baner

Recenzja

Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione życie, Bagley, DeMatteis [recenzja]

Tomasz Kleszcz recenzuje Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione życie
8/10
Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione życie, Bagley, DeMatteis [recenzja]
8/10
Szarobura okładka, do tego znowu Bagley.... Nie ukrywam. Nie wygląda to zachęcająco, i z dużą dozą sceptycyzmu pochyliłem się nad kolejnym, słusznych rozmiarów odcinkiem kolekcji Epic.


Szanując czas Wasz, drodzy czytelnicy [ale i swój] spuszczę zasłonę milczenia nad prawie jedną trzecią niniejszego wydawnictwa, obejmującą pierwsze 178 stron, ponieważ niewarte jest to zbytnio czytania, ani pisania o tym. Prawdę powiedziawszy, zacząłem dochodzić do wniosku, że płomień sentymentu całkowicie wygasł [zwłaszcza że najbardziej charakterystyczny obecnie Mark Bagley do moich ulubieńców nigdy nie należał] i nie jest w stanie dłużej markować słabości tej serii. A Bagley i rysowane przez niego historie są znacznie gorsze, niż zapamiętałem.

Na szczęście wraz z #386 zeszytem Amazing Spider-Man rozpoczyna się wreszcie historia, która systematycznie i nieubłaganie winduje ten tom na bardzo wysoką opozycję. Pokazuje, że dobrzy zawodowcy tworzą dobre rzeczy w każdej epoce. Pokazuje, że to nie sentyment, ale jakość sprawia, że te komiksy są dobre także dzisiaj. A głównym antagonistą [wydawać by się mogło...] jest Sęp. Zapraszam.

Adrian Toomes znajduje sposób, aby się odmłodzić. Zakładając nowy (naprawdę fajnie zaprojektowany przez Bagleya!) kostium rusza - zdeterminowany i potężniejszy niż kiedykolwiek - do walki ze swoim znienawidzonym wrogiem. Jest to jednak dopiero przyczynek do zabrania czytelnika na naprawdę długą i mocną przejażdżkę, z udziałem większej grupy postaci. Pierwsze zeszyty tej potężnej opowieści, ciągnącej się aż do końca albumu i podzielonej na pomniejsze rozdziały pisze Micheline. Jak to się mawia, szału nie ma, niemniej wszystko dobrze się trzyma. Potem pióro przejmuje DeMatteis i nie da się ukryć, jest to ciekawe doświadczenie, ponieważ skok jakościowy [oczywiście na korzyść autora Ostatnich Łowów Kravena] jest wyraźnie zauważalny. Jakby ktoś przekręcił wajchę. Artysta ten potrafi pisać niesamowicie nastrojowo, a łącząc ze sobą wszystkie nici prowadzi nas - wraz z umiejętnie budowanym napięciem - przez kolejne zeszyty, aż do gorąco wyczekiwanego – i nie da się ukryć, że zaskakującego - finału. Po drodze poznamy także rozwiązanie sekretu rodziców Pająka [chyba nikt nie wątpił, że nie mogą być prawdziwi?]. Muszę przyznać, czekałem na to, ponieważ wynik tego wątku zatarł się w mojej pamięci bezpowrotnie. W mojej ocenie rozwiązanie jest sprytne, przemyślane i przekonujące, na szczęście. Przecież pojawienie się rodziców Petera to nie było byle co! Ważnym elementem jest coraz silniejsze wystawianie na ekspozycję relacji pomiędzy Peterem a Mary Jane oraz ciocią May. Prywatne życie rodziny Parkerów jest równie istotne, jak widowiskowe bijatyki i utarczki w super bohaterskiej odsłonie. Konflikt na linii teściowa i synowa moim zdaniem napisany z dużą elegancją. Po marnym wstępie na szczęście główny trzon albumu dostarcza całą masę frajdy, im dalej, tym lepiej, by pod koniec dać nam, czytelnikom, obrazkowych treści na najwyższym poziomie!

Trochę trudno w to uwierzyć, ale czysta matematyka pokazuje, że niekwestionowanym królem rysowników Pająka po prostu musi być Bagley. W rękach trzymam kolejny tom z jego przeważającym udziałem. Tym samym ten artysta jest z nami już od przeszło połowy serii. Wcześniejsi hegemoni [w moim odczuciu, być może wypatrzonym przez dziecięce postrzeganie], czyli McFarlane oraz Laresen wydają się obecnie zaledwie epizodami.

Kilku pozostałych gościnnych rysowników zostało zaproszonych [mogłoby się wydawać] tylko po to, by ponownie podkreślić fakt, że to Bagley jest tutaj gwiazdą. Czego by nie mówić o zmęczeniu jego ilustracjami, oraz o zmierzaniu jego kreski w coraz bardziej krzywe, dziwaczne formy, to ten rysownik wciąż wyróżnia się pozytywnie na tle kolegów. Dlatego ich nazwisk i ich prac nie ma nawet co wspominać, ani zbytnio poświęcać im czasu. W zasadzie i tak znajdują się na wspomnianych 178 stronach, które proponuję pominąć. To głównie przeciętne rzemieślnictwo, które zaistniało tylko na krótki moment, by przepaść w niepamięci [za wyjątkiem Buscemy, ale on występuje bodaj w jednym zeszycie].

Brzydka okładka i marne początki mogą niecierpliwego odbiorcę zniechęcić i odrzucić od Skradzionego Życia. Spieszę poinformować, że na okładkę nie ma co zwracać uwagi, [winą obarczam głównie paskudny dobór kolorystyki, a wystarczyłoby trochę żywiej i bardziej klasycznie, żeby całkowicie zmienić wrażenia], a album proponuję zacząć czytać od strony 180. Mamy tu bowiem kawał solidnej roboty, i prawdę mówiąc nie mogę się doczekać dalszych losów nowego, jakże nietypowego przyjaciela z sąsiedztwa. Spiderman wciąż jest AMAZING.

Opublikowano:



Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione życie
ZAPOWIEDŹ
WASZA OCENA
Brak głosów...

Galerie

Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione życie, Bagley, DeMatteis [recenzja] Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione życie, Bagley, DeMatteis [recenzja] Amazing Spider-Man Epic Collection. Skradzione życie, Bagley, DeMatteis [recenzja]

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-