Recenzja
Starcie tytanów
Przemysław Pawełek recenzuje Godzilla vs KongBohaterowie dramatu znani są fanom kina o potworach (czy też kaiju) od dekad. Godzilla to przerośnięty gad, zdolny do niszczenia miast, a Kong to olbrzymia małpa, łącząca dzikość z przenikliwością naczelnych. Samo nieuniknione starcie to jednak dość wątła podstawa fabularna, autorzy dołożyli więc verne'owski motyw podróży do wnętrza Ziemi i łowców teorii spiskowych. Nitki fabularne (zwłaszcza spiskowa) niestety rozwadniają nieco fabułę, w której i tak najważniejsze jest przecież starcie potworów.
Film trwa w efekcie niemal dwie godziny, choć spokojnie mógłby być krótszy, ale najwyraźniej takie są dziś prawa letnich blockbusterów, nawet w czasie pandemii. Na pewno nie można jednak filmowi odmówić efekciarskości - kolejne sceny wypadają dość spektakularnie, zwłaszcza szarpaniny olbrzymich potworów. Od początku jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia, że "Kong: Wyspa Czaszki" sprzed czterech lat był od tej strony bardziej dopieszczony - elementy mimiki czy ruch futra dużej małpy sprawiał wrażenie, jakbym patrzył na autentycznego, a nie cyfrowego bohatera. Tu nie mamy do czynienia z efektami aż tak drobiazgowymi, ale też autorzy musieli stworzyć nie jednego, a kilku olbrzymów, wijących się często wspólnie w trakcie wymiany ciosów.
"Godzilla vs Kong" niestety broni się lepiej jako widowisko niż jako film. Tak jak wspomniałem - fabuła wydawała mi się zbyt rozczłonkowana, ale to jest akurat drugorzędny problem. Gorsze było dla mnie to, że teoretycznie narastającej dramaturgii i starciu bohaterów nie towarzyszyły w moim przypadku żadne emocje, oglądałem je beznamiętnie, a refleksje ograniczały się do uznania dla specjalistów od grafiki cyfrowej.
Najnowsza odsłona MonsterVerse, splatająca wątki poprzednich filmów, pozostaje atrakcją głównie dla fanów serii. Być może historia porwie ich nieco mniej, a może nieco bardziej niż mnie, choć raczej nie oszołomi, dostaną oni jednak zamknięcie pewnego cyklu. Dla pozostałych widzów będzie to kulminacja cyklu, którego poprzednich odsłon pewnie nie widzieli, więc tym bardziej nie mają większych powodów do zainteresowania niż efekty specjalne. Przyznam jednak, że liczyłem na więcej, ale obyło się bez zawodu, i ciekaw jestem jaka przyszłość stoi przed tym kinowym uniwersum potworów. Pandemiczna premiera okazała się być finansowym sukcesem, a także streamingowym rekordem w HBO Max, możemy więc chyba liczyć na ciąg dalszy.
Autor recenzji jest redaktorem Polskiego Radia.
Opublikowano:
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-