baner

Recenzja

Ciężka dola niewolnika

Krzysztof Tymczyński recenzuje Saga Winlandzka #05
9/10
Ciężka dola niewolnika
9/10
Pod koniec czwartego tomu cyklu ”Saga Winlandzka” doszło do wielu niespodziewanych, ale zarazem znakomicie rozegranych przez Makoto Yukimurę wydarzeń. W ich efekcie otrzymaliśmy coś na kształt nowego rozdziału, ale i nowego otwarcia serii. Jednakże dopiero tom piąty daje nam odpowiedź na najważniejsze pytanie, a mianowicie dowiadujemy się, czy cykl ten utrzymuje swój znakomity poziom. Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w niniejszym tekście. I jeśli nie zaznajomiliście się z czwartym tomem, to uważajcie na spoilery w kolejnych akapitach.

Poświęcenie Askeladda nie poszło na marne i książę Kanut zyskał należny mu posłuch oraz kontynuuje swoją krucjatę, mającą na celu doprowadzenie go na tron Anglii. Nie może jednak korzystać już z usług Thorfinna, który przeszedł załamanie nerwowe, a także został sprzedany do niewoli i wylądował w Danii. Tak ciężko pracuje przy uprawie roli w majątku niejakiego Ketila, mając u boku krnąbrnego i nieco porywczego Einara. Dla chłopaka to nie tylko szkoła życia, ale także kolejny rozdział niekończącej się walki – tym razem wynikającymi nie tylko z sytuacji społecznej, w jakiej się znalazł. Oprócz tego, Thorfinn musi mierzyć się także z duchami własnej przeszłości, które mogą go totalnie złamać, albo też sprawić, że narodzi się on na nowo.

Gdybym miał opisać w jednym słowie o tym, jak mocno różni się piąty tom ”Sagi Winlandzkiej” od poprzednich, użyłbym zwrotu ”spokojniejszy”. Nie oddaje to jednak w pełni tego, co przedstawia czytelnikowi Makoto Yukimura. Tym razem odchodzimy od znanej z każdej z poprzednich części tej mangi wojennej zawieruchy i zdecydowanie mocniej skupiamy się na postaci Thorfinna, zarówno pod kątem obserwowania jego kolejnych losów, ale także zaglądamy nieco mocniej do jego głowy. Dość niespodziewanie, nie licząc paru rozdziałów, do których wrócę nieco dalej, piąty tom ”Sagi Winlandzkiej” staje się głównie dramatem psychologicznym o chłopaku, który dotąd nie zaznał niczego, co nie wiązałoby go z walką. Yukimura wprowadza tu masę nowych oraz ciekawych postaci, zarówno pozytywnych jak i negatywnych, a chociaż miejsce pól bitew zajmują tutaj pola uprawne, seria nie zmienia się wcale w nudny podręcznik rolnictwa. Zdecydowanie najmocniej jednak tym razem robiły na mnie wrażenie niewielkie, lecz fajnie akcentowane momenty, w których Thorfinn zaczynał pojmować rzeczy, o istnieniu których nie miał dotąd pojęcia. Gdy Yukimura daje nam fragment, w którym Einar tłumaczy chłopakowi totalne podstawy rolnictwa, to autentycznie chwytały mnie za moje zimne serce.

Jednakże nie byłoby ”Sagi Winlandzkiej” bez akcji i walk. W najnowszej odsłonie cyklu dostajemy kilka takowych i chociaż nie ważą się w nich losy Anglii, to nie można powiedzieć, by manga nie dostarczała czytelnikowi należytej dawki emocji. Yukimura bardzo fajnie zawęził zakres świata, jaki obejmuje jego dzieło. Dzięki temu iż dostajemy zupełnie nowe postacie, które na przestrzeni tych ponad czterystu stron zostają ciekawie zaprezentowane, ale zarazem dając nam jasno do zrozumienia, iż nie wszystkie będą odgrywać tu kluczowe role, o to jak skończą się niektóre fragmenty tomu, można było bez oporów drżeć. W przypadku poprzednich odsłon tego cyklu jednak w pewnym momencie otrzymaliśmy miejsce, w którym mocno wykrystalizowała się konkretna, główna obsada i znając jeszcze chociaż trochę historyczne fakty, można było spokojnie przewidywać kto, jak i w którym momencie skończy. W niniejszej odsłonie tego nie ma, co niezmiernie mnie ucieszyło, ponieważ jeszcze mocniej zaangażowałem się w lekturę.

Warto jednak podkreślić, że chociaż w piątym tomie ”Sagi Winlandzkiej” najmocniej skupiamy się na Thorfinnie i jego walce z demonami przeszłości, to jednak Yukimura nie zapomina o naszych starych znajomych. Czytelnik dostaje bowiem dwa rozdziały skupiające się na zdobywającym coraz większe wpływy Kanucie, który także przeobraża się na naszych oczach w znacznie bardziej bezwzględnego mężczyznę, niż mogliśmy go o to podejrzewać. I chociaż to raptem 45 stron, a na takiej ilości stron to niektórzy mangacy nierzadko nie potrafią zakończyć nawet jednego mordobicia, to jednak i tutaj autor wychodzi obronną ręką. Historia jest mocna, zwięzła, bardzo sprawnie napisana i jeśli jest to koniec pokazywania losów Kanuta na łamach tej mangi (osobiście wolałbym nie) to Yukimura zrobił to w świetnym stylu.

No i wreszcie rysunki, ale tutaj nie napiszę Wam nic nowego – bardzo podoba mi się to, jak Yukimura sprawnie miesza stylami. ”Saga Winlandzka” to tytuł, który z jednej strony z łatwością daje się zidentyfikować jako manga, ale wystarczy nieco bliżej się przyjrzeć, by dostrzec także sporo rzeczy zdecydowanie bardziej typowych dla komiksów zachodnich, zwłaszcza europejskich. Niemniej, ja jestem ponownie zachwycony tym, jak znakomicie Yukimura nie tylko napisał ten tytuł, ale także jak go zilustrował.

Czy zatem po takim, pełnym zachwytów tekście, może kogoś dziwić wysoka ocena końcowa? Nie czekajcie i czym prędzej rzucajcie swoimi pieniędzmi w wydawnictwo Hanami, bo te zwyczajnie na to zasługuje.

Opublikowano:



Saga Winlandzka #05

Saga Winlandzka #05

Scenariusz: Makoto Yukimura
Rysunki: Makoto Yukimura
Wydanie: I
Data wydania: Sierpień 2019
Seria: Saga Winlandzka
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 150x210 mm
Cena: 65,00 zł
Wydawnictwo: Hanami
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-