baner

Felieton

Komiks w kratkę #2: Judge Dredd

Karol Wiśniewski
Właśnie przeczytałem czarno-biały TPB „The Cursed Earth” z sędzią w roli głównej. Pierwotnie opublikowany w 1978 roku w magazynie 2000 A.D był właściwie pierwszą tak dużą fabułą z Sędzią Dreddem. Pod historią podpisali się Brain Bolland, Mike McMahon, John Wagner i oczywiście Pat Mills.

Rzecz jest wyłącznie dla wielbicieli Dredda. „The Cursed Earth” opowiada o podróży Dredda i jego ekipy z Mega-City One (wschodnie wybrzeże USA) do Mega-City Two (zachodnie wybrzeże USA), poprzez „przeklęte ziemie”, które oddzielają obydwie metropolie. Powodem tego wojażu jest epidemia panująca w Mega-City Two – nasz dzielny sędzia podejmuje się zawieźć antidotum drogą lądową, jako że jedyne (sic!) lądowisko w zakażonych metropolii zajęte jest przez zarażonych i niebezpiecznych ludzi.

Wesoły początek? O nie, najlepsze dopiero przed nami. Przez 20 rozdziałów wędrujemy przez post-apokaliptyczne Stany Zjednoczone wraz z Judge Dreddem. Dredd, czyli ostatni sprawiedliwy, walczy m.in. z dinozaurami oraz ratuje przed śmiercią ostatniego prezydenta Stanów Zjednoczonych, podejrzewanego (częściowo słusznie) o bycie wampirem. Do tego sprowadza na słuszną drogę młodego kryminalistę, ratuje przybysza z innej planety oraz wszędzie zaprowadza prawo i sprawiedliwość bez zgody lokalnych rezydentów, a czasem przy ich zdecydowanym sprzeciwie.

„Nieco kwasiaste” jakby to powiedział jeden z moich znajomych. Cóż, nie można się spodziewać wiele, gdy trzeba co tydzień mieć gotowe 7-8 stron odcinka do magazynu. A „The Cursed Earth” pierwotnie był podzielony na 20 takich rozdziałów, z których cztery nie weszły do wydania zbiorczego z powodu utarczek prawnych. W owych epizodach ekipa Sędziego Dredda została uwikłana w „Burger Wars” między m.in. Ronaldem McDonaldem i Burger Kingiem. Niestety, realne Fast-foody zagroziły procesem – głównie z powodu wykorzystania ich znaków handlowych, więc aby nie drażnić bestii, do tej pory nie wznowiono kontrowersyjnych epizodów.

Trudno. Do przeczytania są setki, jeśli nie tysiące innych - żyjąc w Polsce nie zdajemy sobie sprawy jak wielką postacią jest Judge Dredd. Słowa popularny czy kultowy nijak nie mogą opisać pozycji tego bohatera komiksowego. Jego przygody od wielu lat ukazują się w 2000 A.D i Judge Dredd Magazine (choć ten drugi tytuł przedrukowuje również starsze odcinki) oraz wielu magazynach na całym świecie. Nie sposób zliczyć wydań komiksów z jego przygodami, wszelkich gościnnych występów, tpb, annuali, wydań specjalnych i reedycji. Gość ma nawet własny strip komiksowy w brytyjskich gazetach! Co więcej, w UK można kupić dosłownie wszystko: od ubrań po produkty żywnościowe, których opakowania są ilustrowane Dreddem.

Cóż, pieniądz przede wszystkim i wcale nie piszę o tym zgryźliwie. Sukces Sędziego Dredda i jego obecna pozycja były możliwe dzięki jedynej rzeczy, której brakuje polskiemu komiksowi – pieniędzy. Mamy utalentowanych twórców, mamy wydawców, mamy i czytelników, niestety wszystkich stronom brakuje pieniędzy.

Aby odgonić czarne myśli zacząłem marzyć i zastanawiać się, kto z naszego podwórka mógłby powtórzyć sukces Sędziego – w skali naszego rynku oczywiście – gdyby w odpowiednim czasie znalazły się pieniądze, oczywiście również w odpowiedniej ilości. Wybór ograniczam wyłącznie do tej samej kategorii, do której należy Dredd, a więc komiksu akcji. Do tego heros musiałby być dobrym materiałem dla scenarzysty na setki epizodów.

Myślałem o duecie „Samson&Aurora”, zastanawiałem się nad „Likwidatorem”, który staje się coraz bardziej komercyjnym komiksem. Niesiony wspomnieniami rozważałem też, czy magazyn „Komiks” nie miałaby szansy stać się naszym rodzimym „2000 A.D”. Do tego samego worka wrzuciłbym również „Awanturę” – wszakże to świetne pismo zamknięto nie z powodu złych wyników sprzedaży, ale decyzji wydawcy, który potem był uwikłany w afery finansowe.

Jednakże znalazłem tylko jedną postać, która idealnie nadawała się do odniesienia masowego sukcesu. Przystojny, charyzmatyczny, inteligentny oraz zabójczo niebezpieczny. Jego przygodami emocjonowały się tysiące czytelników „Nowej Fantastyki” oraz „Komiksu”. Odszedł młodo, zawieszony w niebycie poprzez swoich twórców, którzy nie raczyli dokończyć jego przygód – acz ciągle to obiecują. Ladies and Gentelman, jedyny i niepowtarzalny: Funky Koval.

To tylko marzenia, które nigdy się nie spełnią, ale czy nie cudownie byłoby mieć na półce „Funky Koval Magazine”?

Opublikowano:



Tagi

Judge Dredd Komiks w kratkę

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-