baner

Recenzja

Kaznodzieja #06: Dawne dzieje: Święty od morderców #1

Macias recenzuje Kaznodzieja #06: Dawne dzieje: Święty od morderców #1
Lubię „Kaznodzieję”. Nawet bardzo. Jest to jeden z tych komiksów, które kupię nawet jeśli krucho u mnie z pieniędzmi (zresztą zawsze można sprzedać nerkę albo płuco. Tudzież dwa metry jelit, pół mózgu lub wątrobę. Dla bardziej przywiązanych do swojego ciała zostaje sprzedaż własnych włosów. Jak na razie mój organizm jest nietknięty, ale coraz więcej wydaje się u nas niezłych komiksów, więc kto wie…). Garth Ennis stworzył komiks zajebisty. Nie cudowny, wspaniały, czy fajny. Po prostu zajebisty. Już po pierwszym tomie (jako tom rozumiem pojedyncze wydanie z Egmontu, a nie cały TPB) wiedziałem, że będzie dobrze. Jak się później okazało, było więcej niż dobrze. „Nowojorscy gliniarze” jeszcze bardziej wkręcili mnie w świat Jessie’ego i jego towarzyszy, lecz dopiero „Aż do końca świata” sprawiło iż pomyślałem „ To jest wielki komiks”. Potem rzuciłem jeszcze kilka stwierdzeń, ale nie ma sensu się w nie zagłębiać ( zresztą próbka jest kilka linijek powyżej).
Następne albumy- Nieco słabsi „Łowcy” oraz grubaśny ( Egmont tym razem nie podzielił oryginalnego wydania i dostaliśmy do rąk ponad dwieście stron „Kaznodziei”) tom „Dumni Amerykanie”. Tam właśnie wyjaśnia się kilka wątków, poznajemy też działalność ojca Jesse’iego w Wietnamie oraz „origin” Cassidy’iego. Znów było nieźle ( choć osobiście nie uważam, żeby „Łowcy” byli dużo słabsi od ogólnego poziomu historii. Po prostu wypadają gorzej na tle innych tomów, ale nadal są solidnym wycinkiem całej opowieści), ale miałem dziwne wrażenie, że po „Aż do końca świata” ten tytuł nie będzie w stanie mnie znów tak zachwycić. Niestety najnowszy tom- „Dawne dzieje: Święty od morderców” potwierdza moje przypuszczenia.
      Tym razem cały album poświęcony jest historii Świętego. Poza wstępem i kilkoma scenami w piekle, cały tom dzieje się na Dzikim Zachodzie ( już wcześniej dało się odczuć fascynację scenarzysty tym okresem historii Stanów Zjednoczonych, co zresztą autor sam wyjaśnia w napisanym przez siebie wstępie). Tam poznajemy mężczyznę, który już wtedy budził strach w innych ludziach. Wtedy jednak był jeszcze człowiekiem. I to takim, który pomimo faktu, iż wszyscy uważali, że jest potworem i złem wcielonym, potrafił znaleźć w sobie dobro oraz kobietę, która go pokochała oraz urodziła mu córkę. Niestety szczęście nie trwało wiecznie. Obie zginęły, zabite przez chorobę. Przyszły Święty nie był w stanie dotrzeć do nich na czas z lekarstwem, gdyż wdał się w konflikt z McCready’m, jednym z okrutniejszych bandytów w okolicy. Po śmierci bliskich mu osób nie zostaje mu nic innego, jak nienawiści zemsta. Zaślepiony furią dziesiątkuje gang McCready’iego, lecz sam ginie, wcześniej skazując się na potępienie, gdyż nie waha się zabić niewinnych, by tylko dorwać bandytę.
Następnym przystankiem, jest piekło. Okazuję się, że to miejsce, tak przerażające dla wszystkich dusz tam przebywających, nie stanowi żadnej różnicy dla przyszłego Świętego. Jest już w nim tylko nienawiść oraz chęć zemsty. Te uczucia doprowadzają do zaskakującego obrotu wydarzeń, w wyniku którego piekło przestaje być tym, czym być powinno. Fakt ten mocno rozwściecza „szefa” całego przybytku- Diabła ( sam Diabeł jeszcze chwile wcześniej ostro przegrywał w karty z Aniołem Śmierci), który to brutalnie rewanżuje się za zaistniałą sytuację. Kiedy jednak widzi, że jego działania nie przynoszą efektów, wraz z Aniołem Śmierci zawierają z przyszłym Świętym układ. Nie wiedzą nawet, jak bardzo wpłynie to na losy świata. Ale zanim to nastąpi, jest jeszcze ktoś, na kim trzeba się odkuć…
     Święty od morderców to ciekawa postać. Małomówny facet, którego już sam wygląd budzi przerażenie i szacunek. Nieśmiertelny, morderczy typ, w którym nie ma już dobra. Jedna z ciekawszych postaci w stworzonym przez Ennis’a komiksie była owianą atmosferą tajemniczości, która zaczęła się nieco rozwiewać w poprzednim tomie ( choć akurat ten wątek nie został jeszcze wyjaśniony). W najnowszej części mamy możliwość dowiedzieć się jak wyglądał proces przemiany zwykłego człowieka w uosobienie śmierci.
Ennis nie odkrywa przed nami całego życiorysu Świętego. Poznajemy jedynie końcowy okres jego egzystencji jako człowieka, oraz pierwsze kroki w nowym „fachu”.
Pomimo tego, że w tom ma być czymś w rodzaju „origin’u” głównego bohatera, to nadal mało o nim wiadomo. Nie znamy nawet jego imienia. Z jednej strony to dobrze, gdyż Święty nie zostaje w ten sposób obdarty z atmosfery tajemniczości i nadal pozostaje enigmatyczną osobą. Z drugiej założenie z góry „ On zawsze był gnojem, tyle że teraz jest jeszcze gorszy” jakoś do mnie nie trafia. Nie znam jednak dalszych części „Kaznodziei”, więc może się okazać, że Ennis celowo zarysował tylko historię tej postaci, by później rozwinąć ją w o wiele lepszym momencie. Dlatego też moje zarzuty mogą okazać się bezpodstawne. Jeśli Egmont przyspieszy tempo, to może przekonamy się o tym jeszcze w tym dziesięcioleciu.
Ennis lubuje się w krwawych scenach, wulgaryzmach itp. I przeważnie nie rażą one zbyt bardzo, gdyż są pewną częścią opowieści i dobrze zgrywają się z konwencją przyjętą w tej serii. Tyle, że jak na mój gust w recenzowanym albumie Ennis trochę przesadził. Rozumiem, że Dziki Zachód to niezbyt przyjemne miejsce, a bohaterowie „ Dawnych Dziejów…” to najgorsi szubrawcy z możliwych, ale można serwować takie patenty z umiarem. Niestety umiaru tym razem( zresztą podobny zarzut stawiano albumowi „Łowcy”).
Zwyczajowo rysunki do regularnej serii trzaska Steve Dillon, jednakże historie zawarte w tym trade’dzie nie były publikowane na łamach „Kaznodziei”, lecz stanowiły osobne mini-serie. Dlatego też oprawą graficzną zajęli się Steve Pugh i Carlos Ezquerra. Jeśli jednak w przypadku tego drugiego pana (znanego z wydanego u nas przez Mandragorę „Pielgrzyma”) możemy mówić o poziomie średnim ( widać, że stara się naśladować Dillon’a co wychodzi mu tak sobie), to w przypadku Pugh’a jedyne co mi przychodzi na myśl, to „ Ale kaszana”. „Kaznodzieja” nigdy nie słynął z graficznego przepychu, ale rysunki były w porządku i w zasadzie nie przeszkadzały w lekturze a nawet po czasie czytający stwierdzał, że taki styl świetnie wpasowuje się w opowieść. Tego niestety nie da się powiedzieć o kresce Pugh’a, która jest po prostu brzydka.
Szkoda, że tym razem dostaliśmy tom ewidentnie słabszy od poprzednich. Tak niestety bywa z pozycjami, które posiadają status „legend”, że spadek formy jest dobrze widoczny i zawodzi czytelnika bardziej, niż w przypadku „średniaków”. W skali szkolnej daje trzy (choć duży wpływ na obniżenie oceny miał niechlujny wygląd pracy;) i mam nadzieję, że następne tomy ( a szczególnie „War In the Sun”) będą lepsze.

Opublikowano:



Kaznodzieja #06: Dawne dzieje: Święty od morderców #1

Kaznodzieja #06: Dawne dzieje: Święty od morderców #1

Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Steve Pugh, Carlos Ezquerra, Richard Case
Kolor: Pamela Rambo
Okładka: Glenn Fabry
Wydanie: I
Data wydania: Wrzesień 2004
Seria: Kaznodzieja
Tytuł oryginału: Vol. 4: Ancient History: Saint of Killers
Rok wydania oryginału: 1996-98
Wydawca oryginału: DC
Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
Druk: kolor, papier offsetowy
Oprawa: kartonowa
Format: 21x29 cm
Stron: 108
Cena: 24,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
7.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Kaznodzieja #06: Dawne dzieje: Święty od morderców #1 Kaznodzieja #06: Dawne dzieje: Święty od morderców #1 Kaznodzieja #06: Dawne dzieje: Święty od morderców #1

Tagi

Kaznodzieja

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-