Książka
Urodziłem się w Barbakanie
Autor: Henryk Jerzy Chmielewski
Wydanie: I
Data wydania: 1999
Druk: czarno-biały
Oprawa: kartonowa
Format: 142 mm x 202 mm
Stron: 304
Cena: 18 zł
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Wydanie: I
Data wydania: 1999
Druk: czarno-biały
Oprawa: kartonowa
Format: 142 mm x 202 mm
Stron: 304
Cena: 18 zł
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Drodzy koledzy, czytelnicy człekokształtni!
Ja, Tytus de ZOO, po przeczytaniu tych wypocin mego Papcia, poczułem niedosyt historyczno-literacki. Papcio opisuje swoje przeżycia szkolne, okupacyjne, wojskowe - zgoda, wolno mu. Ale dlaczego nie ma nic w tym nędzożycie o mnie? Dlaczego nie ma nic o moim mozolnym uczłowieczaniu się przez prawie pół wieku?
Ileż to my z Papciem, Romkiem i A'Tomkiem narozrabialiśmy w redakcji "Świata Młodych", w Wydawnictwie Harcerskim, w Młodzieżowej Agencji Wydawniczej, zanim zasłużyliśmy na Order Uśmiechu. Byłoby o czym pisać, wesoło i pożytecznie, oj byłoby...
Autobiograficzna (właściwie: "autobiochichichiczne rewelacje" - jak określa książkę sam autor) powieść Henryka J. Chmielewskiego, bardziej znanego jako Papcio Chmiel, twórcy komiksowej serii przygód Tytusa, Romka i A'Tomka, powstawała w latach od 1950 do 1998.
Począwszy od czasów starożytnych, autor ukazuje historię Warszawy, a w szczególności Barbakanu oraz ludzi go zamieszkujących.
Rozumiem ludzi, którzy osiedlali się w ciepełku nad Morzem Śródziemnym, ale co strzeliło naszym praojcom do prymitywnego łba, aby zamieszkac nad Wisłą? Żyć w szarugach, deszczach i padającym śniegu przez pół roku. Może cieszyło ich dzwonienie zębami z zimna, kiedy nie znali jeszcze innej muzyki?"
Wyjaśnia też w jaki sposób powstawały nazwy niektórych warszawskich ulic.
"Przed nowym murem wykopano fosę. Rowu tego nie można było napełnić wodą, bo spłynęłaby z wysokiej skarpy do Wisły. Z ziemi wyrzuconej z wykopów sypano wzdłuż murów wały. Może stąd wzięła się nazwa dzisiejszej ulicy Podwale? Jest to bardziej prawdopodobne niż utworzenie nazwy od czasownika "podwalać się". Chociaż ponoć już w owych czasach mówiono: "Barnaba podwala się do Kunegundy".
Już od wczesnego dzieciństwa autor nie miał lekkiego życia. Jak się wkrótce okazało nie urodził się wcale w Barbakanie, ale w Gdańskiej Piwnicy. Jakiż to musiało mieć negatywny wpływ na jego dalsze losy. Jakby tego było mało, od czasu do czasu przytrafiały mu się różne przykre wypadki:
Potężny wybuch prochowni w Cytadeli Warszawskiej w roku 1923 (...) wstrząsnął resztkami Barbakanu i niemowlęciem - autorem niniejszych wspomnień. (...) To, że na autora posypały się szyby z okien, nie miało dla jego rozwoju żadnego znaczenia. Gorzej, że przez falę uderzeniową autor pieprznął się w ciemię, uderzajćc łepetyną w blaszany obrazek, aż odskoczył plaster farby z malunkiem.(...) To stuknięcie miało kolosalne znaczenie dla kariery życiowej chłopca. Jako puknięty za młodu, nie miał szans zostać w wieku dojrzałym kimś znacznym: senatorem, biskupem, twórcą stanu wojennego lub chociażby wydawcą. Został prostym rysownikiem komiksów.
Droga do kariery rysownika była jednak długa, kręta i najeżona licznymi przeciwnościami. Dziwnym zbiegiem okoliczności o mało co nie zostałby elektrykiem. Jak sam mówi Cud, że tak sie nie stało. Do prezydenta od elektryka - krótka droga pomyka.
W kolejnych rozdziałach Chmielewski opisuje wygląd ówczesnej Starówki, życie ludzi, ich codzienne zajęcia, rozrywki.
Prawdziwą atrakcją były pogrzeby. Kiedy kipnął chrześcijanin, rodzina ustawiała otwartą trumnę ze zwłokami pośrodku pokoju, na stole przykrytym kapą.(...) Bywało, że ktoś nie zrobił sobie za życia fotografii. Sprowadzano wtedy fotografa, który różował zmarłemu policzki, wypychał watą - jeśli były zapadnięte - otwierał oczy i na zdjęciu zmarły wychodził jak żywy.
Książka napisana jest językiem prostym, zabarwionym dużą dozą dowcipu i ironii. Zawarte w niej opisy historyczne przeplatają się z informacjami o rodzinie autora. Całość ilustrowana jest widokami dawnej Warszawy, zdjęciami rodzinnymi, rysunkami autora i fragmentami jego komiksów.[Prószyński i S-ka]
Ja, Tytus de ZOO, po przeczytaniu tych wypocin mego Papcia, poczułem niedosyt historyczno-literacki. Papcio opisuje swoje przeżycia szkolne, okupacyjne, wojskowe - zgoda, wolno mu. Ale dlaczego nie ma nic w tym nędzożycie o mnie? Dlaczego nie ma nic o moim mozolnym uczłowieczaniu się przez prawie pół wieku?
Ileż to my z Papciem, Romkiem i A'Tomkiem narozrabialiśmy w redakcji "Świata Młodych", w Wydawnictwie Harcerskim, w Młodzieżowej Agencji Wydawniczej, zanim zasłużyliśmy na Order Uśmiechu. Byłoby o czym pisać, wesoło i pożytecznie, oj byłoby...
Autobiograficzna (właściwie: "autobiochichichiczne rewelacje" - jak określa książkę sam autor) powieść Henryka J. Chmielewskiego, bardziej znanego jako Papcio Chmiel, twórcy komiksowej serii przygód Tytusa, Romka i A'Tomka, powstawała w latach od 1950 do 1998.
Począwszy od czasów starożytnych, autor ukazuje historię Warszawy, a w szczególności Barbakanu oraz ludzi go zamieszkujących.
Rozumiem ludzi, którzy osiedlali się w ciepełku nad Morzem Śródziemnym, ale co strzeliło naszym praojcom do prymitywnego łba, aby zamieszkac nad Wisłą? Żyć w szarugach, deszczach i padającym śniegu przez pół roku. Może cieszyło ich dzwonienie zębami z zimna, kiedy nie znali jeszcze innej muzyki?"
Wyjaśnia też w jaki sposób powstawały nazwy niektórych warszawskich ulic.
"Przed nowym murem wykopano fosę. Rowu tego nie można było napełnić wodą, bo spłynęłaby z wysokiej skarpy do Wisły. Z ziemi wyrzuconej z wykopów sypano wzdłuż murów wały. Może stąd wzięła się nazwa dzisiejszej ulicy Podwale? Jest to bardziej prawdopodobne niż utworzenie nazwy od czasownika "podwalać się". Chociaż ponoć już w owych czasach mówiono: "Barnaba podwala się do Kunegundy".
Już od wczesnego dzieciństwa autor nie miał lekkiego życia. Jak się wkrótce okazało nie urodził się wcale w Barbakanie, ale w Gdańskiej Piwnicy. Jakiż to musiało mieć negatywny wpływ na jego dalsze losy. Jakby tego było mało, od czasu do czasu przytrafiały mu się różne przykre wypadki:
Potężny wybuch prochowni w Cytadeli Warszawskiej w roku 1923 (...) wstrząsnął resztkami Barbakanu i niemowlęciem - autorem niniejszych wspomnień. (...) To, że na autora posypały się szyby z okien, nie miało dla jego rozwoju żadnego znaczenia. Gorzej, że przez falę uderzeniową autor pieprznął się w ciemię, uderzajćc łepetyną w blaszany obrazek, aż odskoczył plaster farby z malunkiem.(...) To stuknięcie miało kolosalne znaczenie dla kariery życiowej chłopca. Jako puknięty za młodu, nie miał szans zostać w wieku dojrzałym kimś znacznym: senatorem, biskupem, twórcą stanu wojennego lub chociażby wydawcą. Został prostym rysownikiem komiksów.
Droga do kariery rysownika była jednak długa, kręta i najeżona licznymi przeciwnościami. Dziwnym zbiegiem okoliczności o mało co nie zostałby elektrykiem. Jak sam mówi Cud, że tak sie nie stało. Do prezydenta od elektryka - krótka droga pomyka.
W kolejnych rozdziałach Chmielewski opisuje wygląd ówczesnej Starówki, życie ludzi, ich codzienne zajęcia, rozrywki.
Prawdziwą atrakcją były pogrzeby. Kiedy kipnął chrześcijanin, rodzina ustawiała otwartą trumnę ze zwłokami pośrodku pokoju, na stole przykrytym kapą.(...) Bywało, że ktoś nie zrobił sobie za życia fotografii. Sprowadzano wtedy fotografa, który różował zmarłemu policzki, wypychał watą - jeśli były zapadnięte - otwierał oczy i na zdjęciu zmarły wychodził jak żywy.
Książka napisana jest językiem prostym, zabarwionym dużą dozą dowcipu i ironii. Zawarte w niej opisy historyczne przeplatają się z informacjami o rodzinie autora. Całość ilustrowana jest widokami dawnej Warszawy, zdjęciami rodzinnymi, rysunkami autora i fragmentami jego komiksów.[Prószyński i S-ka]
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-