baner

Recenzja

Kontra #1(6)/2003

Yaqza, Yaqza recenzuje Kontra #6 (1/2003)
Szósty już kolei numer magazynu "Kontra" jest pierwszym, który ląduje wreszcie w tzw. "oficjalnym obiegu"- i tutaj mała niespodzianą dla wszystkich fanów- połowa opowieści została opublikowana w kolorze. Ale przyjdzie jeszcze czas na rozwodzenie się nad plusami i minusami tej publikacji- przejdźmy póki co do jej zawartości:

--"Amulet" (scen. i rys. Janusz Wyrzykowski; czarno-biały)- zarąbista opowieść o amulecie, który ma przynosić szczęście, i jego kolejnych właścicielach- klimaty steampunkowe, rysunki trochę bisley'owate, ze szczyptą Clarence'a Weatherspoona na okrasę (rzekłby kucharz). Czyta się- niesamowicie. Pierwsza historia, a już zwaliła mnie z nóg.
--"Stara Bałka" (scen. i rys. Sławomir Zajączkowski, kolor)- co to ma być?! "Ogniem i mieczem"? Nieeee, to na motywach powieści Kraszewskiego, podobno...Realia: Rzeczpospolita szlachecka. Stroje z epoki (o tyle o ile można to wywnioskować po tych mizernych rysunkach...), i maniera wysławiania się, i odniesienia do historii...niby wszystko nam miejscu, prawda? To co z tym komiksem jest nie tak? Fabuła- miecznikowa Zboińska rusza na poszukiwanie skarbu w towarzystwie swego wiernego orszaku i córeczki...Proszę państwa- najbardziej nie lubię, kiedy ktoś kaszani dobry koncept.
Zaczyna się świetnie- a pal diabli rysunki, może być ciekawie- ale kiedy dochodzimy do momentu gdy miecznik ogląda mapę z napisem "skarb" człowiek ma zwyczajnie ochotę wysiąść z tego pociągu, bez względu na to na jaki dystans wykupił bilet...Żenada- a rysunki (jakby z czystej przekory) są tak słabe że to przechodzi ludzkie pojęcie- wręcz odstręczają, a prawdę mówiąc odnoszę wrażenie że ich autor szkicował je sobie w zeszycie do polskiego na nudnej lekcji (sam mam gdzieś poutykanych kilka takich zeszytów, co nie oznacza, że opublikowałbym ich zawartość)- anatomia nie jest jego mocną stroną...Zresztą... nic nie jest- szkoda słów. Można pominąć ten mały horrorek i przejść dalej.
--"11 stron" (scen. i rys. Łukasz Ciaciuch, kolor)- humorystyczna opowiastka która powinny przeczytać wszystkie panie bolejące nad niewystarczającymi rozmiarami swych atrybutów- próba zmiany takiego stanu "rzeczy" (hihi) może się skończyć w dość nieprzewidywalny sposób...Rysuneczki przyjemne dla oka (szczególnie gdy urodziwa bohaterka zrzuca przyodziewek...Oj Yaqza, ty stary erotomanie, wstydziłbyś się!), tekstu zero ("opowiadamy obrazem")- a efekt i tak miły. Plus zakończenie- cokolwiek o nim powiemy, na pewno jest oryginalne...
--"Karate Jasiu" #1- Wizyta (scen. i rys. Jacek Przybylski; kolor)- pierwsze skojarzenie: "Kapitan Żbik"- "Wyzwanie dla silniejszego"...w tym legendarnym już zeszycie dzielny Żbik nauczał judo, tu z kolei mamy sekcję karate i...uderzająco podobną manierę w wysławianiu się (czy jak to mawiam "wyjęzyczaniu")...co bynajmniej komplementem nie jest, jeśli weźmiemy pod uwagę iż tamten komiks wydany został jeszcze w "innej rzeczywistości". A teraz uwaga!- jestem bardzo wyczulony na tematykę sztuk walki, dlatego wszelkie moje komentarze będą miały charakter emocjonalny- przygotujcie sole trzeźwiące dla tych, którzy zemdleją i środki uspokajające dla furiatów. Zaczynam.
Dawno nie widziałem takiej pokraki- Z miejsca odniosłem wrażenie, że osoba która to dziwadło poroniła sama albo nie miała ze sztukami walki nic do czynienia, albo pojawiła się na jednym, dwóch treningach- bo żaden adept nie zrobiłby z karate takiego pośmiewiska... Fabuła: do polskiej sekcji karate przybywa niejaki Derek (posiadacz pięknej zielonej czuprynki...wspaniały przykład na samodyscyplinę adeptów tej sztuki walki...aargh) szukający kandydatów do K1 (turnieju wszechstylów, dość klasycznego jednakze, nie takiego jak UFC), a jednym wyzwaniem dla niego ma być tytułowy Jasio... Proszę państwa, po raz kolejny to powiem: żenada. Płakać mi się chce gdy to czytam i kiedy oglądam- sam trenuję sztuki walki i jak widzę takie potworki to aż mnie skręca w środku. Rysunki dopełniają ogólnego obrazu- są zwyczajnie brzydkie jak Monika Levinsky. Przeczytać i zapomnieć? Lepiej nawet nie czytać.
--"Wędkowanie rzeczywistości" (scen. i rys. Krzysztof Iwin; czarno-biały)-...co za dziwna opowieść...nie jest słaba...ale nie wiem czy mogę powiedzieć że jest świetna- ona jest zwyczajnie jedyna w swoim rodzaju...Tak troszkę w klimatach "Phantasmaty" z "Produktu", z drugiej strony ma coś z okładek Dave'a McKeana (tego miłego pana który tworzył namiętnie okładki do "Sandmana") i w końcu czuje się nieco styl Bena Templesmitha ("30 dni nocy")- dziwne, nierzeczywiste, nieco oniryczne klimaty, w efekcie przywodzące na myśl..."Sandmana"- świetne pomysły na konstrukcję planszy (z "wiesz...mam...taką niewesołą wiadomość...babcia umarła..." na czele) i utykaniem tekstu w kadrach na zasadzie chyba tylko i wyłącznie zaintrygowania czytelnika...Dla mnie bomba. Z drugiej ktoś mógłby zarzucić, że czasami zwyczajnie nie wiadomo co się dzieje (no cóż, i takie przypadki kliniczne się zdarzają), ale...co tam. Mnie a historia walnęła jak potężny górnik pokład węgla. Twórca z ogromnym potencjałem- oby na tym nie poprzestał.
--"Idioci" (scen. i rys. Krzysztof Wyrzykowski; czarno-biały)- dmuchana panienka- Ipsi (któż z nas nie marzył o takiej w młodosci?...co? Nie marzyliście? No ja też nie, no co wy, tak mi się powiedziało...), manekin- Nef, robot pełną gębą- Eex i... małpa Boo. Co ich łączy? Podróżują razem. Czy coś więcej? Panna kocha manekina, ją sama zaś najchętniej spałaszowałby Boo. Eex wszystkim przewodzi w ich wędrówce (antypatyczne bydle o zimnym jak stal sercu...no w sumie czego się tu spodziewać). Gdzie zmierzają? Nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że sytuacja między nimi zaczyna się powoli zaogniać- i w każdej chwili może dojść do potężnej eksplozji emocji.
Genialne rysunki- przypominają mi Manarę albo Girauda (czy pamiętacie jego nowelę w "CDN"?)- wykreowane przez Wyrzykowskiego kaniony to mistrzostwo świata (widać jak na dłonie że skalne ściany to jego konik)- podobnie zresztą jak postaci bohaterów- lalka to lalka, manekin jest tyko (aż) manekinem, małpa też spełnia swoje zadanie ("małpa z rana jak śmietana"- "MAXIM")...A co do treści...dziwna to opowiastka, niby o niczym, ale finał jest na tyle zaskakujący że ratuje klimacik nadwątlony przez nijakie dialogi...rysunkowo- trzeba zobaczyć. Ale czytać już niekoniecznie.

I co mogę o szóstym numerze "Kontry" powiedzieć? Naprawdę świetne opowieści przeplatają się z tymi fatalnymi- i to zadziwiająco równomiernie. Są perełki, są też badziewia. Ale tych pierwszych jest na szczęście więcej niż drugich- co nie zmienia faktu, że i tak dam "6". Jest fajnie, ale nie tak fajnie jak mogłoby być. Przydałaby się lepsza selekcja materiału- takie opowiastki jak "Karate Jasiu" zwyczajnie zaniżają poziom (jak koparka głębinowa). Może w numerze drugim będzie lepiej...a póki co- myślę że warto rzucić okiem na ten magazyn- ma potencjał, oj, ma i to niezły. Ale samym potencjałem nic u mnie nie wskóra.

Opublikowano:



Kontra #6 (1/2003)

Kontra #6 (1/2003)

Autor: Janusz Wyrzykowski, Sławomir Zajączkowski, Łukasz Ciaciuch, Jacek Przybylski, Krzysztof Iwin, Krzysztof Wyrzykowski
Okładka: Krzysztof Wyrzykowski
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2003
Seria: Kontra
Druk: kolor, czarno-biały
Oprawa: miękka
Format: A4
Stron: 68
Cena: 13,99 zł
Wydawnictwo: Promewa
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-