Nowe Teksty

Furia, król Artur [recenzja]
Jak komiks ocenił Sławiński?
Zjawiskowa She-Hulk #02, John Byrne [recenzja]
Jak komiks ocenił Sławiński?
Wonka, film [recenzja]
Jak film ocenił Zimiński?
Życzenie, Disney, film [recenzja]
Jak film ocenił Zimiński?

Zapowiedzi

Nowe Plansze

Nowe Imprezy

Forum Alei Komiksu

baner

Recenzja

Niewydarzony projekt

Konrad Łubiański recenzuje Wonder Woman 1984
4/10
Niewydarzony projekt
4/10
Zapowiedzi najnowszych kinowych przygód pierwszej Amazonki świata DC dawały nadzieję, że wytwórnia odbije się od złej passy. Ten kinowy świat zdominował z początku mrok wizji Zacka Snydera i pogoń za Marvelem, który zawładnął superbohaterskim kinem. Miało być rozrywkowo i lekko, a dodatkowy ton opowieści miał dać zwrot w stronę lat osiemdziesiątych. Poprzednie filmy DC - odchodzące od dominującej wcześniej atmosfery - dawały nadzieję, że może się udać. Niestety wyszło jak zawsze, a "Wonder Woman 1984" to niemal podsumowanie tego, dlaczego DC ma problem z dogonieniem Marvela.

Po pierwsze dlatego, że właśnie go goni, próbując naśladować, zamiast zbudować kinowe uniwersum na własnych warunkach - wszak komiksowe światy obu wydawców jednak się od siebie różnią. Warner Bros i DC pośpiesznie dokręciło "Ligę Sprawiedliwości", mającą być odpowiedzią na "Avengersów", bez uprzedniego rozbudowania zaplecza własnych bohaterów, i dopiero teraz, krok po kroku, rozwija wprowadzonych już bohaterów, dobudowując im tło.

"Wonder Woman 1984" to jest dziwny twór, który można chyba nazwać pośrednim prequelem "Batman v Superman" z 2016 roku, gdzie Diana zadebiutowała. Kolejny rok przyniósł "Wonder Woman", czyli jej własny film mocniej zarysowujący postać i jej pochodzenie. Produkcja należała do kategorii 'przyzwoitych', co było tyleż pochwałą, co przyganą. Reżyserka Patty Jenkins zrealizowała film sprawnie, ale odtwórczo i banalnie, bez krztyny oryginalności. DC zrobiło sobie własną, kobiecą wersję otwarcia kinowego tryptyku "Kapitana Ameryki".

Już wtedy coś nie tyle zgrzytało, co wyraźnie czegoś w tym filmie zabrakło, ale WB postanowiło się nie tylko trzymać się reżyserki, ale także zaufać jej na tyle, by sama mogła wykreować kolejny film już od poziomu scenariusza. Decyzję tę można chyba uznać za co najmniej dyskusyjną, bo Jenkins przed Wonder Woman ani nie miała za dużego doświadczenia na fotelu reżysera kinowego, ani jako scenarzystka, a jej jedynym sukcesem do tego momentu był "Monster" z 2003 roku. I tu mamy kolejny problem z DC/WB. Decyzje zarządu spółki i producentów bywają naprawdę osobliwe. Rozumiem, że studio do swojej pierwsze serii o superbohaterce chciało zaangażować reżyserkę, a nie reżysera, nie rozumiem jednak, dlaczego nie poczekano, aż będzie się nim mogła zająć reżyserka z jednak bogatszym dorobkiem, a nie ktoś, kto sprawia wrażenie, jakby go wzięto do filmu z łapanki.

WW84 to projekt niewydarzony. Trwająca ponad dwie i pół godziny produkcja najzwyczajniej się ciągnie i przynudza, a gdy już oglądamy sceny akcji, to wypadają one zadziwiająco mało emocjonująco. Jedynym, co nakręca ten film, jest zarzynany na okrągło motyw muzyczny Diany, przyzwoicie wypadają efekty, Gal Gadot jest śliczna, ale to chyba wszystkie zalety tej opowieści. Na poziomie fabuły otrzymujemy intrygę związaną z potężnym artefaktem - kamieniem, spełniającym życzenia, a którego ubocznym efektem jest poczucie deja vu u widza, który słyszał coś o marvelowskich Kamieniach Nieskończoności. Potężny kryształ trafia w ręce biznesmena, któremu dotąd nie szło, ale który teraz ma w końcu szansę pokazać wszystkim, gdzie - w jego opinii - jest ich miejsce. Nie będzie żadnym zaskoczeniem, że mu się to nie uda, ponieważ to film o Wonder Woman, ale nawet dla niej będzie to bolesna walka, bo straci to, co dla niej najcenniejsze.
"Wonder Woman 1984" nawet nieźle działa na poziomie ogólnej metafory, bo to film mówiący do widza, by uważał, czego sobie życzy. Często to, czego pragniemy, jest odległe, nieosiągalne, ale przez pragnienie tracimy z oczu to, co ważne, a jednocześnie jest przy nas. Prosta, ale ważna refleksja. Niestety tonie w banale i naiwności, która zdaje się pogłębiać z każdą kolejną minutą, aż do przesłodzonego finału, w którym można się dowiedzieć - UWAGA, SPOILER - że ostateczną odpowiedzią na każde pytanie jest Miłość.

Naiwność i banały tego filmu też są dla mnie kwestią nie do końca odgadnioną. Jenkins, decydując się na lata osiemdziesiąte, zdaje się świadomie czerpać z epoki na poziomie estetycznym, ale też na poziomie stylistycznym jeśli chodzi o kino. Niestety cała ta otoczka epoki jest bardziej akcentowana w określonych momentach, niż konsekwentnie wygrywana przez cały film. Na poziomie filmowych chwytów miałem natomiast momentami skojarzenia ze starymi Supermenami z Christopherem Reevem, łącznie z rozbudowywaniem mitologii Diany, to stara szkoła, ale z współczesną oprawą, tylko że nie jest przypadkiem, że już się tak nie opowiada filmów i nie przedstawia bohaterów. Bo jest to naiwne, banalne i niedzisiejsze. Przez cztery dekady zmieniło się zarówno kino, jak i widownia, i nie jest to sprawne czerpanie z retro klimatów - o ile oczywiście to efekt zamierzony, czego też nie jestem pewien.

Tym, co najwyraźniej zdaje się natomiast czerpać ze współczesności, jest natomiast główny wróg. Pedro Pascal jako Max Lord, biznesmen, pragnący władzy dla samej władzy, który obietnicami bez pokrycia zbudował swoją pozycję władcy świata, to po prostu groteskowa parodia Donalda Trumpa. "Wonder Woman 1984" to deklaracja światopoglądowo-polityczna, i jako tak jest wyrazistsza niż sam film. Niestety nawet ten moty nie jest w stanie przesłonić faktu, że film przynudza, dialogi się ciągną, a sceny akcji nie dają oczekiwanego wytchnienia.

I tu znowu dochodzimy do kwestii decyzyjnych studia. Nie jestem w stanie zrozumieć, że po powierzeniu Jenkins po raz kolejny fotela reżyserskiego, a także rozbudowaniu jej kompetencji o współodpowiedzialność za scenariusz i samą produkcję zabrakło momentu, w którym po naradzie zapadłaby grupowa decyzja, by film zwyczajnie skrócić o przynajmniej 40 minut. Być może Warner Bros wystraszyło się powtórki po Lidze i całej aferze ze Snydercutem, ale jednym z głównych problemów kinowego świata DC zdaje się właśnie kwestia zarządzania projektami i kompetencji reżyserów. Tu poszło coś ewidentnie nie tak, skoro zalety filmu (akcja, przygoda, kolorowe lata osiemdziesiąte i Trump jako wisienka na torcie) grzęzną w morzu nijakości.

Ostatecznym problemem WB jest więc chyba brak uczenia się na błędach. Najbardziej udane produkcje kinowe tego świata to odchodzące od pompy, traktujące się z przymrużeniem oka "Aquaman" i "Shazam". Trzecią część "Wonder Woman" zrealizuje znowu Patty Jenkins, która już dwa razy pokazała, że nie potrafi wykrzesać nic wyrazistego z czołowej ikony DC.

Opublikowano:



Wonder Woman 1984

Wonder Woman 1984

Premiera: Kwiecień 2021
Oprawa: DVD, Blue Ray
Stron: 145 min.
Wydawnictwo: Galapagos
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-