baner

Komiks

Blame! #01

Blame! #01

Scenariusz: Tsutomu Nihei
Rysunki: Tsutomu Nihei
Wydanie: I
Data wydania: Kwiecień 2016
Seria: Blame!
Druk: czarno-biały
Oprawa: twarda
Format: B5
Stron: 400
Cena: 73,50 zł
Wydawnictwo: JPF
Wydanie limitowane dostępne tylko w przedsprzedaży.
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!
W mrocznym, zbudowanym warstwowo świecie panuje chaos. Killy, tajemniczy mężczyzna o ciele dziecka, przemierza kolejne kondygnacje w poszukiwaniu posiadacza genu terminala sieciowego, gdyż tylko ktoś taki może nawiązać bezpieczne połączenie z siecią. Na skutek epidemii, która wyniszczyła ludzką rasę, geny te niemal zupełnie zanikły. Czy uzbrojony w niepozorną, acz niezwykle potężną broń Killy zdoła pokonać przeciwności losu i odnaleźć to, czego szuka? Witajcie w przytłaczającym świecie Tsutomu Niheia, gdzie próżno szukać łatwych odpowiedzi na dręczące nas pytania...

[opis wydawcy]

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

wkp -

KIEDY BOHATEREM JEST ŚWIAT



Blame!, opus magnum Tsutomu Niheiego, to manga inna niż wszystkie. Pewnie hasło to słyszeliście już nieraz w stosunku do najróżniejszych dzieł i podchodzicie do niego sceptycznie – wcale bym się Wam zresztą nie dziwił. Z tym, że Blame! rzeczywiście jest inny. Ta seria jest na wskroś dziwna, stawiająca więcej pytań, niż udzielająca odpowiedzi, cały czas trzymająca czytelnika w niepewności i niewiedzy, a co więcej wcale nie opowiadająca o głównym bohaterze i jego przygodach, a miejscu akcji, któremu daleko jest do zwyczajnych scenerii. Nawet tych doskonale znanych z niezliczonych dzieł Science Fiction.



Gdyby chcieć przybliżyć fabułę Blame’a!, opis nie byłby zbyt długi. Oto w świecie przyszłości niejaki Killy stara się znaleźć posiadacza genu terminalu sieciowego. Osobniki go posiadające prawdopodobnie wyginęły, ale póki jest szansa, że może ktoś taki jednak istnieje, bohater nie ustaje w swojej misji. Na swojej drodze spotyka oczywiście wiele przeciwności losu i niebezpieczeństw, poznaje ludzi, głównie wrogo nastawionych i walczy, uzbrojony w swoją niepozorną, ale niezwykle potężną broń.



Co jest w tym wszystkim ciekawego spytacie? Przede wszystkim świat, w którym toczy się akcja. Miejsce niezwykłe, bo będące czymś na wzór miasta. Gigantycznego, wydawałoby się nieskończonego miasta, a właściwie miast znajdujących się wewnątrz… Właśnie, wewnątrz czego? Kiedy ogląda się Blame!, trudno nie odnieść wrażenia, że bohaterowie zaludniający strony tej mangi znajdują się w jakiejś budowli, tak olbrzymiej, że nie widać ani jej „podłogi”, ani „sufitu” ani żadnej ze ścian. Killy i pozostałe postacie zawieszone są gdzieś pomiędzy. W plątaninie korytarzy, szybów, przejść, rur i swoistych budowli w budowlach. Przestrzenie są rozległe, a zarazem klaustrofobiczne. Pełne mroku i cieni – i krwi. Krwi przelewanej przez wrogo nastawione maszyny, z którymi ludzie nie pamiętający nawet, że istniało kiedyś coś takiego jak Ziemia (i nie tylko ludzie), nie potrafią się porozumieć.



To właśnie ten świat, jakby na styku Matrixa i Cube’a, jest prawdziwym bohaterem Blame! i autor nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej. Zamiast tego rozsmakowuje się we własnej wizji, prezentując nam ją w całej okazałości. Jest tu mnóstwo splashpage’ów, nie brak też rozkładówek z rozległymi plenerami. Bywa mrocznie, bywa też sterylnie jasno, na stronach panuje brud, bo brudne jest miejsce akcji, ale także i kreska Niheiego, a wszystko to przytłacza czytelnika niezwykłym klimatem, jakiego ze świecą szukać w większości podobnych dzieł.



Oczywiście autor nie zapomina także o swoich postaciach i akcji. Blame’a! zaludnia cała masa najróżniejszych bohaterów, zarówno ludzkich, humanoidalnych jakby wyjętych z Avatara i mechanicznych. A pomiędzy tym wszystkim są też stworzenia żywcem wzięte z horrorów. Co się zaś tyczy fabuły, trudno jest po pierwszym tomie powiedzieć coś więcej, niż już napisałem powyżej. Czytelnicy zostają wrzuceni w sam środek akcji, nie rozumieją ani świata, ani bohaterów, ale i oni niezbyt rozumieją sytuacji, w jakiej się znaleźli. Wraz z nimi odkrywamy cuda tego miejsca i jego brud, szukamy odpowiedzi na pytania, ale czy je dostaniemy? Wszystko to jest wieloznaczne, skłaniające do myślenia i zachęcające do wyciągania własnych wniosków. Nieoczywiste i niebanalne. Ale dla miłośników szybkiej, krwawej akcji także nie zabrakło wrażeń. Tempo jest tu zawrotne, zagrożenie atakuje ze wszystkich stron, ciągle ktoś ginie w spektakularny i brutalny sposób, ciągle też Killy musi walczyć z kolejnymi przeciwnikami, demolując spore połacie terenu – choć przy tak rozległym świecie trudno mówić, by jego zniszczenia choć trochę rzucały się w oczy. Wszystko to czyta się szybko i rewelacyjnie, a po lekturze pozostaje niedosyt. Dodajcie do tego rewelacyjne wydanie (duży jak na mangę format, dodatkowa obwoluta, zachowanie kolorowych stron, świetny papier i solidna grubość – ponad 400 stron), które przepięknie prezentuje się na półce i otrzymacie komiks, który powinien przeczytać każdy miłośnik mangi, ale i dobrego Science Fiction. Ja ze swej strony polecam bardzo, bardzo gorąco.