baner

Recenzja

Klik

Yaqza, Yaqza, Yoghurt recenzuje Klik #1: Kobieta pod presją
Powiem krótko- jeżeli ktoś bliżej interesuje się komiksami, to z reguły słyszał o Milo Manarze. Wiadomo- jest kilku twórców, o których trzeba było słyszeć- Miller, Sienkiewicz (Bill, nie Henryk...chociaż ten drugi też jakoś znajomo brzmi), Bisley. I Manara. A co najciekawsze, osoby, które to nazwisko znają najczęściej toczą ślinę na wspomnienie jego prac. I robią się mokre od potu i napięcia. I pewne fragmenty ich ciał....eeee, nieważne. I tak by mi to wycięli [A gdzie tam, mamy pełną swobodę wypowiedzi...chyba- Yogh] . Ale podsumowując- Manara jest znany. A to przede wszystkim dlatego, że rysuje chyba najpiękniejsze kobiety w świecie komiksów. Sam Polański wspominał, że fascynują go ciała rysowane przez tego Włocha, a „Guliveriana” (żeńska, erotyczna wersja przygód Gulivera) tak mu się spodobała, że przebąkiwał coś o filmie na podstawie tego albumu. A jak wiadomo, Polański to nie byle kto, wciąż jest ścigany w Stanach za stosunek z niepełnoletnią... [Sama go uwiodła za namową matki, a gdybyś ją zobaczył na zdjęciach z przesłuchania, w życiu nie powiedziałbyś że to 13-latka...na miejscu Polańskiego sam bym....ah, forget it-Yogh]chociaż to chyba nie najlepszy argument żeby zachęcić was do dzieł Manary, hmmmm? Chyba, że się mylę...
Nieważne. Ważne jest to, że nikt nie rysuje kobiet tak jak Manara. One nie są ładne. Nie są piękne. Trudno tez powiedzieć, że to świetne laski. Po prostu- cytując film „American Beauty”- one są zjawiskowe. Trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć.
A teraz w naszym pięknym, specyficznym nadwiślańskim kraju opublikowano aż dwa komiksy tego twórcy. Dodajmy- oficjalnie i na spora skalę, bo przecież już kiedyś mieliśmy „Klika” (teraz osiąga astronomiczne ceny na giełdzie) i „Zapach niewidzialnego” (wydane nie wiadomo przez kogo, jak i gdzie, ale całkiem porządnie, tylko format chyba nie ten...). A teraz mamy „Dwie podróże z Fellinim” (tym zajmiemy się nieco później- to zupełnie inny typ komiksu i zasługuje na dogłębną, wnikliwą i, dodajmy, długotrwałą analizę) i... „Klika” właśnie. No to zaczynamy.
Claudia jest niezwykle piękną kobietą. Jedną z tych kobiet, na widok których mówisz sobie „ciekawe czy gdzieś tu jest bieżnia, bo chyba muszę się przebiec i wziąć zimny prysznic”. Ma bogatego męża (wyglądającego jak krzyżowanie dużej świni z...drugą dużą świnią. W Claudii zakochany jest po uszy doktor Fez, który, niestety, sam wyglądając jak mutacja Terminatora z dzieckiem z Nigerii nie ma zbyt wielkich szans u naszej bohaterki. Doktorek jest załamany, aż do momentu gdy przypadkiem dowiaduje się, że jego dawny znajomy wymyślił maszynę pozwalającą uwolnić pożądanie u nawet najbardziej zakompleksionych osób. I co postanawia zrobić nasz memejowaty doktorek? Oczywiście udowodnić pani Claudii, że w końcu on nie jest taki najgorszy, i że można się oddać komuś jeszcze gorszemu niż on sam. Trudno w to uwierzyć, a jednak. W tym celu porywa swa oblubienicę i wszczepia jej maleńki chip kontrolowany niewielkim przekaźnikiem, który znajduje się posiadaniu nikogo innego jak samego zdesperowanego doktorka-degenerata. I kiedy małpiszon zaczyna bawić się nadajnikiem, panią Claudię ogarnia pożądanie, któremu zazwyczaj daje upust w miejscu, w którym akurat się znajduje. A prowadzi to do wielu ciekawych sytuacji, bo wyobraźmy sobie, że nasza ulubienica wybrała się dla odprężenia do kina z mężem u boku, a tu ni z tego ni z owego bierze ją...no, bierze ją. A ponieważ obok niej siedzi młody paker, więc co mamy? Nici z oglądania filmu. Takich akcji jest całkiem sporo- ofiarami Claudii są chociażby ksiądz, lokaj, prywatny detektyw i jeszcze kilka innych osób. A ponieważ przypadkiem mąż naszej nimfomanki dowiaduje się, co naprawdę się dzieje (chodzi o nadajnik, nie o to że żonka puszcza mu się po kątach z kim popadnie), postanawia jej pomóc odseparowując ją od wpływu diabolicznego (hehe) oprawcy (nadajnik ma mały zasięg).
Fabuła, jak widać, średnio wymyślna, ale jak wiadomo, nie o nią w takich komiksach chodzi. Chociaż przyznam, że i tak się Manara napracował, bo w porównaniu z takim np. pierwszym lepszym skandynawskim „filmem akcji”...a ja znowu nie na temat. Co ciekawe, wszystko ujęte jest w ten sposób, jakby twórca bardzo lekko podszedł do tematu- bez kładzenia zbędnego nacisku na nieistotne elementy, (takie jak litry płynów ustrojowych znane nam z pierwszego lepszego hentai [Jak to ładnie ujął kiedyś Śledziu, mówiąc o Bukkake:”Taka popołudniowa żółta rozrywka”. Jeśli nie wiesz co to bukkake...szejm on ju!-Yogh]) a raczej bawiąc się tym komiksem, zamieniając go we frywolną gierkę stworzoną dla przyjemności czytelnika. Bo taki właśnie jest ten komiks- przyjemny, momentami wręcz zabawny (chociaż wnioski, do jakich dochodzi się po przeczytaniu albumu są dość ciekawe- do czego może doprowadzić sztucznie wywoływane pożądanie?), ale reprezentujący typ komiksu skierowany- ze względu na podjęty temat- dla starszych czytelników, do tego potrafiących podejść do sprawy z pewnym , wymaganym tutaj, dystansem. To komiks stworzony, by...dawać przyjemność. A temu przede wszystkim służą...
...rysunki. Ponieważ to one stanowią o sile tego komiksu. Wiadomo, że komiksy Manary można kupować dla samych rysunków, a ściślej dla rysowanych przez niego kobiet. I tak jest w tym przypadku- piękno ciała Claudii będzie nam dane podziwiać na niejednym kadrze- także w towarzystwie wielu szczegółów...eeee, że tak powiem, anatomicznej natury- i dlatego właśnie komiks ten skierowany jest dla starszych, bardziej wyrobionych czytelników potrafiących docenić subtelne piękno kobiecego ciała w różnych interesujących sytuacjach (i pozycjach). Nie jest to prostacki pornos oparty na zasadzie „Ja, bitte, bitte Hans! Ach! Ach!”- do tego z dubbingiem- a raczej coś między erotyką a porno. Za twarde na zwykły komiks erotyczny, ale nie aż tak...jak to mawiają niektórzy...brakuje mi słowa...drastyczne, o właśnie, jak produkcje sąsiadów z zachodu i północy. „Klik” to po prostu ciekawa zabawa dla facetów. Frywolny, lekki, zabawny i na dodatek przepyszny graficznie komiks skierowany nie tyle do zatwardziałych onanistów, co do...koneserów? Delikatna przesada, ale tak może właśnie być. Bo dla niektórych „Klik” to tylko coś w stylu komiksowego „Catsa”, dla innych zaś...coś znacznie więcej. Artystyczna próba ubrania komiksu prawie pornograficznego w wykwintne szaty sztuki. I efekt jest, przyznać muszę, bardzo pociągający.
Co się tyczy jakości wydania, to mamy twardą, lakierowaną okładkę, porządny papier i jakość druku na podobnym poziomie. Co prawda niektórych może zrazić fakt, że komiks jest czarno biały, ale uwierzcie- w tym przypadku to jeszcze lepiej. Tylko cena może nieco mierzić, ale wiecie...jak ktoś będzie chciał kupić, to nawet cena go nie odstręczy...

Yohjurt: Jak to nam ładnie Yaqza ujął- można interesować się komiksem pobieżnie, można nawet nie znać Helboja czy Sin City, ba, można nie słyszeć nawet nazwiska Polch (ile ja bym dał, by go nie słyszeć...), ale Manarę zna prawie każdy. Przynajmniej ze słyszenia. Odliczam tu młodocianych czytelników... choć w zasadzie to oni są najbardziej....hm...zainteresowani takimi produkcjami...taaaa, sami to znacie, burza hormonów, wąs się sypie drobny, to i zainteresowanie sławnymi produkcjami w języku naszych zachodnich sąsiadów.... Zawsze mnie to zastanawiało- takiego np. Mortal Kombat 2 i 3 zabronili tam sprzedawać, o np. innych gierach jak Blood czy Soldier of Fortune nie wspominając, albo zakazano rozpowszechniania „Nieodwracalne” ostatnio, a za to pornosów kręcą ci tam na potęgę i jest to jeden z filarów ich rynku eksportowego.... W morde jeża, z tematu zlazłem. No więc wracając:
Manarę zna prawie każdy komiksiarz z dowolnej części naszego globu. Nie sposób go nie znać, bo jego nazwisko roznosi się po świecie niczym fabuła kolejnego odcinka Klanu wśród emerytek na bazarku. I nie ma co ukrywać- powód jest oczywisty- RYSUNKI. RYSUNKI. I jeszcze raz- RYSUNKI. wspaniałe (widać, że Manara wnikliwie studiował, khem, kobiece ciało :)).
Można nadmienić jeszcze o powodzie drugim- powiedzcie, ilu mamy NAPRAWDĘ DOBRYCH rysowników erotycznych na świecie? No właśnie. Gdyby było ich tylu co zauszników Radia Maryja (a i niedługo się to grono pomnoży dzięki telewizji T(adeusz)R(ydzyk)WAM), to zapewne Milo zaginąłby wśród innych jemu podobnych autorów. A tak- Manara jest tylko jeden i tylko on rysuje na TAKIM poziomie. I dzięki temu zapewnił sobie miejsce w panteonie twórców komiksowych.
Ja tu nadal o pierdołach, tylko poziom graficzny zdołałem jakoś przybliżyć, a tu przed nami jeszcze parę kwestii.... Fabuła? Jaka fabuła? No, może jak na tego typu produkcję jest nawet dość znośna (trzeba mieć jakiś sensowny pretekst aby ukazać wszelkie „akcje”) , ale swoją złożonością i skomplikowaniem nie powala. Ale i tak wszyscy wiemy, że nie o to w tym komiksie chodzi :)
Sprawa polskiego wydania- śliczna twarda okładka z równie ślicznym obrazkiem na niej, bardzo dobre tłumaczenie i jakość papieru... Do wydania POSTu nie ma się jak przyczepić, choćby się chciało.
Czy to komiks pornograficzny? Nie. Czy komiks artystyczny? Też nie. To raczej coś pośredniego pomiędzy twardą erotyką a dziełem, które ma nieść coś więcej poza doznaniami wzrokowymi, w każdym razie w moim mniemaniu. Ale jak Wy to odbierzecie... Wasza sprawa. Jedno wiem na pewno- „Klika” kupić trzeba.

Opublikowano:



Klik #1: Kobieta pod presją

Scenariusz: Milo Manara
Rysunki: Milo Manara
Wydanie: I
Data wydania: Marzec 2003
Seria: Klik
Tytuł oryginału: Le declic
Rok wydania oryginału: 1983
Tłumaczenie: Ewa Kosakowska
Druk: czarno-biały
Oprawa: twarda, lakierowana
Format: 54
Cena: 24,90 zł
Wydawnictwo: Post
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

ejm2000 -

DO:Yaqza i Yoghurt
Dziękuję za te recenzje. Wreszcie przeczytałam "kilka słów" od osób, które zdają się właściwie odbierać Manarę [albo jak kto woli: odbierać Manarę, tak jak JA].
Mózg mi parował od czytania głupot na temat Klika na innych serwisach w Necie.
Dzięki wielkie ONE MORE TIME......