Recenzja
Candyman, remake, rasizm, horror [recenzja]
Przemysław Pawełek recenzuje CandymanTym razem mamy do czynienia z dość udanym 'miękkim resetem'. Opowieść broni się samodzielnie, ale odnosi się do klasyka. Tym razem poznajemy historię współczesnego malarza, szukającego w kiepskiej dzielnicy Chicago inspiracji do własnej twórczości. Natrafia on na miejską legendę o Candymanie, postaci z hakiem zamiast dłoni, historię przemocy, zemsty, wołania o sprawiedliwość. Fascynacja zmienia się w obsesję, a miejska legenda zaczyna przejmować coraz większą kontrolę nad jego życiem.
Nowe podejście do klasycznego motywu dostosowuje go do współczesności, traktując Candymana jako symbol uciemiężenia, apel do sumienia USA. Jest tu pewne napięcie, tajemnica, nieco makabry, choć nie mogę przyznać, by autorom udało się we mnie zasiać grozę. Na pewno mamy do czynienia ze sprawną realizacją, porządnym (zazwyczaj) aktorstwem, nastrojową muzyką, czy fantastycznymi retrospekcjami, opowiedzianymi w formie teatrzyku cieni. Powraca też klasyczny Candyman sprzed dekad.
Za bodaj pierwszego afroamerykańskiego bohatera horroru zabrała się tu zresztą ekipa niemal w całości afroamerykańska, co przekłada się na wymowę filmu. To nie tylko horror, ale też dramat społeczny, mówiący zarówno o podupadających gettach, jak i o wiekach prześladowań. Kontekst filmu ciekawie rozwinięty został zresztą w dość zróżnicowanych dodatkach.
Film dla fanów gatunku i osób zainteresowanych dzisiejszą debatą medialną na temat kwestii rasowych w USA - nie powinno być zawodu. Dla pozostałych widzów ten obraz może być jednak być nazbyt hermetyczny.
Autor recenzji jest redaktorem Polskiego Radia.
Opublikowano:
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-