baner

Recenzja

Likwidator Alternative – Antologia część I

Karol Wiśniewski recenzuje Likwidator Alternative - Antologia 1
Uważam, że w polskich komiksach przeważają postacie epizodyczne. Ledwo co się pojawiają w jednej, dwóch historyjkach, już znikają na zawsze, głównie z braku zainteresowania publiczności, wydawców, bądź zniechęcenia twórców. Tak naprawdę ostatnie dziesięciolecie przyniosło nam tylko kilka kultowych i zarazem popularnych postaci – Jeża Jerzego, swobodną ekipę, Wilq’a i... Likwidatora.
Można go kochać, można go nienawidzić, lecz nie sposób być wobec niego obojętnym. Właściwie każdy, kto czyta polskie komiksy, musiał się z nim zetknąć. Przygody naszego herosa były publikowany w wielu pismach i pisemkach m.in. w Wypierd! czy Produkcie, a Likwidator stał się najbardziej popularną postacią komiksu undergroundowego. I właśnie w swoje dziesiąte urodziny staje się bohaterem własnej antologii.

"Oddam w dobre ręce"


Twórca „Likwidatora” - Ryszard Dąbrowski, zaprosił do współpracy najlepszych -według niego - polskich rysowników młodego pokolenia. Na propozycję przystało aż 26 rysowników, którzy obiecali stworzyć swoje własne wersje Likwidatora. Niektórzy pracowali nad nimi w duetach ze scenarzystami. Wszyscy poświęcili swój czas i talent, nie biorąc za to ani grosza – tak działa magia Likwidatora!
I część antologii zawiera 9 nowelek i kilkanaście portretów Likwidatora. Wśród autorów nowelek przeważają młodzi twórcy, niektórzy mogą uchodzić niemal za nieznanych.
Z głośniejszych nazwisk mamy tu Janusza „Klarensa” Pawlaka oraz Karola „KRL” Kalinowskiego. Inne sławy, takie jak Truściński, Śledziu czy Leśniak zapowiadane są na część następną.

"Nie poznaję kolegi..."


Nowe wersje Likwidatora odchodzą dość daleko od oryginału – nie ma już dyskusji i polemik filozoficzno-światopoglądowych, mniej też ekologii. Autorzy idą raczej w stronę rozrywki, stąd też efektownych likwidacji nie brakuje. I tu również pojawiają się zmiany, mianowicie odejście od klasycznego wizerunku Likwidatora, który z zasady nigdy nie zabijał dzieci ani seksownych panien. Teraz mu się to zdarza. Ciężkie do przełknięcia są też próby (na szczęście tylko fragmentaryczne) pokazania jego prawdziwej twarzy. Nasz hero często z głównego bohatera staje się postacią drugoplanową, a jego ukochana – Likwidatorka – pojawia się tylko epizodycznie.
Szczególnie mocno swoje piętno odcisnęli na bohaterze Cabała i KRL. Świat, który stworzył Cabała, jest odbiciem scenariuszy „Pomidorowej”, „Mroku” oraz „Kary Bożej”. Brutalny seks (lub jego próby), czarne charaktery w osobach księży oraz Likwidator. Wynik łatwy do przewidzenia... Z kolei KRL stworzył historyjkę, w której umieścił swoje ulubione motywy – nie do końca normalne dzieci oraz „Gwiezdne Wojny”. Inni twórcy wplatają Likwidatora w ramy science-fiction z elementami humorystycznymi (Chochowski z Zarębą) – lub bez (Ciszak).
Podobnie jest z kwestami społecznymi, przedstawionymi karykaturalnie (Madej, Mieszkowski), bądź realistycznie i brutalnie, jak czyni to Sopo do scenariusza Bizona. Ten ostatni pokazał już w „Produkcie” i w „Finale”, że potrafi opisać społeczeństwo lepiej niż niejeden socjolog.
Graficznie autorzy zachowują swój styl. Na szczęście dla czytelnika – oglądanie tłumu identycznych Likwidatorów mijałoby się z celem antologii. Nowych wersji jest kilkanaście, jednak w większości z nich rzuca się w oczy ta sama cecha: atletyczna budowa Likwidatora. O ile w oryginale był raczej przeciętnie zbudowany, to teraz wyraźnie przybrał na masie mięśniowej. Nasuwają się też automatyczne skojarzenia z postacią Punishera. Trudno się dziwić, w końcu obydwie postacie preferują czarne stroje i dla osiągnięcia swych celów stosują równie radykalne środki. Z innych inspiracji nasuwają mi się: Venom w wersji McFarlane’a (ach te śliczne ząbki) oraz Red Skull. Paradoksalnie ucieleśnienie anty-amerykanizmu zyskuje postać superbohatera rodem z amerykańskiego komiksu. Po uświadomieniu sobie tego faktu inaczej patrzy się na nowelkę autorstwa Janusza „Klarensa” Pawlaka, która opisuje walkę Likwidatora z superbohaterami „made in America”. Wśród ogółu portretów Likwidatora na uwagę zasługują jeszcze Krzysztof Gawronkiewicz - za humor, oraz Zabdyr - za oryginalność.

"W tak pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnej"


Edytorsko album stoi na wysokim, jeśli nie najwyższym poziomie. 68 stron w czerni i bieli (plus kolorowa okładka) na świetnym papierze - tylko za 11 zł. Brawa dla autora i wydawcy! Kolor czarno-biały wręcz pomaga w lekturze, w końcu to sztandarowe barwy Likwidatora. Jedynym minusem jest historia „Likwidator & kapłan Qetzalkoatla”, Olafa Ciszaka, która w pierwowzorze jest kolorowa, a tu widzimy ją w odcieniach szarości. Nie wygląda to zbyt uroczo... Lepszym posunięciem byłoby wydanie jej w oryginalnej kolorystyce, zwłaszcza że następna część antologii ma być wydana w kolorze.
Niestety większość nowelek jest na przeciętnym poziomie. Widać tu dobrze problem polskiego komiksu – świetni rysownicy, lecz scenariusze średnie. Stąd też moje wahanie w kwestii jednoznacznej oceny albumu. Niby wszystko jest super, na połysk i glanc, jednak album ten nadaje się bardziej do oglądania, niż do czytania.
Mimo wszystko warto kupić ten album – w końcu postać jest trendy, a i antologia twórców polskiego komiksu się przyda.

Opublikowano:



WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-