baner

Komiks

Miecz zabójcy demonów #13

Miecz zabójcy demonów #13

Scenariusz: Koyoharu Gotouge
Rysunki: Koyoharu Gotouge
Wydanie: I
Data wydania: Marzec 2022
Seria: Miecz zabójcy demonów
Tłumaczenie: Wojciech Gęszczak
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka, obwoluta
Cena: 24,99 zł
Wydawnictwo: Waneko
ISBN: 9788380968226
ZAPOWIEDŹ
WASZA OCENA
Brak głosów...
Większe Demony o imieniu Hantengu i Gyokko atakują ukrytą wioskę kowali mieczy nichirin! Tanjirou i Genya mają wielkie problemy w walce z dzielącym się na dodatkowe ciała po każdym ciosie i wzrastającym w siłę Hantengu.

W tym samym czasie niezbyt empatyczny Filar Mgły Tokitou dostrzega Kotetsu, który jest atakowany przez demona!

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

WALKA Z KOLEJNYMI DEMONAMI



W trzynastym tomie „Miecza zabójcy demonów” dzieje się… jeszcze więcej tego, co dotychczas. Czyli fani serii będą zadowoleni, bo dostaną dokładnie to na co liczyli. I nic więcej nie potrzeba, bo manga jest udana i trzymanie się raz wyznaczonej drogi jest dla niej najlepszym rozwiązaniem.



Pora na kolejne starcie. Gdy Hantengu i Gyokko, kolejne Większe Demony, dopuszczają się ataku na wioskę, Tanjirou i Genya stają oko w oko z wyzwaniem, jakiego się nie spodziewali. Walczyli już z niejednym przejawem złych mocy, teraz jednak mogą nie być w stanie poradzić sobie z wrogami. A to, jak zawsze, wcale nie koniec wydarzeń, w jakie obfituje ten tomik.



Na początku napisałem o trzymaniu się raz wyznaczonej drogi, ale trzeba by tu doprecyzować, że „Miecz zabójcy demonów” pewnej przemianie uległ. Jakiej? Na pewno z czasem stał się bardziej dynamiczny, niż na początku, fabuła zawiera więcej typowej akcji, a momentami nawet zdarzało się zaserwowanie czytelnikom odrobiny erotyki, której wcześniej nie mieliśmy. Taka już kolej rzeczy, czytelnicy mają konkretne oczekiwania i seria i twórcy muszą im sprostać. Ważne, że mimo tych pewnych drobnych na szczęście zmian seria wciąż pozostaje tak, jaką ja pokochaliśmy na początku.



Co to znaczy? Opowieść z pogranicza fantasy, horroru i typowych shounenów, gdzie bohaterowie dużo walczą, bo walczyć mają o co, a ich pobudki są szlachetne. Akcja akcją, ale obok niej mamy klimat, zdecydowanie udany, choć groza jest tu bardzo lekka, łagodna – mimo krwawych scen czy odcinania kawałków ciał albo wszędobylskiej śmierci (to zresztą też wypada łagodnie). Mnie najbardziej kupowało i kupuje, że „Kimetsu no Yaiba” to seria nieprzeładowana szybkim tempem czy nadmiarem wydarzeń, ani nie nudzi. Bo jej lekkość przekłada się też na nieco inne podejście, bardziej oldschoolowe, w którym same walki i techniki nie są tak ważne, jak ogólny nastrój opowieści.



Uwielbiam to wszystko, ale i uwielbiam ilustracje, jakie serwuje nam autorka. Nie są one skomplikowane, ba, trzeba wręcz powiedzieć, że są dość proste, nie przywiązują takiej wagi do detali itp., ale jednocześnie pozostają odpowiednio wyraziste, nastrojowe i mające swój charakter. Najważniejsze jest to, że nie tylko dobrze pasują do opowieści, ale i z miejsca wpadają w oko. I na papierze wypadają o wiele lepiej, niż przeniesione na filmową taśmę.



Dla fanów shounenów to zatem dobra seria. Tak samo jak dla miłośników fantasy na granicy horroru. Przyjemna, podana bez grama nudy, stanowi dobrą rozrywkę i wyróżnia się – in plus, oczywiście – na tle podobnych serii,