baner

Recenzja

Zbir #2: Ciągle pod górkę #2

Karol Wiśniewski recenzuje Zbir #2: Ciągle pod górkę #2
     Jeśli nie miałeś do czynienia z poprzednią częścią „Zbira” – nie załamuj rąk. To nie ma znaczenia. Zarówno pierwsza jak i druga część „Ciągle pod górkę” to zbiór nowelek, które uzupełniają właściwą serię*. Co prawda istnieje w „Zbirze” pewien główny wątek, ale nie jest to rzecz wokół której kręci się cały świat. Autor komiksu, Eric Powell, podchodzi do sprawy na luzie. Sam komiks nie traci na tym, a nawet zyskuje.
     Co to więc za komiks, wokół którego ostatnio jest tyle szumu? Spróbujmy opisać go w kilku słowach: połączenie klimatów, ala Lovecraft z niezwykle czarnym humorem. Dodajmy do tego stylizację na lata 40 oraz liczne nawiązania do dziesiątej i jedenastej muzy. Aha, jest jeszcze Zbir i Franky, para drobnych, acz śmiertelnie nieprzewidywalnych gangsterów. I armia zombie pod dowództwem Kapłana – na śmierć o nich zapomniałem. A nad wszystkim góruje absurdalny i czarny humor, który potrafi bardzo przywiązać do tego komiksu.
     Główni bohaterowie „Zbira”, czyli właśnie Zbir i Franky, są właściwie antybohaterami: brzydcy i niemoralni cwaniacy, którzy chronią miasto, bo im się za to płaci. Do tego zabijają zombie, prowadzą ciemne interesy, a ich metody ograniczają się do rozwiązań siłowych, włącznie z zabójstwem. Czytelnik jednak mocno się do nich przywiąże – w końcu mają też wiernych przyjaciół, potrafią ruszyć komuś na ratunek i ogólnie nie mieli w życiu lekko. W dodatku komiks jest tak szaleńczo zabawny, że nikt nie będzie traktował ich na poważnie.
     I tak w drugiej części „Ciągle pod górkę” mamy origin Zgreda, czyli „Szeryfa jedzącego zombie” (!), który oryginalnie pojawił się już w pierwszej części serii „The Goon”. Taaak, to wesoły komiks. Sama historyjka jest typowo „Zbirowata”: sporo przemocy, nieco sarkazmu i satyry (nawet społecznej), parodiowanie klasyki filmowej oraz duża porcja śmiechu – przede wszystkim z krzywdy bliźniego. Całość zgrabnie narysowana, w dodatku pierwsza nowelka pokazuje dwa główne style jakimi operuje Powell. Do opowiadania historii „głównego nurtu” używa przyjemnego i przejrzystego stylu, natomiast do wszelkich retrospekcji - rysunków szkicowych, utrzymanych w kolorystyce sepii.
     Następne historyjki są już tylko pobocznymi nowelkami, bez wielkiego wpływu na główny nurt opowieści. Mamy tu opowiastkę bożonarodzeniową, przygodę z prestidigitatorem (i jego klątwą) oraz inwazję kosmity (jednego) na Ziemię. Cały czas towarzyszy nam absurdalne poczucie humoru Powella, oraz jego liczne filmowe zamiłowania. Widać je szczególnie w „Ataku jednookiej kanalii z kosmosu”, parodii filmów sf z lat ‘40 i ‘50 (takich w rodzaju „To coś wyszło z morza”). W tej samej nowelce autor udowadnia, że potrafi śmiać się z samego siebie (i chyba swej amerykańskiej edukacji, zwróćcie uwagę na opinię naukowca dotyczącą wody).


„To przyszło z głębin morza” – klasyk filmów grozy z 1955 roku


     Eric Powell daje w „Zbirze” popis swych uzdolnień nie tylko jako rysownika, ale i scenarzysty. Dla niego historyjka może zacząć się od parodii Conana, po czym błyskawicznie przejść do normalnego dla „Zbira” trybu akcji. Punktem stycznym obu fabuł czyni... placek, lecz wyłącznie wirtualnie, gdyż w nowelce nigdy się on nie pojawia i nie ma żadnego wpływu na rozwój wydarzeń. Autor przerywa też niekiedy narrację planszą, która na początku nie ma właściwie żadnego związku z samym komiksem (np. absurdalna reklama), po czym umiejętnie wplata nawiązania do niej bądź przenosi ją w całości do świata Zbira.
     Całość komiksu ubarwiają liczne odwołania do kina oraz komiksów np. stylizowanie kobiety na Femme Fatale, pastisz okładki „Tales of The Crypt” czy parodia bohatera ze Złotej Ery Komiksów. Powell lubi też umieszczać na drugim planie i w tle przeróżne aluzje, niekiedy czytelne tylko dla samego autora.
     Moje zdanie o „Zbirze” – jeśli lubicie niekonwencjonalny humor oraz jesteście miłośnikami starego kina, zróbcie miejsce na wasz nowy ulubiony komiks. Jeśli zaś nie bawi was walka z zombie w rytmie humoru spod znaku Monty Phyton i nie podniecają was lata 40, to dajcie sobie spokój.

Karol Wiśniewski – człowiek, którego nie będzie na pierwszym Guns N’Roses w Polsce.


* Amerykański trade paper back „Nothing but Misery” (polskie “Ciągle pod górkę” cz. I i II) zawierał historie ze Zbirem, publikowane w różnych czasopismach równolegle z ukazywaniem się właściwej serii. Epizody te uzupełniają niektóre wątki komiksu lub są niezależne od głównego wątku „Zbira”. Co ciekawe – niektóre z tych nowelek były czarno-białe, pokolorowano je dopiero na potrzeby wydania zbiorczego.

Opublikowano:



Zbir #2: Ciągle pod górkę #2

Zbir #2: Ciągle pod górkę #2

Scenariusz: Eric Powell
Rysunki: Eric Powell
Wydanie: I
Data wydania: Styczeń 2006
Seria: Zbir
Tytuł oryginału: The Goon: Nothing But Misery
Rok wydania oryginału: 2003
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka
Format: 170x260 mm
Stron: 72
Cena: 23,90 zł
Wydawnictwo: Taurus Media
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Tagi

Zbir

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-