baner

Komiks

Lucky Luke. Miasto duchów

Lucky Luke. Miasto duchów

Scenariusz: Rene Goscinny
Rysunki: Morris
Wydanie: 2023
Data wydania: 8 Marzec 2023
Seria: Lucky Luke
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 21,6x28,5 cm
Stron: 48
Cena: 29,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328157040
ZAPOWIEDŹ
WASZA OCENA
Brak głosów...
Legenda Dzikiego Zachodu, Lucky Luke, znów wplątuje się w nieliche kłopoty! Następny album autorstwa mistrzów komiksu: Morrisa i Goscinnego.  Samotny Kowboj spotyka dwóch podejrzanych mężczyzn. Czuje, że będą z nimi kłopoty... I rzeczywiście, kłopoty pojawiają się jeszcze tego samego dnia, gdy wędrowcy trafiają do Gold Hill, miasta duchów z czasów gorączki złota. Złoto zawsze wzbudza najgorsze instynkty, a że towarzysze Luke’a zamierzają zbić majątek w nieuczciwy sposób, zapowiada się ciekawa rozgrywka!  Seria „Lucky Luke” została stworzona przez dwie legendy frankofońskiego rynku komiksowego: pisarza René Goscinnego (1926–1977) oraz rysownika Morrisa (właśc. Maurice de Bevere, 1923–2001). Obecnie jest kontynuowana przez innych autorów.

Galerie

Lucky Luke. Miasto duchów Lucky Luke. Miasto duchów Lucky Luke. Miasto duchów

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

SZYBKI, NIEUCZCIWY ZYSK



René Goscinny na okładce i od razu wiadomo, że będzie dobrze. okej, są serie, gdzie jego nazwisko wciąż jest drukowane na froncie albumów, chociaż już od dawna nie ma go wśród nas i nad tymi konkretnymi nie pracował, ale akurat tu pisał scenariusz, więc to gwarant dobrej zabawy. No i dobrą zabawą jest ten tom. Jubileuszowy właściwie, bo dwudziesty piąty.



Lucky Luke ma szczęście do… kłopotów. Tym razem natrafia na dwóch mężczyzn, którzy z miejsca wydają mu się podejrzani i doskonale wie już, że nie będzie łatwo. Wtedy na scenie pojawia się tytułowe miasto duchów, czyli Gold Hill – opuszczona mieścina z czasów gorączki złota. A dwaj mężczyźni właśnie zysku szukają – dużego i nieuczciwie, ale szybko zdobytego. Luke będzie musiał sobie z nimi poradzić…



Zawsze będę powtarzał, że nikt tak nie pisał komiksów humorystycznych, jak René Goscinny. Może za mało znam, choć kilkaset, jeśli nie więcej, za mną. A może to jego humor tak do mnie trafia. fakt jednak jest faktem – dla mnie to mistrz i uwielbiam jego historie. I to, jak dostosowywał to wszystko nie tylko na potrzeby danej serii, ale też i preferencji rysownika. Np. takiego „Iznoguda” wypełniał wszelkiej maści słownymi kalamburami, bo Tabary, ilustrator serii, je uwielbiał. Morris, ojciec i ilustrator „Lucky Luke’a” nie był ich fanem, więc w tej serii nie znajdziecie ich zbyt wiele. A i tak zawsze wychodziło mu to świetnie. Taki z niego mistrz.



I dlatego w tej serii i w tym tomie każdy element jest tu taki, jaki być powinien. Żarty są trafione, akcja niezła, przygody tak samo. Znalazło się też miejsce dla żonglowania motywami i autoparodii, a lekkość całości i znakomite poprowadzenie sprawiły, że połknąłem tom na raz. Jak zawsze zresztą, co tylko przemawia na korzyść „Lucky Luke’a”. Tym bardziej, że trudno nazwać mnie miłośnikiem westernu. Z drugiej strony „Lucky Luke’a” tak można określić mianem westernu, jak „Asteriksa i Obeliksa” komiksem historycznym, co nie znaczy, że fani opowieści o Dzikim Zachodzie nie znajdą tu nic dla siebie. Wręcz przeciwnie.



No i szata graficzna – ta także nigdy nie zwodzi. Odpowiedzialny za nią Morris, jak zwykle pokazał się od znakomitej strony. Czysta, klasyczna, cartoonowa kreska plus prosty, ale świetnie do niej pasujący kolor nieodmiennie robią wrażenie od kilkudziesięciu lat. I nie przestaną, bo takie rzeczy nigdy się nie starzeją.



Jak zawsze więc polecam, choć polecać nie trzeba. Bo to w końcu klasyka i klasa sama w sobie. Szczególnie tomy takie, jak ten, nad którymi siedział Goscinny – i na dodatek pochodzące z okresu, kiedy tworzył swoje najlepsze historie.