baner

Komiks

Retro

Retro

Scenariusz: Łukasz Ryłko
Rysunki: Łukasz Ryłko
Wydanie: II zmienione
Data wydania: 25 Wrzesień 2022
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: A4
Stron: 100
Cena: 69,90 zł
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
ISBN: 978-83-67360-10-4
ZAPOWIEDŹ
WASZA OCENA
Brak głosów...
Chłopiec mszczący się za śmierć ulubionego kanarka. Pisarz chcący sprzedać duszę diabłu za odrobinę talentu. Niezwykła kobieta chcąca przeżyć niezapomnianą noc. Detektyw będący na tropie tajemniczych porywaczy. To tylko kilka postaci, których losy przetną się na kartach komiksu „Śmiercionośni”.

Zabawna, ale także melancholijna opowieść Łukasza Ryłko pełna jest nawiązań do filmu i literatury. Czasem są one wyraźne, czasem sprytnie ukryte, gdzieś na drugim planie. Ich odnajdywanie to tylko jedna z wielu przyjemności płynących z lektury „Śmiercionośnych”. Olbrzymie wrażenie robi warstwa graficzna komiksu - pełne detali czarno-białe rysunki przypominają najlepsze dokonania klasyków polskiej ilustracji. A na koniec pozostaje jeszcze złożenie w całość puzzli, jakimi są poszczególne rozdziały „Śmiercionośnych”. Jaki wyłoni się obraz?

"Retro" Łukasza Ryłko to nowe wydanie jego "Śmiercionośnych" z roku 2007. Nie tylko w większym formacie, ale również poszerzone o wcześniej niepublikowane historie "Zimny drań", "Opowieść wigilijna" oraz "...". „Kara”, komiks który rozpoczyna album, zdobyła wyróżnienie podczas Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi w 2005 roku.

Galerie

Retro Retro Retro Retro Retro Retro Retro Retro Retro Retro

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

RETROSPEKCJA



Albumowo Łukasz Ryłko debiutował w 2007 roku „Śmiercionośnymi”, zbierającymi krótkie jego formy. Wcześniej, właśnie krótkimi, debiutanckimi historiami „Kara” i „Opowieść wigilijna” narobił sporo szumu i zgarnął wyróżnienia, ale tak się złożyło, że w skład wyżej wymienionej antologii weszła tylko jedna z nich. A teraz „Śmiercionośni” powracają jako „Retro”, uzupełnione o drugą historię (i jeszcze dwie nowe) i wypadają naprawdę dobrze. Lepiej niż wydany jakiś czas temu powrót autora do komiksu, „Terra Incognita”.



Co może zrobić chłopiec, któremu śmierć zabrała kanarka? I czy zemsta w takim przypadku jest w ogóle możliwa? Od tego wszystko się zaczyna, a potem? Potem poznajemy losy kobiety, która chce spędzić noc, jakiej jeszcze nie spędziła. Do tego zobaczymy polowanie na mysz, poznamy pewnych porywaczy, a także opowieść o kolejnym zmarłym. A to, oczywiście, między innymi.



Ryłko potraf rysować i na rysowanie przede wszystkim stawia. Dlatego jego komiksy są nieme, ale i dlatego te komiksy właśnie słów nie wymagają. Bo obrazem opowiada naprawdę dobrze, wie jak to robić i co chce osiągnąć i osiąga to w całkiem niezłym stylu. Pozostając jednak przy scenariuszu – a właściwie scenariuszach, w końcu to antologia – to chociaż są one różnorodne, wspólnym mianownikiem staje się tutaj szeroko pojmowana fantastyka. Realizm magiczny? Bajka, makabryczna, ale z pewnym morałem? Przypowieść? A może po prostu zabawa ukochanymi motywami, bo do twórczości innych Ryłko odwołuje się i to całkiem często? Jakkolwiek by nie podchodzić do tego wszystkiego, przyjemna jest to antologia.



I, jak to z antologiami bywa, poziom nie jest równy. Historie tu zebrane są różnorodne na każdym właściwie polu, szybkie w odbiorze, jak to niemy komiks, gdzie czytać możemy właściwie jedynie znaki czy tabliczki wszelkiej maści, określające nam czasem miejsce akcji i tym podobne detale, każda jednak to swoista bajka dla nieco starszych, czasem makabryczna, czasem oniryczna, ale ogólnie rzecz biorąc i tak jest to rzecz łagodna, nieatakująca nas niczym mocnym – przynajmniej ja tak to odczułem – mimo pojawiania się tu i ówdzie mocniejszych treści.



Siłą całości są jednak przede wszystkim rysunki. Ryłko serwuje nam naprawdę dobre grafiki, przyjemne dla oka, dopracowane, pełne detali i dużej ilości kresek, nie tylko zacieniających kadry, ale i budujących ciekawy klimat. Momentami przypominało mi to wszystko trochę „Fastnachtspiel” (a i jeszcze trochę kojarzących się dzieł bym mógł wymienić), ale miało swój własny sznyt. Pewnie nie jest to sznyt dla każdego, ale mnie ta szata graficzna kupiła i tyle.



W skrócie, całkiem sympatyczne to „Retro”. Takie na kilka chwil z komiksem w dłoni, spędzonych w dziwnym, onirycznym, ale jednak znajomym świecie. I to chwil przyjemnych.