baner

Recenzja

Essential Wolverine tom 1

Przemysław Zawrotny recenzuje Essential Wolverine #1
Patrząc na obecną politykę wydawniczą dwóch polskich potentatów komiksowych można odnieść wrażenie, że Egmont i Mandragora - bo to przecież o nich mowa - prześcigają się, czyje wydania będą grubsze i cięższe (w najbardziej dosłownym znaczeniu). Zaczęła Mandra ze swoimi wydaniami kolekcjonerskimi, Egmont na to z grubej rury: Garaż hermetyczny. Jeżeli jakiś szczęśliwiec (i bogacz!) kupił to cudo, musiał zaopatrzyć się w nielichą torbę, by przytaszczyć tego zawodnika wagi ciężkiej do domu. Ostatnie słowo należy jednak do Mandragory, która powaliła konkurenta na kolana (póki co - bo ten ponoć od dawna szykuje From Hell) i rozpoczęła wydawanie Essentiali. 544 strony - to robi wrażenie.

Ja tu sobie dowcipkuję, ale trzeba by coś więcej na temat otyłego, dwubarwnego i niezbyt taniego delikwenta napisać. Przede wszystkim wydanie pierwszych numerów przygód Wolverine'a w czerni i bieli - co zresztą jest pomysłem Marvela, a nie naszej Mandry - jest rozwiązaniem nie tylko uzasadnionym ekonomicznie, ale i w ogóle trafnym. Po pierwsze - Logan zaczynał solową karierę we własnej serii w czasach, gdy chyba tylko Nostradamus odgadłby, że kiedyś będzie się stosować komputerową separację kolorów. W związku z tym komiksy z lat 80. nie tracą wiele na swej wartości, gdy pozbawi się je barw (choć osobiście lubię ten "punkcikowy" sposób kolorowania, jaki można zobaczyć choćby w Semikach z lat 1990-1993). Po drugie - argumenty typu "zostawmy dzieło takim, jakie stworzyli je artyści" są nie na miejscu, gdyż w przypadku Wolverine'a (jak i wielu innych amerykańskich serii) nie mamy do czynienia z dziełem sztuki, lecz zwykłym czytadłem. Zwykłym - ale nie kiepskim. O wartości komiksu w przypadku takich "zwykłych czytadeł" decyduje pomysłowość scenarzysty i jego umiejętności wytworzenia atmosfery i zbudowania fabuły. Kolor i w ogóle sama warstwa graficzna jest tylko dodatkiem. Wolverine'a mógł rysować Buscema, ale równie dobrze kto inny - i nie miałoby to większego wpływu na odbiór fabuły, tak jak ma w przypadku innych komiksów (tutaj nasuwa mi się przykład choćby 100 Naboi, gdzie Risso wydaje się nie do zastąpienia). Wpływu na odbiór nie ma też brak kolorów. Tak więc lepiej mieć 23 oryginalne zeszyty za w miarę rozsądną cenę niż - za taką samą - 10 czy 11. Tym bardziej, że całość w czerni i bieli wygląda intrygująco - przynajmniej jak na moje oko. Swoją drogą - przypomina mi to polskie czarno-białe wydania The Punishera z drugiej połowy lat 90. i dyskusję, jaka się toczyła wokół nich wśród fanów Castle'a.


Oryginalna okładka „Essential Wolverine” #1


Ale wróćmy do Logana. Napisałem, że czytadło to niekiepskie. To prawda, choć poziom tego wydania zbiorowego siłą rzeczy musi być nierówny. Ogólnie rzecz biorąc można Essential: Wolverine podzielić na trzy części. Pierwsza z nich obejmuje numery, do których scenariusz napisał Chris Claremont i w moim odczuciu jest ona najsilniejszym punktem tego wydania. Dzieje się tak głównie ze względu na klimat tych pierwszych dwunastu numerów. Perypetie Wolverine'a-Patcha poszukującego czarnego ostrza czy wplątanego w wojnę gangów przywołują skojarzenia głównie z filmami akcji i przygody lat 70. i 80. - że wymienię tu choćby całą serię Bondów czy Indianę Jonesa. Claremont funduje czytelnikom czystą, bezpretensjonalną rozrywkę w dobrym, starym stylu - bez fajerwerków, bez zapętleń fabularnych, bez głębszych myśli, ale też i bez kiczowatych zgrzytów. Nawet dialogi ujdą w tłumie - daleko im do rewelacji, ale też nie drażnią naiwnością i w sumie są na poziomie. Rzecz się naprawdę dobrze czyta i - o dziwo! - nie przeszkadza w tym nawet Hulk, którego osobiście nie trawię.

Druga część to twórczość Petera Davida. I tu zaczyna się spadanie. Przede wszystkim należałoby scenarzystę wybatożyć za historię z numeru 9. - tę narysowaną przez Gene'a Colana. W scenariuszach Claremonta podobało mi się to, że są bezpretensjonalne, przez co autor dość zręcznie unika zbliżenia się do banału. Aby nie wyłożyć się na trudnym temacie, po prostu go nie podejmuje skupiając się na opisaniu zdarzeń i stworzeniu ciekawej historyjki - i efekt jest niczego sobie. Nie da się tego powiedzieć o Davidzie. Podejrzewam, że historia o irackiej zakonnicy miała na celu pokazać, do czego prowadzi okrucieństwo. Taka komiksowa opowiastka z morałem, przesłaniem i do zastanowienia się. Wyszedł kicz, a jedynym wnioskiem płynącym z tej historii jest "po co, człowieku, bierzesz się za trudne tematy, skoro im nie podołasz?" W rezultacie "przesłanie" zostało zbanalizowane i powstała rzecz niejadalna. Zresztą błąd popełniony w tej historyjce przez Davida wielokrotnie był i jest powtarzany przez twórców komiksowych. Teraz popełnię tu bluźnierstwo, ale rzecz tyczy się również Barry'ego Windsor-Smitha i jego Weapon X, ponoć najlepszej opowieści z Loganem... Komiks, którym aż wstyd się nie zachwycać jest w moim odczuciu kiczowaty z tych samych powodów, co historia autorstwa Davida. Jednym z niewielu amerykańskich scenarzystów piszących dla Marvela, który umiał wyjść z twarzą z trudnych opowieści jest J.M.DeMatteis (ten od Ostatnich Łowów Kravena).

Co do innej opowieści Petera Davida zawartej w Essie, tej o Kamieniu Gehenny, to jest ona lepsza, lecz brakuje jej wiele do poziomu ustanowionego na początku przez Claremonta. David rezygnuje tu wprawdzie z poważnych tematów, ale w zamian za to daje banalną, przydługawą i pełną wpadek fabularnych opowieść (nie mogłem przeboleć niektórych postaci - jak np. zwariowanego braciszka, który myślał, że jest co raz to innym bohaterem filmu - żenada). Zresztą historia ogranicza się do tego, co niegdyś raz na zawsze zraziło mnie do Blade'a II - do kilku większych bójek bądź pościgów samochodowych (jak w części drugiej Kamienia Gehenny) luźno ze sobą połączonych. Tę fabułę tak prostą, że aż prymitywną ratuje jedna rzecz - klimat, bo akurat jego nie można opowieści Davida odmówić. Jest to jeden z nielicznych atutów, ale za to sprawia on, że całość jest w miarę znośna. A już na pewno, gdy porównać to...

...Z kolejną, trzecią częścią autorstwa trójcy Goodwin-Byrne-Janson. Tu napiszę krótko - opowieść o cyborgu Geiście posiada wszystkie wady poprzedniczek. Czyli banalna fabuła z naiwnymi rozwiązaniami i do tego jeszcze silenie się na moralizatorstwo w postaci ciągłego przypominania, że Logan może przezwyciężyć bestię w nim ukrytą. O banale pisałem wyżej. Tragiczne są też postaci - Roughouse przerobiony przez ś.p. Goodwina na "fajnego chłopaka" czy infantylna La Bandera (ciekaw jestem, skąd ona ma tę swoją moc zagrzewającą do walki...). Można więc odnieść, że Amerykanom pomysły na historyjki o Loganie skończyły się gdzieś około 12., może 17. numeru serii, a potem to wypuszczali tylko zapchajdziury. W tym kontekście należy się zastanowić, czy warto jakby co odkładać pieniądze na drugi tom Wolverine'a> (z dalszymi przygodami) zapowiedziany przez Mandrę - w końcu to niemała sumka...

Rysunkowo jest za to dobrze i równo. Jak napisałem na początku komiksowi brak kolorów nie szkodzi. Moim faworytem jeśli idzie o graficzną stronę tego Essa jest - również ś.p. - John Buscema tuszowany przez Williamsona, czyli nie ma to jak magia atmosfery pierwszych, "Claremontowskich" części. Rysunki poniekąd ratują ten komiks, który mimo wielu wpadek i tak pozostaje niezłym czytadłem.

Nielekka więc rzecz z tym naszym Essentialem. Myślę, że w sumie lektura jego jest ciekawym doświadczeniem i dobrze, że ktoś w końcu zdecydował się uporządkować dzieje marvelowskich postaci (o ile to w ogóle możliwe). Stare historyjki z Wolverinem pełne są drażniących wpadek fabularnych, ale też dają rozrywkę, gdy się na niektóre rzeczy przymknie oko. Trudniej przymknąć na cenę, która zawziętych fanów nie zniechęci, a resztę...

Opublikowano:



Essential Wolverine #1

Essential Wolverine #1

Scenariusz: Chris Claremont, Peter David
Rysunki: John Buscema, Bill Sienkiewicz
Okładka: Marek Oleksicki
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2005
Seria: Essential
Wydawca oryginału: Marvel
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka
Format: 17x26 cm
Stron: 544
Cena: 79,90 zł
Wydawnictwo: Mandragora
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Tagi

Essential

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-