baner

Recenzja

Czasami wystarczy poprzestać na trylogii

Przemysław Pawełek recenzuje Men In Black: International
5/10
Czasami wystarczy poprzestać na trylogii
5/10
„Faceci w czerni” debiutowali jako krótka seria komiksowa na początku lat 90. Inspiracją byli oczywiście tajemniczy jegomoście, mający pojawiać się w miejscach, gdzie ktoś widział UFO, a popularność tajemniczym gentlemanom przywrócił nawrót fascynacji kosmitami, który przypadał na tamten okres. Kilka lat później doczekaliśmy się kinowej adaptacji, która wpisała się w historię kina jako jeden z głośniejszych fantastycznych filmów rozrywkowych dekady. Adaptacja rozrosła się w końcu do trylogii, po czym temat przycichł. Od czego jednak są niby popularne marki, jak nie od odgrzewania w nieskończoność?

"Men in Black: International" to próba miękkiego resetu serii. Wydarzenia z poprzednich filmów nie zostały zanegowane, ale fabuła skupia się tym razem na nowych bohaterach. Molly to młoda kobieta, która w dzieciństwie zetknęła się z obcą formą życia, a za życiowy cel postawiła sobie poznanie tajemnic kosmosu. Naturalną drogą wydaje jej się dołączenie do facetów w czerni, ale jak to zwykle z tajnymi organizacjami bywa - nie jest to proste. Upór jednak popłaca, w końcu jej się udaje, a pierwsze zlecenie prowadzi ją do Londynu, gdzie trafia pod opiekę dość mało trzymającego się regulaminu agenta H. Lekkoduch i nowicjuszka szybko trafiają na sprawę, która zdaje się ich przerastać, a która może przesądzić o przyszłości ludzkości. Jak zawsze.

Najnowsza odsłona serii to zawód na niemal całej linii. Owszem, znowu mamy świetne efekty specjalne, obsada błyszczy, a autorzy zadbali o urozmaicone scenerie, ale to nie wystarczyło, by film wzbił się ponad nijakość. Męczący jest już sam początek - nim bohaterowie natrafią przypadkiem na główną nitkę fabuły, mija pół godziny nudnej ekspozycji. Potem coś zaczyna się dziać, ale scenariusz jest tak nieskładny i pretekstowy, że nie zmierza w żadnym konkretnym kierunku, by w finale okazało się, że minione półtorej godziny to wypełniacz odwlekający nagły zwrot akcji, który wymusi finałowe starcie. Filmu nie ratuje też poczucie humoru, które jest niemal nieobecne - już lepiej ubawiłem się oglądając jeden z krótkich dodatków, w którym agencji spotykają się z zawodnikami NBA.

Jak wspomniałem - ten film to jednak nie same wady. Ponownie mamy do czynienia ze świetną realizacją, miło znów zobaczyć na ekranie Emmę Thompson, tym razem w towarzystwie Liama Neesona i Rebecki Ferguson, choć główną siłą filmu pozostaje para pierwszoplanowych postaci. Chris Hemsworth i Tessa Thompson już w filmach Marvela pokazali, że jest między nimi pewna chemia i świetnie sprawdzają się w duecie. Tu jest podobnie, choć niestety ich wysiłek idzie zwyczajnie na marne. Zabrakło dobrych dialogów, chwytliwej intrygi i celnych żartów. Zamiast tego za filmem ciągnie się zła sława konfliktów pomiędzy producentem a reżyserem, które prawdopodobnie zaczęły się od zmian w bazowym scenariuszu, a ciągnęły aż do finalnego montażu. Efektem jest niestety dzieło, które nie zadowoliło chyba ani ekipy, ani fanów, ani zliczających dość wolno płynące zyski księgowych.


Autor recenzji jest dziennikarzem Polskiego Radia.

Opublikowano:



Men In Black: International

Men In Black: International

Premiera: Listopad 2019
Oprawa: DVD, Blue Ray
Wydawnictwo: Imperial CinePix
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-