Recenzja
Powrót Króla Atlantydy
Przemysław Pawełek recenzuje AquamanArthura Curry'ego poznaliśmy już w "Lidze Sprawiedliwości", ale dopiero tutaj zaprezentowana została geneza tej postaci. Pół człowiek, pół Atlantyjczyk (Atlanta?), żyjący pośród ludzi, coraz bardziej świadom swej mocy, ale niemający pojęcia o ciążącym nad nim przeznaczeniem. Splot wydarzeń powoduje, iż dowiaduje się, że może on sobie rościć pretensje do tronu Atlantydy. Tak się składa, że jest to najlepszy moment, by wczuł się w swoje arystokratyczne pochodzenie, bo zanosi się na wielką wojnę pomiędzy podmorskimi rasami a ludzkością, wojnę, której tylko on może zarazić.
Ogólny zarys fabuły trąca nieco banałem, ale trudno się temu dziwić, bo fabuła naszpikowana jest nawiązaniami do klasycznych narracji przygodowych spod znaku science fiction i fantasy, z "Władcą Pierścieni" i "Gwiezdnymi Wojnami" na czele. Arthur rusza w tym filmie w campbellowską Podróż Bohatera, by odkryć prawdziwego Siebie, i dzięki temu zmieniać Świat.
Nie brak tu lekkiej pompy, ale wszystko utrzymano w luźnym i pełnym autodystansu stylu, który w podobnym stopniu wyznaczyli reżyser i odtwórca tytułowej roli. James Wan zadbał o rozmach, akcję, naprawdę spektakularne efekty specjalne, ale też humor, autoironię czy zabawę stylistyką kina akcji z lat osiemdziesiątych. Życie w bohatera tchnął jednak głównie Jason Momoa. Jak można wywnioskować z dosyć obfitych dodatków z Blu Disca - barczysty Hawajczyk nie tylko dobrze bawił się na planie, ale też sporo dał z siebie. Sporo wysiłku kosztowały go sekwencje akcji, dla odmiany nie musiał się chyba za bardzo wysilać aktorsko, bo po prostu był sobą - spontanicznym i rubasznym, charyzmatycznym mięśniakiem.
Równie duże znaczenie co ton tego filmu, wyznaczony przez reżysera, ma też jego realizacja. Spisali się tu choreografowie, kaskaderzy, operatorzy (nie brak tu pomysłowych, długich i dynamicznych ujęć), a także oczywiście ekipa od efektów specjalnych. Być może niektóre sceny trącają blue boxem, ale zwykle nie widać, jak daleko zaszła tu ingerencja komputerów, mających kolejnym scenom nadać podmorski nastrój, poprzez sztucznie wykreowane falujące włosy, czy unoszące się wszędzie bąbelki i inne drobiny. To niesamowity rozmach na poziomie zaawansowania technologicznego, ale też urozmaicenia designu podmorskich ras.
Film Wana zapewnił mi miłą rozrywkę, przewyższając nie tylko wszystkie poprzednie filmy DC, ale też sporo produkcji Marvela z ostatniej dekady. Słyszałem zarzuty, że film chce opowiedzieć za dużo na raz, ale w niczym mi to nie przeszkadzało, bo dzięki temu miałem jeszcze więcej zabawy. Reżyser miał śmiałą wizję, zawadiacko idąc poza granice konwencji, włącznie z wprowadzeniem do filmu szarży strzelającej laserami armii dosiadającej rekiny. Brzmi głupio? Być może. Ale bawiłem się świetnie. A jak coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie.
Autor recenzji jest pracownikiem Polskiego Radia.
Opublikowano:
Aquaman
Scenariusz: Will Beall, David Leslie Johnson-McGoldrick
Premiera: Kwiecień 2019
Seria: Aquaman, DC Deluxe
Oprawa: Blue Ray
Stron: 143 min.
Wydawnictwo: Galapagos
Reżyser: Wan James
Premiera: Kwiecień 2019
Seria: Aquaman, DC Deluxe
Oprawa: Blue Ray
Stron: 143 min.
Wydawnictwo: Galapagos
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-