii jest po prostu wstępem, preludium do głównego dania, które, jak mam nadzieję, zostanie nam podane w kolejnych albumach. Ciekawość rozbudzona. Potencjał jest. Będę czekał...

Opublikowano:



Rising Stars #1

Rising Stars #1

Scenariusz: J. Michael Straczynski
Rysunki: Keu Cha
Wydanie: I
Data wydania: Marzec 2004
Seria: Rising Stars
Wydawca oryginału: Top Cow
Tłumaczenie: orkanaugorze
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 17x26 cm
Stron: 48
Cena: 14.50 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-