Artykuł
W poszukiwaniu dobrej opowieści o poszukiwaczce skamieniałości. Mary Anning w komiksie
Paweł PanicNa około trzydziestu stronach „Mary Anning. Łowczyni smoków” twórcy skondensowali najważniejsze fakty z życia tytułowej bohaterki. Otrzymujemy zatem wzmiankę o tym, że we wczesnym dzieciństwie przeżyła porażenie piorunem, dowiadujemy się o przedwczesnej śmierci jej ojca oraz o słynnym odkryciu szkieletu ichtiozaura. Dalsza część, okraszona wzmiankami o problemach finansowych Anning i kilku głośnych znaleziskach, które stały się jej udziałem, to już właściwie kalejdoskop paleontologów epoki. W efekcie opowieść składa się z krótkich, luźno powiązanych epizodów, które zamykają się w obrębie jednej bądź dwóch stron. I chociaż w toku historii powraca wiele postaci, to rwana narracja oraz brak konkretnego umiejscowienia wydarzeń na osi czasu, sprawiają, że równie dobrze fragmenty te mogłyby zostać zaprezentowane w innej kolejności.
Gdyby tylko sam komiks nie był tak mocno nasączony informacjami, to można by poddać w wątpliwość kurczowe trzymanie się chronologii. Każda strona to jednak morze słów przekazujących konkretną wiedzę na temat odkryć Mary i realiów, w których przyszło jej żyć. Młody czytelnik może poznać nazwiska praktycznie wszystkich czołowych paleontologów początków XIX wieku. Obok Williama Bucklanda pojawiają się tutaj takie tuzy jak choćby Gideon Mantell, William Conybeare, małżeństwo Murchisonów, Henry De la Beche czy Georges Cuvier. Ponadto krótki album wzbogacono o dodatek „Kto jest kim w świecie Mary Anning”, gdzie nie tylko pokrótce przybliżono wspomnianych naukowców (o dziwo z wyjątkiem Mantella), ale też zaprezentowano biogramy kilku badaczek powiązanych z Anning. Wszystko to sprawia, że „Mary Anning. Łowczyni smoków” doskonale sprawdzi się jako źródło wiedzy dla małoletniego czytelnika. Szkoda tylko, że niekoniecznie porwie go jako opowieść sama w sobie (a może po prostu niżej podpisany nie potrafi w sobie wykrzesać choćby krzty entuzjazmu dziecięcego odbiorcy)...
Spragniony dobrej fabuły i wzbogacony o wiedzę na temat biografii Mary Anning postanowiłem poszukać dzieł, które w zajmujący sposób przedstawiałyby życie angielskiej badaczki amatorki, umiejętnie przy tym operując komiksową narracją. Na pierwszy ogień poszedł klasyczny magazyn „Dinozaury!”, ukazujący się w latach 90. ubiegłego wieku nakładem wydawnictwa De Agostini. W ramach cyklu „Historia w obrazach” pojawiały się na jego łamach dwustronicowe opowieści o najsłynniejszych paleontologach. Historię Mary Annig otrzymaliśmy dosyć szybko, już w 11 numerze. Jak nietrudno się domyślić, ograniczona przestrzeń nie sprzyjała w tym przypadku rozwinięciu fabularnych skrzydeł. Ot, dzieło Patricka Williamsa nie wychodzi poza schemat: piorun w dzieciństwie, wyprawy z ojcem, wizyty paleontologicznych sław, najgłośniejsze odkrycia. Ta historia na każdym polu ustępuje komiksowi hiszpańskiego duetu i należy ją rozpatrywać tylko w ramach ciekawostki z końca ubiegłego wieku.
Kolejny trop to „Dinozaury: Skamieliny i pióra”, czyli dzieło MK Reed i Joe'go Flooda, które ukazało się pod szyldem „Naukomiks”. Mary Anning poświęcono w nim raptem kilka stron, ale w tym przypadku jest to objętość w zupełności wystarczająca. Oczywiście odhaczone zostały kolejne odkrycia, epizod z piorunem i nauka pod okiem ojca. Tym jednak, co wyróżnia ten tytuł jest wplecenie losów Anning w szerszy kontekst początków paleontologii. Autorzy nie tworzą osobnych, pozornie tylko połączonych epizodów, lecz płynnie przechodzą od jednej postaci do kolejnej – tam gdzie trzeba zwalniając czy wracając do wcześniejszych bohaterów. Wszystko przy maksymalnym skupieniu uwagi czytelnika na podstawowych informacjach. Dzięki temu mamy wrażenie, że Anning nie żyła w próżni, a ranga jej odkryć nie wzięła się znikąd. I chociaż o osobowości samej bohaterki nic się w zasadzie nie dowiadujemy, to od samej lektury nie sposób się oderwać. „Skamieliny i pióra” to najlepszy komiks będący całościowym ujęciem historii paleontologii – powtarzam to przy każdej nadarzającej się okazji, więc i tym razem nie omieszkam.
I to w zasadzie wszystkie występy Mary na kartach komiksów dostępnych po polsku. Zdecydowanie łatwiej spotkać ją w książkach, ale i tutaj jej rola sprowadza się do krótkich wzmianek w pozycjach popularnonaukowych. Szkoda, bowiem szybka kwerenda w internecie udowadnia, że na Zachodzie pozycji dla najmłodszych poświęconych Mary Anning powstało całe multum... Nawet najpiękniejszy picture book nie jest jednak komiksem. A tych drugich ukazało się tyle, co kot napłakał. Dodatkowo ich jakość jest raczej wątpliwa. Rzut oka na przykładowe plansze z „Mary Anning Breaks New Ground: Courageous Kid of Paleontology” nie jest chyba w stanie nikogo przekonać, że tytuł ten zasługuje na polskie wydanie. O wiele profesjonalniej prezentuje się „Mary Anning: Chasseuse de fossiles” i gdybym miał wskazywać publikację, która wydaje się najbardziej interesująca, to byłaby to właśnie francuska pozycja. Jedyne obawy budzi fakt, że podobnie jak „Łowczyni smoków” jest ona częścią większego, biograficznego cyklu, co niejako skazuje ją na bycie brykiem z życiorysu bohaterki. Na koniec należy jeszcze wspomnieć o „The Fossil Girl. Mary Annings Dinosaur Discovery” Catherine Brighton. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy to aby na pewno komiks w pełnym tego słowa znaczeniu, ale przykładowe plansze, opinie czytelników i intrygujący styl ilustracji sprawiają, że na ten tytuł warto zwrócić uwagę. Oczywiście Mary Anning pojawia się również w rozmaitych obrazkowych leksykonach, takich jak „Femme Magnifique: 50 Magnificent Women Who Changed the World” czy „The Mighty Women of Science”. I właśnie w tego typu publikacjach należy upatrywać szansy na jej ponowną wizytę na krajowym rynku wydawniczym.
Jeśli nie tradycyjne komiksy, to może chociaż webkomiksy? Nietrudno znaleźć internetową twórczość poświęconą Mary Anning, ale z reguły są to krótkie formy, które koncentrują się na najbardziej typowych fragmentach jej biografii (tak, tak: piorun, ojciec, trzy odkrycia). Wśród nich wyróżnia się część cyklu „In science we trust”, pt. „The story of Mary Anning”. Na dokładnie dwudziestu jeden kadrach scenarzystka Sarah Zielinski i ilustrator Rodrigo Araya zawarli naprawdę sporą ilość informacji, także takich, których próżno szukać w publikacji Bayarriego i Seijasa. Oczywiście to nadal suche wyimki z życia, ale trzeba przyznać, że mają sporo uroku (autorzy postarali się nawet o tak nieoczywiste detale jak okładka i plansza końcowa – zresztą można się o tym przekonać tutaj). Czy jednak skazani jesteśmy na tego typu skondensowane, wypełnione po brzegi tekstem biografie? Na szczęście nie. Hortense Mariano udowadnia, że można stworzyć angażującą opowieść, w której widać narracyjną biegłość i świadome operowanie możliwościami medium. Na czterech stronach autorce udało się bowiem zawrzeć o wiele więcej emocji, niż pojawia się w każdym z wymienionych dotychczas dzieł. Do tego dynamiczne, efektowne kadrowanie, świetnie dobrana kolorystyka i już mamy jeden z lepszych komiksów o naszej bohaterce. Można go znaleźć tutaj.
Świat mangi i anime to studnia bez dna, więc wydaje się, że łatwo będzie z niej wyłowić kilka pozycji, przez które przewija się Mary Anning. Niestety, tutaj ma miejsce pewne rozczarowanie. Właściwie jedyny przykład, do którego udało mi się dotrzeć to „Learn Even More with Manga!” – tytuł sieciowy, który bazuje na popularnej grze mobilnej „Fate/Grand Order”. Nie jest to w żadnym stopniu próba przedstawienia biografii badaczki, a jedynie wykorzystanie jej jako postaci (w nomenklaturze growego uniwersum określanej mianem „sługi”), którą może przywołać jeden z bohaterów („mistrz”). Mógłbym w tym miejscu napisać, że jest ona takim tutejszym Pokemonem, ale obawiam się, że dopuszczę się sporego przekłamania i spłycę w ten sposób grę, o której nie mam bladego pojęcia, a która ma miliony fanów na całym świecie… Paleontolożka zadebiutowała na łamach wspomnianej mangi, a dopiero później zaimplementowano ją do samej gry. Oczywiście bitewne atrybuty growej Anning są inspirowane życiorysem i odkryciami realnej postaci, ale na tym wszelkie podobieństwa się kończą. Biorąc pod uwagę światowy fenomen wspomnianej franczyzy, bardzo prawdopodobne jest, że Mary z „Learn Even More with Manga!” jest najpopularniejszą komiksową inkarnacją słynnej paleontolożki. Wszystkie dotychczasowe epizody można znaleźć m.in. tutaj (mam nadzieję, że to legalne źródło). Niestety nie natrafiłem na inne przykłady mangowej Anning, a przynajmniej nie na takie, które wykraczałyby poza wszelkiej maści fanfiki. Szkoda, zważywszy na fakt, że japońscy twórcy lubią sięgać po kostiumowy sztafaż XIX-wiecznej Europy.
Czy zatem poszukiwania ciekawej historii o Mary Anning trzeba uznać za bezowocne? Tak, jeśli ograniczymy się tylko do komiksowego medium. O naszej bohaterce powstały jednak również powieści, sztuki teatralne, a nawet film. Nie czytałem „Dziewczyny z muszlą” Tracy Chevalier, ale już sama objętość tej książki sugeruje, że Mary może mieć w niej nieco więcej charakteru niż w większości przywoływanych komiksów. Ciekawie na pewno wypada sztuka Aleksandry Zielińskiej pt. „Mary, łowczyni skamielin”. Chociaż nie można jej traktować jako źródła informacji na temat paleontologii, to jednak wizja Mary jako mądrej, rezolutnej, ale zarazem bardzo samotnej dziewczynki wypada naprawdę wiarygodnie. Na samotności bohaterki skupia się również kameralny film „Amonit” w reżyserii Francis Lee. W tej fikcyjnej historii Kate Winslet kreuje obraz nieco zgorzkniałej i zmęczonej badaczki, która radość życia odnajduje w romansie z Charlotte Murchison. I chociaż jest to dosyć luźna wariacja na temat biografii naszej bohaterki, to w końcu mamy do czynienia z postacią z krwi i kości – co już stanowi przewagę nad jej komiksowymi występami. Dosyć wolne tempo, dłużyzny, szczątkowe dialogi, a przede wszystkim bardzo śmiałe sceny intymne dyskwalifikują jednak tę produkcję w roli rodzinnej rozrywki.
Mary Anning przedstawiana jest zazwyczaj jako kobieta odrzucona przez męskie środowisko naukowe. Płeć, pochodzenie i idący za nimi brak wykształcenia sprawiły, że za życia nie doczekała się należnego jej uznania. Paradoksalnie 200 lat później to właśnie ona jest najbardziej rozpoznawalną przedstawicielką paleontologicznej profesji z pierwszej połowy XIX wieku. Ani Mantell, ani Buckland (jakby nie patrzeć odkrywcy pierwszych dinozaurów) nie mogą pochwalić się aż tyloma dziełami na swój temat. Fakt, że w serii „Najwybitniejsi naukowcy” paleontologia jest reprezentowana właśnie przez Anning, to tylko kolejny dowód obecnego statusu angielskiej badaczki. Muszę w tym miejscu podkreślić, że pomimo fabularnych braków „Mary Anning. Łowczyni smoków” nie jest złą pozycją. Myślę jednak, że najlepiej będzie, jeśli najpierw obejrzycie ze swoimi pociechami „Mary, łowczynię skamielin” (można to zrobić np. tutaj ), a dopiero później, w ramach uzupełnienia wiedzy, zasiądziecie do lektury dzieła Bayarriego i Seijasa.
Opublikowano:
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-