baner

Recenzja

Hulk w świetle księżyca

Paweł Panic recenzuje Nieśmiertelny Hulk #01
8/10
Hulk w świetle księżyca
8/10
Polski rynek komiksowy nie zawsze był łaskawy dla serii superbohaterskich. W pewnym momencie wydawało się, że po latach świetności, które miały miejsce w ostatniej dekadzie poprzedniego stulecia, regularne tytułu z logiem Marvela bądź DC na okładce już nie mają czego u nas szukać. Porażki kolejnych inicjatyw, takich jak Dobry Komiks czy zeszytowe serie Mandragory, tylko potwierdzały ten stan rzeczy. I wtedy w superbohaterszczyznę wszedł na dobre Egmont.

Wraz z tytułami sygnowanymi jako Nowe DC Comics i Marvel Now, największy krajowy wydawca komiksów pokazał, że w Polsce jest jednak miejsce na cykliczne serie. Po latach widać, że ten ruch się opłacił. Niestety, jak to zwykle w tego typu przypadkach bywa, z ilością nie zawsze idzie w parze jakość. Chęć trzymania ręki na pulsie i wydawania najważniejszych amerykańskich serii sprawia, że poziom ukazujących się pozycji jest bardzo nierówny. Można oczywiście sięgać tylko po reedycje klasycznych, cenionych tytułów – wówczas ryzyko, że wejdzie się na minę jest zdecydowanie niższe. Nie ma jednak co ukrywać, że to dobre albumy wypuszczane w ramach regularnych, świeżych linii wydawniczych sprawiają największą radość. W końcu zawsze miło sobie uświadomić, że nie tylko „kiedyś to były czasy”…

Jednym z takich tytułów, który ma wszelkie znamiona, aby stać się klasykiem, jest „Nieśmiertelny Hulk”. Seria napisana przez Ala Ewinga i zilustrowana w większości przez Joego Bennetta przedstawia perypetie Bruce’a Bannera po kolejnej z jego, jak się okazuje licznych, śmierci. Wprowadzenie sugeruje nam, że tym razem Hulk miał umrzeć naprawdę. Oczywiście śmierć popularnych herosów marvelowskiego panteonu nigdy nie może trwać zbyt długo, więc nietrudno zgadnąć, że nasz bohater szybko wygrzebie się z ziemi i rozpocznie kolejny etap w swoim, nowym, życiu.

Ewing przedstawił koncepcję Hulka jako istoty, która pojawia się tylko nocą i tylko po śmierci swojego ludzkiego alter ego. W ten sposób historia nabrała cech horroru, w dodatku w jego najbardziej klasycznej odmianie. Bo chociaż postać stworzona przez Stana Lee i Jacka Kirby’ego inspirowana była „Frankensteinem” oraz „Doktorem Jekyllem i Panem Hydem”, to z czasem pamięć o tym fakcie uległa rozmyciu. Ewing nie tylko wrócił do korzeni, ale dołożył również motywy rodem z body horroru. W pierwszej części omawianego tomu klimaty grozy wplecione zostały w opowieść drogi, co jeszcze bardziej uatrakcyjniło prezentowaną historię. Raptem po trzech zeszytach scenarzysta zaczął odchodzić od tego pomysłu, wrzucając na ścieżkę swojego bohatera inne postaci z uniwersum Marvela. I chociaż tkwił w tym większy zamysł fabularny, to jednak trochę szkoda, że stało się to tak szybko. Z przyjemnością przeczytałbym więcej takich jednozeszytowych historii w rodzaju: następna miejscowość, następna tajemnica.

Nie sposób napisać o kolejnych wydarzeniach, żeby nie zdradzić za dużo. Hulk w wykonaniu Ewinga to istota w pełni świadoma, nieustępująca inteligencją Bannerowi, obdarzona silnym poczuciem misji, a jednocześnie skażona mrocznym pierwiastkiem, który ujawnia się dużo wcześniej, niż na to wskazują bezpośrednie wydarzenia z kart komiksu. Kluczowy jest bowiem wątek okultystyczny, który ostatecznie zaprowadzi naszego bohatera do miejsca, w którym prędzej spodziewalibyśmy się herosa pokroju Ghost Ridera czy Doktora Strange’a. Scenarzysta próbuje pokazać, jak protagonista zmienia się pod wpływem czegoś na kształt opętania, jednocześnie podrzucając tropy sygnalizujące, że ta zmiana jest tylko pozorna. Że to „coś”, zawsze siedziało w Hulku, niezależnie od jego samoświadomości, inteligencji czy innych czynników – przecząca prawom przyrody moc zielonego monstrum tylko wzmacnia wątpliwości, co do jej prawdziwego źródła.

Sam intrygujący pomysł na fabułę niewiele by dał, gdyby nie zaprezentowano go we właściwy sposób. Na szczęście Ewing jest świetny w snuciu swojej historii. Zanim znudzi nas opowieść drogi, on już serwuje nam superbohaterską jatkę o gigantycznej skali. Nim podziemne laboratoria wywołają u nas klaustrofobię, przeniesiemy się na bezkresne pustynne poligony. I tak dalej. Akcja toczy się wartko, bohaterowie drugoplanowi są bardzo dobrze napisani, a główna postać tego komiksu kradnie każdą scenę, w której się pojawia. I chociaż ktoś może powiedzieć, że to tylko kolejny komiks superbohaterski, w którym istoty o boskich mocach tłuką się po gębach, źli naukowcy robią złe rzeczy, a promienie z kosmosu są rozwiązaniem większości problemów, to trzeba przyznać, że dawno wszystkie te elementy nie zostały tak sprawnie pokazane.

Al Ewing pisał „Nieśmiertelnego Hulka” przez 50 numerów. W omawianym tomie znalazła się pierwsza dziesiątka z nich. Jesteśmy zatem na początku drogi. Jeśli dalsza jej część będzie tak dobra, jak otwarcie, to czeka nas naprawdę kawał emocjonującej podróży.

Opublikowano:



Nieśmiertelny Hulk #01

Nieśmiertelny Hulk #01

Scenariusz: Al Ewing
Rysunki: Joe Bennett, Lee Garbett
Wydanie: I
Data wydania: Wrzesień 2021
Seria: Hulk, Marvel Fresh
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Druk: kolor
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 16,7x25,5 cm
Stron: 244
Cena: 69,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328152298
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Hulk w świetle księżyca Hulk w świetle księżyca Hulk w świetle księżyca

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-