baner

Komiks

Superbohaterowie Marvela #22: Mockingbird

Superbohaterowie Marvela #22: Mockingbird

Wydanie: I
Data wydania: Październik 2017
Seria: Superbohaterowie Marvela
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170x260 mm
Stron: 128
Cena: 39,99 zł
Wydawnictwo: Hachette
ISBN: 9788328209626
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

arcytwory -

Jeden z niewielu komiksów z kolekcji, w których debiut jest lepszy od głównej historii...

Znacie Mockingbird/Bobbi Morse? Jeśli nie – jest to agentka specjalna swojego czasu porwana przez Skrulli. Jest to też (była) żona Hawkeye'a. Ale wróćmy do komiksu.

W albumie dostajemy debiut Bobbi jako Mockingbird. Sama postać byłą już w uniwersum obecna wcześniej, ale bez większych sukcesów. Jednak autorzy na tyle ją polubili, że spróbowali jeszcze raz. Z jakim efektem? Sam komiks nie jest zły. Oczywiście jak na 1980 rok. Jak widać, obecność Spider-Mana robi swoje. Nawet udało mi się wciągnąć w fabułę i nie miałabym nic przeciwko kilku stronom więcej. Bobbi i Spidey tworzyli ciekawy team o którym przyjemnie się czytało. Nie można tego samego powiedzieć o Mockingbird i Hawkeye'u...

Głównej historii komiksu mówię jedno wielkie NIE. Poprawka, nie jedno, a kilka NIE. Pierwsze NIE – rysunki. Strasznie mi się one nie podobały. Oczywiście scenarzyści musieli rysować każdej kobiecie gigantyczne cycki, a facetom muskuły na pół strony. Do tego wszyscy mieli identyczne rysy twarzy, a różnica była tylko we włosach. Całe szczęście nie było dwóch osób o tej samej fryzurze, bo byśmy się pogubili!

Drugie NIE – okładki. Tutaj znowu rysownicy postawili na cycki. Ale zrobili to w taki sposób, że nie znając treści komiksu można podejrzewać, że sięga się po ognistego harlekina. Nie żartuję. Serio jest tak źle.

Trzecie NIE – postacie. Chyba autorzy po narysowaniu tych wszystkich cycków stwierdzili, że wprowadzą w komiks trochę feminizmu. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, ze Bobbi jest silną, niezależną kobietą, która wszystkim potrafi zająć się sama, a Clint to półgłówek, który bez pomocy nie przejdzie cało przez ulicę? Jak oni mogli zrobić z niego totalnego debila o wyglądzie typowego złego mięśniaka na posyłki. No błagam!

Ostatnie NIE – fabuła. Żeby już nie przeciągać – za dużo nudnego romansu między bohaterami, za mało akcji.

Żeby nie było, że komiks ma same minusy – jest jeden plus, czyli długość. Całe szczęście historia liczy tylko cztery zeszyty, bo więcej bym nie zniosła.

Jeśli chcecie sięgnąć po „Mockingbird” to mówię, że robicie to na własną odpowiedzialność.