Recenzja
Goldorak, anime [recenzja]
Przemysław Pawełek recenzuje GoldorakI tak by pewnie było, gdyby nie fakt, że ten komiks to list miłosny frankofońskich twórców skierowany do autorów oryginalnej mangi i anime - z którymi nie miałem styczności. Album jest formą kontynuacji czy też epilogiem sagi o zmaganiach Goldoraka (czy też Grendizera, jak nazywał się w japońskim pierwowzorze) z siłami Vegi. Czuć tu sentyment autorów, ale też to, co dla nich było siłą napędową, czyli sentyment - w moim przypadku po prostu nie działa, bo uwielbiam konwencję, ale tego tytułu i jej postaci po prostu nie znam.
Denis Bajram i Xavier Dorison na jednej stronie w skrócie streszczają wydarzenia, które w telewizji ciągnęły się przez ponad 70 odcinków. Ekspozycja postaci - z którymi autorzy, jak mniemam, byli dość zżyci - po prostu nie istnieje, od razu wkraczamy w historię, w której na nowo rozwijają się relacje pomiędzy bohaterami, po czym znowu pojawia się zagrożenie. Problem polega na tym, że pomimo bagażu tych dekad historii tytułu o którym mowa - bohaterowie byli mi od początku do końca absolutnie obojętni, ponieważ łącząca ich historia została mi najwyżej napomknięta. Obojętne były mi też ich zmagania z kosmitami.
Swoje pewnie zrobiło wywindowanie u mnie oczekiwań spowodowane okładką. Lubię japońskie mechy. Lubię design tego nurtu z lat 70. i 80., kształty tych robotów, ich kolorystykę, fantazyjność kolejnych przeciwników, dynamikę, akcję, wielkie wybuchy. Nie przeszkadza mi nawet powtarzalność tych historii w ramach serii, bo ta wtórność w połączeniu ze skalowaniem wyzwań to po prostu element konwencji. Tymczasem ten album, gdyby miał być odcinkiem anime, to treści starczyłoby pewnie na raptem dwa odcinki. Przez pierwsze pół albumu dowiadujemy się o skali wyzwania, a bohaterowie na nowo łączą się w drużynę. Sam robot także pojawia się dopiero gdzieś w połowie, by stoczyć jedno niezbyt rozbudowane starcie, a potem schodzi w cień, by znowu dać przestrzeń dla bohaterów, by pojawić się dopiero w kulminacyjnej walce (też nie za długiej) i znowu oddać przestrzeń na epilog.
Niestety - nie za to kocham historie o walczących mechach. Bo kocham je za walkę, dynamikę, dramatyzm i akcję, których tutaj jest zaledwie trochę, chyba tylko dlatego, że tak wypada. Fabularnie dominują natomiast relacje pomiędzy obojętnymi mi bohaterami, zamiast akcji i dynamiki jest przegadanie.
Muszę jednak oddać autorom sprawiedliwość, że to komiks wyglądający naprawdę zjawiskowo. Udało się tu połączyć frankofoński realizm z mangowymi inspiracjami. Są tu epickie kadry, fachowo wyglądający mech, są świetnie narysowane urządzenia i pojazdy bojowe. Efektu dopełnia bardzo sprawnie nałożony kolor, przez co francuski format stron wzmacnia efekt starć mecha z poczwarą z kosmosu, szkoda tylko, że jest ich tutaj tak mało.
Nie oceniaj książki po okładce. Stara prawda. Ciekaw jestem, jak ten album odbierają znawcy Goldoraka, bo dla mnie ten komiks jest jednak zanadto hołdem dla pierwowzoru, a za mało samodzielną historią dla współczesnego odbiorcy, który nie zna oryginału.
Autor recenzji jest redaktorem Polskiego Radia.
Opublikowano:
Goldorak
Scenariusz: Denis Bajram, Xavier Dorison
Rysunki: Denis Bajram, Brice Cossu, Alexis Sentenac, Yoann Guillo
Wydanie: I
Data wydania: 30 Wrzesień 2024
Tłumaczenie: Paweł Łapiński
Druk: kolorowy
Oprawa: twarda
Format: 215x290 mm
Stron: 168
Cena: 169,00 zł
Wydawnictwo: Elemental
ISBN: 9788396912558
Rysunki: Denis Bajram, Brice Cossu, Alexis Sentenac, Yoann Guillo
Wydanie: I
Data wydania: 30 Wrzesień 2024
Tłumaczenie: Paweł Łapiński
Druk: kolorowy
Oprawa: twarda
Format: 215x290 mm
Stron: 168
Cena: 169,00 zł
Wydawnictwo: Elemental
ISBN: 9788396912558
ZAPOWIEDŹ
WASZA OCENA
Brak głosów...
Galerie
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-