baner

Komiks

John Constantine. Hellblazer #01: Znak cierpienia

John Constantine. Hellblazer #01: Znak cierpienia

Scenariusz: Simon Spurrier
Rysunki: Aaron Campbell
Wydanie: I
Data wydania: Grudzień 2021
Seria: Hellblazer, Sandman uniwersum
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170x260 mm
Stron: 216
Cena: 79,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!
Pierwszy tom kolejnej z opowieści rozgrywającej się w stworzonym przez słynnego Neila Gaimana uniwersum Sandmana. Tym razem głównym bohaterem jest największy komiksowy mag Anglii – John Constantine!

Podobno John nie żyje... Owszem, przez jakiś czas był poza naszym wymiarem życia, ale jakaś siła wyrwała go z chaosu apokaliptycznych wersji przyszłości, aby powrócił na ulice Londynu, gdzie przerażające istoty rozdzierają na strzępy miejscowych gangsterów. Ich szef chce zatrudnić Constantine'a, aby zlikwidował mroczne zagrożenie. Szybko okazuje się, że zwyczajne egzorcyzmy nie wystarczają. Co więcej, sprawa ginących bandytów jest tylko zapowiedzią nadciągającego wielkiego niebezpieczeństwa...

Serię „John Constantine: Hellblazer” tworzy wielu autorów, między innymi scenarzysta Simon Spurrier („Lobster Random”, „The Simping Detective”) i rysownik Aaron Campbell („The Shadow”, „Green Hornet”).

Tom zawiera materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach „The Sandman Universe Presents: Hellblazer” #1, „Books of Magic” #14, „John Constantine: Hellblazer” #1–6.
Album dla dorosłych.

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

JESZCZE JEDNA WERSJA JOHNA



John Constantine zadomowił się na polskim rynku. Albumy zbierające jego klasyczne przygody wciąż się u nas ukazują, mieliśmy też okazję czytać jego nowe przygody napisane przez Toma Taylora, pojedyncze zeszyty (w antologii „Dni pośród nocy”) czy gościnne występy w różnych komiksach („Księgi magii”, „Batman”, „Sandman”, „Saga o potworze z bagien”). Teraz nadszedł czas na nową serię osadzoną w uniwersum „Sandmana”. I chociaż nie jest to dzieło na miarę Ennisa, Delano, Azzarello czy Ellisa, twórców najlepszych przygód Johna Constantine’a, i tak warto jest po ten album sięgnąć.



John Constantine nie żyje. A raczej nie żył. Właściwie to jednak przebywał poza wymiarem życia, a teraz powraca do Londynu, by stawić czoła masakrze, jaka stała się udziałem gangsterów i dziwnych bestii. Problem w tym, że tym razem zwykłe działania nie wystarczą, a sytuacja jest jedynie zwiastunem… czegoś zdecydowanie większego…



John Constantine narodził się w wyniku brytyjskiej inwazji twórców komiksowych dokonanej na amerykański rynek. Przyniosło to odświeżenie, ale też i nową jakość, jakiej amerykańscy komiksiarze nie potrafili dotąd zapewnić. Najważniejszym przedstawicielem tej inwazji był Alan Moore, który stał się rewolucjonistą komiksu i to właśnie on w latach 80. XX wieku wymyślił postać Johna Constantine’a. bohater ten mocno spodobał się innemu brytyjskiemu twórcy, który sam nabrał ochoty na tworzenie przygód tego bohatera, ale trafiły one – i dobrze, że tak się stało – w ręce Delano. Gaiman, który całą swoją karierę komiksową wzorował się na Moorze i odnosił do jego prac, Constantine’a jednak w ogóle nie czuł (widać to szczególnie w jednym jedynym zeszycie „Hellblazera”, jaki napisał). Nie przeszkadzało mu to jednak wrzucać go do swoich historii, od „Batmana”, przez „Księgi magii” po swoje najważniejsze dzieło, „Sandmana”. I po tym ostatnim szyldem wyszedł najnowszy komiks z serii.



Cykl „Sandman Uniwersum” to seria komiksów różnych autorów rozwijających postacie pojawiające się w tamtym dziele, zainicjowana z okazji 30-lecia powstania „Sandmana”. Z zasady skierowana jest do starszych odbiorców, dlatego Constantine wydaje się pasować do niej, jak ulał. Ten tom, pierwszy z dwóch zbierających 12-częściową serię, pokazuje, że John ma się tu całkiem nieźle. To nie poziom najlepszych tomów serii, ale zawodu też nie ma. To dobra historia, pełna magii i mroku, brutalna, cyniczna i przyjemna w odbiorze. Ma klimat, niezłą akcję i nawet jeśli to nie to, co najlepsze tomy, ale nadal ujmująca.



Także graficznie. Ilustracje są nawet lepsze (przynajmniej te Campbella) niż scenariusz, realistyczne, dopracowane, nastrojowe i brudne. Kreska jest trochę niechlujna, pełna mocnych plam czerni i udanego, pasującego do całości koloru, także dobrze budującego klimat. W efekcie dostajemy dobry, nastrojowy komiks z pogranicza horroru i dark fantasy. Bliższy typowemu „Sandmanowi” niż „Hellblazerowi” (a osobiście wolę tę drugą serię), ale nadal udany i wart polecenia fanom obu serii.