baner

Komiks i Okolice

''The Punisher'' - recenzja gry

Yaqza, Yaqza
    Każdy, kto interesuje się rozrywką elektroniczną, z pewnością zauważył, że często ofiarą wielkich firm dokarmiających graczy swymi produkcjami padają licencje ze świata komiksu. Czasami gry nawiązujące do przygód różnej maści prześmiesznie odzianych herosów bywają produkcjami dobrymi. Znacznie częściej to crapy, jadące na popularności komiksu i starające się sprzedać mając tylko to za argument w droczeniu się z klientem. Po sesji przy komputerze/konsoli tracimy szacunek do takiego np. Bogu ducha winnego Hulka. No i kto na tym zyskuje?

    Punisher, mimo że starał się na różne sposoby unikać kontaktów z rozrywką elektroniczną („jestem zbyt brutalny! Zdeprawuję odbiorców! Proszęęę!!!”) także doczekał się kilku dedykowanych sobie produkcji – w tym świetnej chodzonej bijatyki automatach, w której u boku Nicka Fury’ego walczyliśmy ze zbrodnią łamiąc służącym jej bandziorom to i owo. Chyba każdy, kto grał w ów produkt wspomina go ciepło – chyba zaciętość na twarzy Franka przekładała się na przyjemność z prowadzenia go krętymi alejkami zbrodni przez gracza.

    Era gier 2D odeszła jednak w niepamięć, nadeszły trójwymiarowe, wypchane polygonami po same brzegi modele biegające po obszarze działań mając za plecami kamerę, która nie obawiała się dać nura, skręcić czy z impetem przywalić w ścianę, ograniczając nam widoczność do zera.

    Prędzej czy później Frank Castle musiał zadebiutować w 3D. A jak zadebiutował? Z akompaniamentem wystrzałów i wrzasków, czyli tak jak prawdziwemu propagatorowi kodeksu Hammurabiego przystało. Oko za oko. Czy raczej – życie za oko. To modyfikacja, wprowadzona przez naszego domorosłego prawodawcę.

    Jeśli powiemy fanowi komiksu, że fabuła ma punkty wspólne z wydawaną obecnie przez Mandragorę serią Punisher, że mamy chociażby i rodzinkę Gnucci, i Ruska (czy takie lokacje, jak słynne ZOO), ten poczuje się chyba dość swojsko zasiadając do rozgrywki. Wszyscy inni niechaj nadstawią ucha: Punisher wrócił do miasta i zamierza wziąć się do wiosennych porządków. Zamierza wyeliminować rodzinkę przestępczą Gnuccich, wybijając jednego po drugim jej członków. A że po drodze odwiedzi takie miejsca jak nielegalny warsztat zajmujący się „obróbką” kradzionych aut, bar pełen gangsterów, ZOO (w pogoni za niepoprawnym Buchwackerem) czy posiadłość mamuśki Gnucci, okazji do wykorzystania podręcznego arsenału każdego szanującego się Anioła Zagłady będzie sporo...Ale to nie koniec! Intryga zaprowadzi nas dalej, w głąb dżungli, do instalacji wykonanych przez Rosjan i ich niepokornego przywódcę – tam zaś przyjdzie nam walczyć o naprawdę wielką sprawę. Może zbyt wielką jak na samego jednego Franka Castle, ale należało urozmaicić rozgrywkę ratowaniem....ale przekonajcie się sami. To i tak jeszcze nie koniec...
Co ciekawe, akcja prowadzona jest w retrospekcji – gdyż „w czasie teraźniejszym” Punisher koniec końców został schwytany, jego przesłuchanie zaś prowadzą detektyw Soap i porucznik Richthofen – przypominają poszczególne punkty ostatniej „kampanii” naszego ulubieńca, dając tym samym pole do manewru graczowi, który startuje w tym momencie do misji.


Ach śpij, kochanie.
Jeśli gwiazdkę z nieba chcesz - dostaniesz.
Czego pragniesz, daj mi znać.
Ja Ci wszystko mogę dać.
Więc dlaczego nie chcesz spać?


    Zastanawiacie się, drodzy czytelnicy, co można zrobić odkrywczego w grze o Punisherze? Jakie elementy wprowadzić? Może wątki RPG? Nie, on zawsze był i będzie twardzielem, co tu ulepszać...Przygodówka? Towarzysz do rozmowy z Franka żaden, darujmy sobie...Wyścigi? Zaraz, ja to powiedziałem na serio? Może puzzle? Ale po co otwierać zamek po cichu, jeśli można go przestrzelić albo wybebeszyć nożem? Co nam pozostaje...ano, strzelanina. TPP – czyli zza pleców. Ale jak ją urozmaicić? A specem od czego jest Frank? Od zdobywania informacji, oczywiście, i od eliminowania na wiele atrakcyjnych sposobów biegających wokół gamoniów. No właśnie – o to chodziło.

    Tej grze nie nadano oznaczenia „+18” bez kozery – mimo że większość rozgrywki jest w miarę...pokojowa...to jednak są tu elementy, które nawet takiego wynaturzonego, starego zwyrodnialca jak ja przyprawiły o uśmie...znaczy, zawrót głowy.
    Ale powoli, powoli, po kolei – zacznijmy od eliminowania przeciwników z bliska, by przejść do wszystkich tych uroczych gadżetów pozwalających siać spustoszenie na odległość.
    Gdy dziwnym trafem ktoś pozbawi nas oręża, lub, wyładowując wściekłość na ścianach wystrzelaliśmy wszystkie pestki, pozostaje nam łapać przeciwników i wykonywać na nich natychmiastowe egzekucje. Np. poderżnąć im gardło, wepchnąć granat do przełyku i puścić luzem, strzelić w tył głowy (to gdy mamy jeszcze klamkę)...Kombinacji trochę jest. Można ich też zaciągnąć w specjalnie oznaczone punkty, w których wyobraźnia twórców daje o sobie znać – i np. wyrzucić delikwenta przez okno na bruk ulicy. Po złapaniu przeciwnika można na nim też dokonać niezwykle istotnego elementu „zabawy” – przesłuchania. Służy ono zdobywaniu istotnych dla rozwoju sytuacji informacji – poprzez grożenie biedakowi na różne sposoby staramy się wyleczyć u niego amnezję. No i niech ktoś powie, że z nas zdeprawowani dranie. Pomagamy sobie – i przesłuchiwanemu - odpowiednimi wymierzonymi razami/ruchami broni/itp. Można tłuc głową delikwenta o podłogę, można go bić w brzuch i po twarzy, wpakować lufę do ust, dusić lub skorzystać – ponownie – ze specjalnie przygotowanych punków, tam zaś np. postraszyć wiertarką, piłą, wrzuceniem do basenu pełnego piranii, złożyć w ofierze...możliwości jest sporo, oczywiście każde straszenie może zakończyć się śmiercią przesłuchiwanego...cóż, takie życie. Gra jednak nie nagradza zgonów, odejmując punkty (o nich później).
Nie należy zapominać o możliwości wykorzystania swego nowego pupila jako żywej tarczy – przestępcy dość ochoczo ładują w niego ołów (czyżby jakieś wcześniejsze nieporozumienia przy karcianym stole?), ale taka zasłona pozwala na kilka sekund spokoju, gwarantując przy tym możliwość jednoczesnego używania broni – korzyści są dość oczywiste, można bezkarnie pruć z naszej broni – spada nam jednak mobilność, i jeśli ktoś trzyma za pazuchą granatnik efekty mogą być dość opłakane...

    Zabijać można też korzystając ze specjalnego trybu, w jaki wchodzi Punisher po naładowaniu – docelowo -niebieskiego paska widocznego na dole ekranu. Obraz szarzeje, wszystko się rozmywa i zwalnia, my zaś biegamy miotając nożami w przeciwników. Radość dla oka – i ucha, bo naszemu krzątaniu towarzyszą podejrzane, obłąkańcze wręcz krzywki...Wracają wspomnienia o osobniku nazwiskiem Payne...Max Payne....
Korzystać można także z porozrzucanych tu i ówdzie „wspomagaczy”, w postaci butelek, „bejsboli”, wielkich kluczy itp. – można nimi bądź rzucić, bądź...tak, wyrządzić krzywdę z bliska – wbijając butelczynę delikwentowi w twarz czy tłucząc go na śmierć metalowym kluczem. Wszystko w imię sprawiedliwości.

    Jeśli chodzi broń palną, to wybór jest spory, poczynając od zwykłych pistoletów, przez rewolwery, uzi, shotguna, kilka rodzajów karabinów maszynowych, do wielkiej snajperki i bazooki. Zapewniam Was, że można się nieźle bawić komponując broń na wyprawę – inna sprawa, czy znajdziemy do niej amunicję...

    Oprócz broni z natury rzeczy wymagających trzymania w obu dłoniach, większość plujących ołowiem wynalazków może być używana parami – niezapomniany to widok, gdy Frank przeładowuje na raz dwa shotguny... Niby nic, a cieszy jak diabli.


Wiesz Frank, to chyba jeszcze nie to, spróbuj może bardziej w lewo...


    Co ciekawe, broń można upgrade’ować wydając zarobione w czasie misji punkty – i dokupić np. granatnik czy lunetę snajperską, zwiększając pojemność magazynka, poprawiając celność itp.

    Teraz może co nieco o owych punktach – uzyskujemy je, oczywiście, za eliminowanie przeciwników. Raz więcej, raz mniej, zależnie od tego jak kogoś zabijemy, czy „złamiemy” go w przesłuchaniu itp. Cała sztuka polega na tym, by zdobyć jak najwięcej punktów, gdyż każda misja jest oceniana i otrzymujemy za jej wykonanie „medale” – brązowy, srebrny i oczywiście złoty – ten stosunkowo najtrudniej otrzymać, tym bardziej, że trzeba grać na poziomie Hard...
A najwięcej punktów zyskujemy, gdy nie draśnięci pokonamy level – im dłużej trzymamy się tej zasady i unikamy wzbogacania ciała o metale ciężkie, tym lepiej punktowane są kolejne zabójstwa. By zdobyć złoto nie trzeba na szczęści przejść całego levelu bez draśnięcia – gdyż byłoby to mocno frustrujące – ale i tam musimy się nieco napocić. Ten element to rękawica rzucona ambitniejszym graczom – zdobyć jak najlepszy wynik i odblokować jak najwięcej opcji.

    A jakie bonusy nas czekają? Cheaty różnej maści (np. Frank jest niewidzialny, widać tylko broń, lub grawitacja pozwala miotać przeciwnikami odbijając ich od ścian), galerie ( w czasie przesłuchań można czasem łamiąc przeciwnika wywołać wspomnienia przeszłości Franka), concept arty – czyli projekty postaci i miejsc, w których prowadzona jest rozgrywka, dodatkowe tryby (zabij tylu a tylu przeciwników używając tylko tego, co znajdziesz podczas misji; złam określoną ilość przestępców, każdego na inny sposób) itd.
    W naszej „bazie wypadowej”, gdzie możemy przejrzeć uzbrojenie, status misji, włączyć cheaty itp., mamy także dostęp do archiwów naszej działalności (wycinki z gazet – wielbiciele komiksu nie raz i nie dwa rozpoznają znajomą kreskę Jima Lee czy Whilce’a Portacio) i danych o grubych rybach – tak tych wyeliminowanych, jak i czekających (nie)grzecznie w kolejce do odstrzału.

    Kolejnym smaczkiem dla komiksiarzy będą spotkania z dobrze znanymi z komiksów Marvela postaciami – jak Czarna Wdowa czy Nick Fury. Wspomagają nas oni w misjach, na szczęście dość rzadko, gdyż swoim nad wyraz skutecznym działaniem pozbawiają Franka roboty.

Twórcy postawili w grze na realizm – tak postaci, jak i otoczenie wykonane są dość starannie; najlepiej wypadają sceny przesłuchań i real-time’owe przerywniki, na których widać wieeele szczegółów. Aż się miło ogląda. W trakcie samej rozgrywki może nie zostaniemy przytłoczeni ilością smaczków i realizmem będącym odbiciem potencjału PS2, ale z drugiej strony nie będziemy się też krzywić jak po zjedzeniu cytryny (część przedmiotów można radośnie zdemolować – gratka dla wszelkiej maści pseudokibiców i furiatów) – grafikę ocenić można na 3+/4 – w 6-stopniowej szkolnej skali.
Z muzyką....zaraz...jaką muzyką....prawdę powiedziawszy, ucho nasze nie zostanie specjalnie popieszczone motywami godnymi uwagi, choć pewne motywy mocno budują klimat. Co innego głosy lektorów (przy niektórych gadkach spaść można z fotela; przytoczone z pamięci: „Hej Nick, ilu gości wrzuciliśmy do tej studni?” „Bo ja wiem, więcej niż potrafię zliczyć” „To znaczy, więcej niż 10, tak?” „Hej, p...l się!”) i odgłosy towarzyszące wyrządzaniu krzywdy.

    Sterowanie sprawdza się może nie wyśmienicie, ale na pewno dobrze – używamy dwóch gałek analogowych do poruszania się i celowania (wersja PS2), do tego dochodzą przyciski odpowiedzialne za poszczególne akcje – łapanie, QuickKill, strzał (oddzielnie z prawej i lewej ręki!), kucanie, unik, tryb snajperski....Na joypadzie gra nie sprawia problemów.


Bodypainting w wykonaniu wodza Sroga Mina


    Cieszy oko ładne menu – „baza wypadowa” Franka, czuć można w niej mocno klimat tej postaci, zaś towarzyszący przesiadywaniu tam motyw muzyczny jest jednym z ciekawszych.

    Jedynym mankamentem gry jest fakt iż...po pewnym czasie zaczyna nudzić. I wtedy trzeba sobie zrobić przerwę, bo człowiek zaczyna ziewać przy przesłuchaniach. Najzwyczajniej eliminowanie non stop hord gangsterów staje się monotonne. To spory zarzut, jak dla gry akcji – autorzy nie podołali zadaniu utrzymania gracza cały czas przed telewizorem. „Punisher” dobry jest na półgodzinną sesję – wykonanie misji i chwila odpoczynku dla oczu...
Druga sprawa – gra jest prosta. Grając na poziomie Hard bez większych problemów przejść można większość misji (zdobywając przy tym złote medale!), a schody zaczynają się właściwie tylko przy walkach z bossami. Ku pocieszeniu serc mamy tryby dodatkowe – te już mogą sprawić sporo problemu, dla ambitniejszych i bardziej zawziętych graczy to gratka. Należy się cieszyć z tego rozwiązania, w przeciwnym wypadku gra stanowiłaby tylko kilkunastogodzinną odskocznie od innych tytułów – zagrać i zapomnieć.

    Ogólnie rzecz biorąc, zbierając razem wszelkie za i przeciw, „The Punisher” jest tytułem, w który warto zagrać. Daleko jej do gry wybitnej, trudno ją nazwać bardzo dobrą, ale jest ok. Może sprawić sporo przyjemności i mimo pewnych wad daje sporo satysfakcji, a wprowadzenie innowacji w postaci przesłuchań trzyma mocno przy rozgrywce. Komiksiarze będą mieli dodatkową rozrywkę wyłapując nawiązania do poszczególnych komiksów, znajome sceny, ilustracje itp. Dodatkowo cieszy fakt, że Frank a przedstawiono tak, jak Punisher powinien wyglądać – jako napakowanego twardziela, ze sroga miną eliminując jednego bandziora po drugim. W każdym z nas siedzi mały pacyfikator.

Klikaj tutaj by obejrzeć galerię screenów z gry.
Klikaj tutaj by odwiedzić stronę firmy CD Projekt, oficjalnego dystrybutora gry „The Punisher” w Polsce.

Grę do recenzji udostępniła firma CD Projekt.

Opublikowano:



Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-