Recenzja
Beetlejuice Beetlejuice, Tim Burton, film [recenzja]
Przemysław Pawełek recenzuje Beetlejuice BeetlejuiceSequel tego filmu to powrót dość nieoczywisty choćby z tego powodu, że po tylu dekadach raczej nikt go nie wyczekiwał. Burton miał swoje mocne momenty, wpisał się w historię światowej kinematografii, po czym wydawało się, że najlepsze, co miał, to już powiedział. Przestał być ulubionym przez widownię dziwakiem Hollywood, a ostatnie dwie dekady to raczej pasmo produkcji nie do końca udanych - aż do naprawdę dobrze przyjętego serialu "Wednesday" z Jenną Ortegą, której postanowił powierzyć rolę w swoim najnowszym filmie.
"Beetlejuice Beetlejuice" to sequel z pewnym zamysłem, choć rozdarty pomiędzy opieraniem się na uwielbianym pierwowzorze, a próbą opowiedzenia nowej historii. Lydia Deetz, czyli dawna Lydia Deetz jest już dorosłą kobietą - ma córkę, od niedawna jest też wdową, a nadnaturalne wydarzenia sprzed paru dekad wciąż ciążą na jej psychice. Stara się osiągnąć pewną życiową stabilność i pogodzić się ze śmiercią męża, odbudować relację z córką i jakoś radzić sobie ze swoją macochą, ale nie jest łatwo. Sama córka nie ułatwia relacji, szukając własnej drogi. Dodatkowo ich perypetie komplikuje ingerencja sił nadnaturalnych, i choć Lydia broni się przed tym, jak może, to nieodzowna okaże się pomoc Betelgeuse'a, który sam ma własne problemy.
Powrót do tego świata nie tylko nie ma tej świeżości oryginału, ale też niestety nie porywa w zbliżony sposób. Przyczyna w mojej opinii jest dość prosta - Burton chciał złapać za dużo srok za ogon, przez co całość się nieco ciągnie. Dość powiedzieć, że sama historia na dobre rozkręca się dopiero po jakiejś godzinie seansu, acz trudno, by było inaczej, gdy w historii pojawia się tyle wątków i postaci. Burton w zasadzie ciągnie tu dwie równoległe historie - matki, która stara się pogodzić ze stratą i traumami młodości, i córki, która chce sama szukać szczęścia. Wszystko to jednak w końcu splata się w jedną opowieść, w której Burton zdaje się mówić, że rodzina i miłość (a może nawet życie?) są najważniejsze.
To miła, dość krzepiąca i ciekawa estetycznie opowieść, która nie robi Burtonowi wstydu, ale jednak 'czegoś tu brakuje'. Na ekranie pojawia się znakomita obsada, która jednak głównie się w natłoku wątków rozmija. Brakuje dynamiki, poczucia humoru, a i samych zaświatów jest jakby mało.
"Beetlejuice Beetlejuice" to film, który próbuje przemawiać do dwóch pokoleń, do starych fanów Burtona, a także do generacji ich dzieci, i to jest chyba największy problem, bo nie do końca to działa. Jego najmocniejszym atutem jest pakiet nostalgii, który najlepiej zadziała chyba głównie na widownię pamiętającą stare filmy tego reżysera. Na nowych widzów może nie zadziałać, choć jednocześnie Burton na tyle daleko ucieka od schematu amerykańskiego 'kina rodzinnego', że jego propozycja znowu odcina się od klisz tego nurtu. Dobre i to, choć to stanowczo nie ten sam Burton, co ponad 30 lat temu.
Autor recenzji jest pracownikiem Polskiego Radia.
Film na 4K UHD, Blu-ray i DVD dostępny w oficjalnym sklepie dystrybutora – StarStore.pl
Opublikowano:
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-