baner

Recenzja

Zbir #1: Ciągle pod górkę

Karol Wiśniewski recenzuje Zbir #1: Ciągle pod górkę
Oto historia komiksu „Zbir” oparta na faktach (wersja ala „Love Story”). Występują On i Ona. On (w roli głównej Eric Powell) to młody, aczkolwiek średnio przystojny, za to bardzo utalentowany rysownik komiksów, który nie odniósł jak dotąd upragnionego sukcesu. Natomiast Ona (Robin Powell) koloruje jego ilustracje. Za jej namową Eric zapożycza się i tworzy wydawnictwo, by móc samodzielnie wydawać „Zbira”. Zamiast wielkiej klapy w finale, mamy happy end. Komiks odnosi sukces, zarabia porządne pieniądze, zewsząd sypią się nagrody, zaproszenia na konwenty i propozycje współpracy. Nikt nie umiera, no może poza Wallym Westem* i Joey Ramone**. Napisy końcowe.

Pogubiłeś się? To normalne - takie jest właśnie pierwsze wrażenie po lekturze „Zbira”. Komiks jest świetny, przezabawny, a do tego dość oryginalny. Tylko o co w nim chodzi? W nienazwanym mieście żyje Zbir - główny bohater – oraz jego kumpel i pomagier Franky (nie mylić z Funkym). Chronią miasto przed Kapłanem i jego armią zombie, do tego dochodzi jakiś tajemniczy Labrazio. Kto jest kim, co ich łączy? Odpowiedzi znikąd, nie liczcie na wyraźne prezentacje bohaterów lub jakieś zbawienne retrospekcje. W obcowaniu ze „Zbirem” trzeba uzbroić się w cierpliwość. Zapewniam, że warto.

Aby nie skreślić „Zbira” już na starcie należy się w niego wczuć. Komiks zrobiony jest bowiem z typowego dla współczesności przemieszania różnych form. Pierwszą, która od razu rzuca się w oczy, jest slapstick. Termin ten kojarzy się głównie z filmami komediowymi o dość ciężkim humorze. Czyli spuszczanie pianina na głowę, groteskowe niebezpieczeństwa, rozdawane tu i ówdzie kopniaki lub inne formy radosnej przemocy fizycznej. Ale slapstick to przede wszystkim szalone tempo akcji oraz jej nieprzewidywalny tok. Taki właśnie jest „Zbir”: naprawdę nieprzewidywalny. Czytając go nie sposób zgadnąć, w jakim kierunku pójdzie akcja, co zdarzy się za chwilę i jak skończy się kolejna historyjka. Pełny żywioł, zupełnie jak w pierwszych numerach „Wilq”.

Kolejnym mocnym i dość oryginalnym pomysłem w „Zbirze” są nawiązania do kina. Cały komiks jest stylizowany na filmowe lata czterdzieste, wystarczy spojrzeć na Zbira i Frankiego, ubranych jak przystało na typowych cwaniaków z tamtej epoki. Zresztą tyczy się to również innych postaci, ich samochodów, zwyczajów, niekiedy dialogów itd. Pojawiają się też silne skojarzenia z kinem noir (którego akcja zazwyczaj dzieje się właśnie w latach 40) oraz z nieco późniejszymi dokonaniami kinematografii. Mówię tu o nawiązaniach do horroru i science fiction. Jak sam Eric Powell, przyznał jako dziecko pasjami oglądał horrory, a jedyne, których nie mógł znieść, to były filmy o zombie. To właśnie te stwory uczynił głównymi antagonistami w „Zbirze”. Nie nazywam ich „czarnymi charakterami”, gdyż Zbir i Franky to dwóch złodziejaszków, bandytów, zabójców i okrutników. Ale mają pewną zaletę:

Są śmieszni.


Jeśli lubisz „Zbira” i makabryczne widoki zawsze możesz pokusić się o zestaw ikon z twarzami bohaterów serii – dostępne na stronie Dark Horse


Humor jest zdecydowanie największym składnikiem atutem „Zbira”. A jest to humor dość ciężki, żeby nie powiedzieć czarny jak węgiel, czasem nawet mało strawny. Do tego dochodzi poważne stężenie oparów absurdu, widać, że Eric uwielbia Monty Phytona. Pojawia się nawet scena, w której jedna z postaci ogląda w telewizji słynny skecz z „Hiszpańską Inkwizycją”. Do tego wielka zielona łapa waląca ludzi mówiących o Labraziu kojarzy się z Monty Phytonowskim 16-tonowym „uciszaczem”. Takich nawiązań jest więcej, np. przerywnik z ze sklepem zoologicznym skojarzył mi się z conajmniej dwoma skeczami. Zresztą przyjrzyjmy się temu bliżej: sklep zoologiczny prowadzony przez nazistów atakują skinheadzi. Absurdalne prawda? A do tego dochodzi jeszcze jeden smaczek – oto szef sklepu widząc atak skinów krzyczy „Lysole!”. I faktycznie atakujący wyglądają całkiem jak postacie z gry „Baldies!”*** (ang. Łysi, ew. Łysole)! Naziści kontra gra komputerowa. Nieźle...

Do pełnego obrazu „Zbira” potrzeba nam jeszcze bliższego przyjrzenia się inspiracjom i eksperymentom graficznym. Autor sięga czasem do form komiksu złotego wieku, wykorzystuje np. charakterystyczny kadr w kształcie koła, w którym są umieszczane twarze bohaterów. Bawi się też reklamami z tamtego okresu: „Mały zestaw do lobotomii” wygląda mi na parodię „Zestawu małego chemika”, który był marzeniem każdego dziecka w latach 30 i 40. Dorzućmy jeszcze reklamę pigułki ”Megaciało” i mamy charakterystyczny dla tamtego okresu wzór reklamy: rysunek modela z obowiązkowym uśmiechem. Jeśli chodzi zaś o inspiracje czerpane z komiksów współczesnych to sprawa nie jest taka prosta. Najsilniej nasuwa się skojarzenie z Hellboy’em, do tego zauważyłem wyraźne aluzje do Hulka i Swamp Thing. Tych bardziej mglistych jest kilkanaście (Slaine? Sandman?), a ilu nie zauważyłem? Tylko sam all-mighty oraz Eric Powell to wiedzą (no i Chuck Norris).

Polski czytelnik rozpoczynając przygodę ze „Zbirem” może poczuć się trochę zagubiony. „Ciągle pod górkę cz. I” to pierwsza połowa „Nothin' But Misery”, który jest zbiorem krótkich nowel oraz zamieszczanych tu i ówdzie przygód Zbira (polski wydawca postanowił dzielić amerykańskie wydania na pół, za wyjątkiem tych mniejszych). Właściwa seria „The Goon” rozpoczyna się dopiero z drugim tomem amerykańskiego wydania zbiorczego (a po drodze jest jeszcze album „zerowy”). Wprowadza to sporo zamieszania, jednak z drugiej strony ten komiks nie ma zbyt wyraźnie zarysowanych wątków i nieznajomość wcześniejszych dziejów Zbira i Frankiego nie powinna przeszkadzać w lekturze.

Jakieś minusy samego komiksu? Hm... Żadnych! „Zbir” jest jednym z najlepszych ostatnio wydanych w Polsce komiksów i warto zapłacić za niego nawet tę dość wysoką cenę. Jednakże muszę zaznaczyć, że jest to moja subiektywna opinia. Tak naprawdę nie jest to komiks dla wszystkich (a na pewno nie dla dzieci). Zanim więc w niego zainwestujesz, pożycz od znajomych jeden numer albo poczytaj go w Internecie****.


*Wallace "Wally" Wood (1927-1981) – amerykański scenarzysta i rysownik. Najbardziej znany z tworzenia komiksów SF, otoczonych dzisiaj prawdziwym kultem. Związany z wydawnictwem Educational Comics oraz satyrycznym pismem „Mad”. Nie mogąc pogodzić się ze złym stanem swego zdrowa popełnił samobójstwo. Eric Powell wymienia go jako jedną ze swych największych inspiracji.

**Joey Ramone (1951-2001) – wokalista i współzałożyciel punkowego zespołu „The Ramones”. Wraz z Wallym Woodem jest wspominany przez Powella we wstępie do I i II części „Zbira”.

*** Baldies – Wydana w 1996 roku gra strategiczna stworzona przez Creative Edge Software.

**** Dla zainteresowanych: www.thegoon.com - oficjalna strona Zbira; www.darkhorse.com/zones/goon/ - strefa Zbira na portalu wydawcy, firmy Dark Horse. Można tam przeczytać fragmenty wszystkich numerów Zbira, w tym cały numer pierwszy, który w Polsce dopiero zostanie wydany (stan na początek roku 2006).

Opublikowano:



Zbir #1: Ciągle pod górkę

Zbir #1: Ciągle pod górkę

Scenariusz: Eric Powell
Rysunki: Eric Powell
Wydanie: I
Data wydania: Grudzień 2005
Seria: Zbir
Tytuł oryginału: The Goon: Nothing But Misery
Rok wydania oryginału: 2003
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka
Format: 170x260 mm
Stron: 64
Cena: 23.90 zł
Wydawnictwo: Taurus Media
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Tagi

Zbir

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-