Recenzja
Nastoletni wiedźmini
Paweł Panic recenzuje BromPierwszym chwilom obcowania z „Bromem” daleko jednak do zachwytów. O ile okładka prezentuje się naprawdę pięknie, to już ilustracje, które ukazują się po jej otwarciu, wyglądają co najwyżej przeciętnie. Oszczędne tła, błędy w anatomii i ta wiecznie naburmuszona twarz głównego bohatera... Nie ocenia się książki po okładce, ale tutaj naprawdę można było oczekiwać rozbuchanego graficznie dzieła. Kiedy jednak zagłębimy się w lekturę, rysunki szybko zejdą na dalszy plan. Wyrozumiały czytelnik może nawet stwierdzić, że graficzne uproszczenia po prostu były konieczne – cyzelowanie każdej ilustracji mogłoby się negatywnie odbić na płynności narracji. Z pewnością znacznie przeciągnęłoby prace nad komiksem. Ta ostatnia uwaga jest o tyle istotna, że w zamierzeniach autorki „Brom” nie ma być kolejną polską serią, której drugi tom nigdy się nie ukaże. Jeśli tylko dopnie swego, to naprawdę w kwestii oprawy jestem jej w stanie wiele wybaczyć. Z drugiej strony ilustracje w „Bromie” mogą się podobać, wszak charakterystyczna dla wielu webkomiksów mangowo-cartoonowa stylistyka ma naprawdę spore grono miłośników.
Siłą tego komiksu jest przede wszystkim pomysł i jego sprawna realizacja. Unka Odya postanowiła stworzyć serię adresowaną do nastolatków, w której główni bohaterowie będą stawiali czoła zjawiskom nadprzyrodzonym. Nie jest to jednak powtórka ze „Scooby-Doo”, lecz miks powieści w rodzaju „Harry'ego Pottera” i „Percy'ego Jacksona” z klimatami rodem z „Hellboya”. Mamy zatem tytułowego protagonistę, który na samym początku odkrywa, że nie jest tak zwyczajnym nastolatkiem, jak mu się wydawało. Wraz z tym odkryciem okazuje się, że ma dziwną właściwość do przyciągania podobnych sobie indywiduów i trafiania w sam środek wydarzeń, których zwykli śmiertelnicy raczej nie doświadczają. Jest w tej historii trochę nastoletniej dramy, ale na szczęście nie na tyle, żeby odstraszyć czytelników, którym mieszanka zjawisk paranormalnych i licealnych klimatów kojarzy się przede wszystkim ze „Zmierzchem”.
Każdy z początkowych rozdziałów to osobna opowieść osnuta wokół konkretnego nadprzyrodzonego zjawiska. Fenomenami tymi są przede wszystkim objawienia mitycznych stworzeń. Bestiariusz to mocny punkt „Broma”. Odya czerpie z różnych europejskich mitologii, po mistrzowsku dopasowując ludowe opowieści do całkiem współczesnych realiów. Bardzo mi się podoba każdy z jej pomysłów i mam nadzieję, że w kolejnych tomach popisze się nie mniejszą kreatywnością. Akcja opowieści rozgrywa się w Gdańsku i na kaszubskiej wsi. Tereny Pomorza mają ciekawą i burzliwą historię, więc dobrze, że autorka wychodzi poza schemat pogańskiej słowiańszczyzny. W końcu istoty, o których pisze, żyją i szkodzą współcześnie, a nie wyskoczyły z jakiegoś zamkniętego przez wieki sarkofagu. Stąd w opowieści pojawia się zarówno swojska strzyga, jak i przywieziony z Irlandii mięsożerny koń.
„Brom” jest średnio narysowany, ale świetnie napisany. Nie ma tu ani jednego zbędnego kadru. Typowe, i powiedzmy sobie szczerze: jednowymiarowe postacie, z czasem zyskują barw i zdobywają naszą sympatię. Postrzeganie tego komiksu zatem zmienia się tak, jak mimika głównego bohatera – im dalej, tym lepiej. Wszystkie atuty „Broma” docierają do nas powoli, aż w końcu przewracając ostatnią stronę, dochodzimy do wniosku, że jest to naprawdę dobra rzecz.
Opublikowano:
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Galerie
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-