baner

Komiks

Teenage Mutant Ninja Turtles: Ultimate Collection 1

Teenage Mutant Ninja Turtles: Ultimate Collection 1

Scenariusz: Kevin Eastman, Peter Laird
Rysunki: Kevin Eastman, Peter Laird, Michael Dooney
Wydanie: I
Data wydania: Listopad 2017
Tytuł oryginału: Teenage Mutant Ninja Turtles Ultimate Collection vol 1
Rok wydania oryginału: 2009
Wydawca oryginału: IDW Publishing
Druk: czarno-biały
Oprawa: twarda
Format: 235×330 mm
Stron: 320
Cena: 120 zł
Wydawnictwo: Fantasmagorie
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!
Wojownicze Żółwie Ninja po raz pierwszy w Polsce w takim wydaniu! Klasyczny run Kevina Eastmana przedstawiający przygody Żółwi od początku. Niekontrolowana jazda bez trzymanki w czerni i bieli. Seria przeznaczona zarówno dla hardcorowych fanów, jak i dla tych, którzy dopiero chcą rozpocząć przygodę z Żółwiami. One potrafią znacznie więcej, niż jedzenie sałaty. Przekonaj się sam!

[opis wydawcy]

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

ADULT MUTANT NINJA TURTLES



Polskim czytelnikom długo przyszło czekać na ten komiks. I nie mówię tu tylko o tym, że w oryginale na rynek trafił w latach 80. ubiegłego stulecia, ale o prostym fakcie, że od zapowiedzi do wydania minęło wiele miesięcy. A jaka przy tym była burza… Cóż, każdy zainteresowany tematem z pewnością wie o tym najlepiej. Zostawmy jednak temat i skupmy się na tym, jakie są te „Żółwie”, skoro w końcu trafiły w nasze ręce. A jakie są? Znakomite, szczególnie dla tych, którzy lubią undergroundową stylistykę połączoną z klimatami charakterystycznymi dla dzieł z lat 80.



Czyżby to były jakieś dziwolągi w kostiumach żółwi? Kiedy na ulicach Nowego Jorku pojawiają się Leonardo, Donatello, Michaelangelo i Raphael, uzbrojone w kij, nunczako, sai i katanę „skorupiaki” wielkości ludzi, mówiące na dodatek, nikt nie podejrzewa, że to rzeczywiście mogą być zwierzęta! Ale jak to możliwe? Dwadzieścia lat wcześniej szczur Hamato Yoshiego obserwował ze swojej klatki jego codzienne ćwiczenia, powoli ucząc się tajemnej sztuki walki ninjutsu. Hamato należał do klanu Stopy składającego się z najróżniejszych wojowników. Od zawsze on i inny członek klanu, Oroku Nagi, rywalizowali we wszystkim – także o względy pięknej Tang Shen. Ta swoim uczuciem darzyła Hamato, wściekły Oroko odwiedził ją, chciał siłą zmusić do wyznania mu miłości, w końcu podniósł na nią rękę. Wtedy wszedł jej ukochany i w szale zabił przeciwnika. Od teraz okryty hańbą miał wybór – albo odebrać sobie życie i liczyć na odzyskanie honoru w następnym wcieleniu, albo uciec z kraju i próbować żyć na nowo. Wybrał to drugie, Tang mu towarzyszyła, ale młodszy brat Oroku, Saki, przybrawszy imię Shredder, odnalazł ich po latach w Nowym Jorku i zabił oboje. Przetrwał tylko szczur, a pewnego dnia na ulicy zdarzył się wypadek. Jakiś chłopiec wypchnął mężczyznę spod samochodu, ratując mu życie, a sam dostał w oczy metalowym pojemnikiem z radioaktywną substancją. Pojemnik rozbił potem słój z czterema małymi żółwiami, pokrywając ich ciała świecącą substancją. Te zaczęły rosnąć, mutować, w końcu stały się inteligentne, a szczur – Splinter – który także uległ działaniu substancji, wyszkolił je na wojowników ninja, przekazując całą wiedzę, jaką wchłonął. Wszystko po to, by pomścili jego mistrza i zgładzili Shreddera. I tak oto wojownicze żółwie ninja ruszają do walki!



Określanie czegoś mianem „dziecka swoich czasów” już dawno stało się frazesem, ale istnieją takie dzieła, które się go nie ustrzegą, a jednym z nich są oczywiście „Żółwie”. Dlaczego? Bo to typowa bajka dla dorosłych, jakich nie brakowało w okresie, kiedy na ekranach rządziły filmy spod szyldu kina nowej przygody, a odbiorcy z ochotą łykali wszelkie, najdziwniejsze nawet pomysły służące przede wszystkim ukazaniu potęgi wyobraźni. Zmutowane żółwie znające wschodnie sztuki walki (kolejna moda tamtych lat, choć rozpoczęta przez Bruce’a Lee ponad dekadę wcześniej), biegające po nowojorskich zaułkach i walczące z ninja, robotami, i gadającymi dinozaurami z kosmosu – coś takiego, na dodatek ukazane na poważnie, mogło powstać chyba tylko wtedy. Wszystko to podlano jeszcze tak wyraźnymi inspiracjami Daredevilem (zmutowani bohaterowie serii powstają zresztą w tym samym wypadku, który odebrał wzrok temu herosowi, ale wyostrzył inne zmysły), że aż zdaniem wielu ocierającymi się o plagiat.



A jednak z tej osobliwej mieszanki, w której znalazły się jeszcze takie rzeczy, jak nieporadny styl wzorowany na „Roninie” Franka Millera oraz drobiazgi zaczerpnięte z „Cerebusa” Dave’a Sima, powstał produkt naprawdę udany. Brudny i o wiele dojrzalszy niż można by sądzić, szczególnie znając późniejsze wersje ich przygód, czy to z popularnego przed laty serialu, czy też z wydawanych przez TM-Semic komiksów. Seria spodobała się na tyle, że pierwszy zbiorczy tom magazyn komiksowy „Wizard” umieścił go na 77 miejscu listy komiksów wszech czasów, wyżej niż np. „Kryzys na nieskończonych Ziemiach”, „Batman: Mroczne zwycięstwo”, „Batman: Azyl Arkham” czy „Cerebus Vol. 2”. Ja bym się z tym spierał, ale to i tak znakomity komiks dla wiecznych chłopców i wszystkich tych, których dzieciństwo przypadało na przełom lat 80. i 90. XX wieku. Świetnie się go czyta, wszelka nieporadność, szczególnie w kwestii undergroundowej szaty graficznej, tylko dodaje mu uroku, a całość trąca w czytelniku jakąś sentymentalną nutę.



Warto ten album poznać, choćby dla przekonania się jak wyglądały Żółwie na początku swojej kariery. Ale nie tylko dlatego. Dobrze więc, że w końcu ukazał się na naszym rynku i to w naprawdę dobrym, grubym i solidnych rozmiarów wydaniu, uzupełnionym o komentarze twórców i wstęp przybliżający historię powstania i sukcesu „TMNT”.