baner

Recenzja

Chińska wojowniczka po amerykańsku

Przemysław Pawełek recenzuje Mulan
7/10
Chińska wojowniczka po amerykańsku
7/10
Klasyczna "Mulan" sprzed ponad 20 lat, to jeden z ostatnich disneyowskich hitów zrealizowanych dzięki tradycyjnej animacji, nim studio zwróciło się ku grafice 3D. Historia inspirowana chińską legendą o dziewczynie przebranej za wojownika armii cesarskiej zetknęła się z ciepłym odbiorem i sporo zarobiła, było więc tylko kwestią czasu, kiedy amerykańskie studio zabierze się za aktorską adaptację. Lista animowanych klasyków, które nie doczekały się jeszcze wersji live action, albo z efektami CGI, robi się bowiem coraz krótsza.

Nowa adaptacja sugeruje zmianę tonu już samą czołówką, przedstawiającą ikoniczny zamek Disneya pośród azjatyckich pejzaży, które są jednym z najmocniejszych punktów filmu. Opowieść nie jest większym zaskoczeniem - młoda i zadziorna tytułowa bohaterka od dzieciństwa wymykająca się tradycyjnym wzorcom płciowym. Trudno jej poddać się woli rodziny i swatek, zostać przykładną chińską żoną, gdy buzuje w niej energia oraz potrzeba stawiania czoła kolejnym wyzwaniom. Oddanie rodzinie, a jednocześnie żądza przygód, dają o sobie znać, gdy jej ojciec, doświadczony, ale i wiekowy już żołnierz, otrzymuje wezwanie do armii cesarza. Mulan zakłada jego zbroję, chwyta za miecz, po czym w przebraniu wstępuje do armii, udając mężczyznę. Przed nią liczne przygody, bitwy i starcia, a także wewnętrzne rozdarcie, bo trudno jednocześnie chcieć być lojalnym wobec towarzyszy broni i nieustannie ich oszukiwać.

Chociaż od zawsze fascynuje mnie Daleki Wschód, to dziwnym zrządzeniem losu nie obejrzałem pierwszej disneyowskiej "Mulan" i nie jestem w stanie porównać obu wersji, ale muszę przyznać, że ten film świetnie się prezentuje na tle ostatnich aktorskich wersji klasyków studia. Powiem więcej - to chyba najlepszy remake z ostatnich produkcji, bo najzwyczajniej w świecie nie nudzi, co poprzednikom zdarzało się nader często. Opowieść o wojowniczce od pierwszych scen robi wrażenie dynamiką, nieźle wypadają sceny batalistyczne, fantastycznie dobrano w tym filmie chińskie scenerie, a w oddaniu dynamiki walk i piękna krajobrazu swoje odgrywają interesująca praca kamery oraz montaż. Disney wziął na warsztat filmowy nurt wuxia poświęcony kostiumowym opowieściom o chińskich bohaterach, po czym zrobił jego amerykańską podróbkę. I jest to z tego typu podejść do tematu podejście chyba najlepsze.

Owszem, sceny akcji opracowane przez amerykańskich koordynatorów nie mają tak dopracowanych choreografii jak te realizowane w Hong Kongu, także batalistyka nie jest na poziomie chińskich superprodukcji, taoistyczne mądrości mieszają się tu z treningami w konkurencyjnym duchu zen, ale to w końcu disneyowski film dla najmłodszych, a nie dla koneserów kina kopanego. Jednocześnie właśnie jako taki samozwańczy koneser odczuwałem ze strony filmowców ukłon w moją stronę - w końcu czuć tu nieco ducha "Przyczajonego Tygrysa, Ukrytego Smoka" czy "Hero", a w istotne role wcielili się Jet Li, Donnie Yen, czy nawet Pei-Pei Cheng, grająca w filmach, na których prawdopodobnie obaj panowie się wychowywali.

Nie da się nie wspomnieć o kontrowersjach związanych z produkcją. Fragmenty filmu kręcono w chińskiej prowincji, gdzie działają obozy koncentracyjne, na końcu filmu znalazły się podziękowania dla chińskiej administracji, a odtwórczyni tytułowej roli wyraziła wsparcie dla policji Hong Kongu tłumiącej zamieszki. Wszystko to doprowadziło do nawoływań do bojkotu, a także do review bombingu - na serwisie Metacritic średnia ocena użytkowników to obecnie 2.8/10. Jednocześnie jest to sprawnie zrealizowana opowieść, po części utrzymana w konfucjańskim duchu, ale jednocześnie mówiąca o emancypacji oraz zrzucaniu krępującego gorsetu społecznych norm i tradycji, które Konfucjusz wychwalał. Szkoda, że po wspomnianych kontrowersjach chińskie władze miały nakazać mediom omijanie tematu premiery filmu, w efekcie w samych Chinach nie dotarł on do zbyt szerokiej publiczności. Filmowi zarzucano także przewagę białych w ekipie produkcyjnej.

Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że "Mulan" to sprawna amerykańska trawestacja nie tylko chińskiej legendy, ale i chińskiego nurtu filmowego, a także jeden z najbardziej udanych nieanimowanych filmów studia w ostatnich latach, i gdyby nie kontrowersyjne wątki (a także pandemia koronawirusa) - pewnie tak była by ta produkcja szerzej przyjęta.


Autor recenzji jest dziennikarzem Polskiego Radia.

Opublikowano:



Mulan

Mulan

Premiera: Styczeń 2021
Oprawa: DVD, Blue Ray
Stron: 110 min.
Wydawnictwo: Galapagos
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-