baner

Recenzja

Kapitan Carol

Przemysław Pawełek recenzuje Kapitan Marvel
7/10
Kapitan Carol
7/10
"Kapitan Marvel" zaczyna się w dość nietypowy jak na MCU sposób. Poznajemy Vers - pozbawioną pamięci członkinię elitarnego korpusu Starforce kosmicznej rasy Kree, która jest w stanie wojny ze zmiennokształtnymi, podłymi Skrullami. O Vers wiemy niewiele więcej, niż ona sama - szkoli się, by poskromić drzemiącą w niej moc, i móc więcej zdziałać w niekończącej się wojnie. Kolejna misja sprowadza ją jednak pośród ludzi, na Ziemię, gdzie złączą się losy dwóch kosmicznych ras, jednego z Kamieni Nieskończoności oraz zagadka jej przeszłości.

Opowieść o Carol Danvers, jednej z najpotężniejszych bohaterek w całym kosmosie, ma dość osobliwe osadzenie w całym MCU. Poprzedni film z serii, czyli "Avengers: Wojna bez granic", kończył się dramatycznymi scenami przedstawiającymi efekty pełnej władzy, którą uzyskał Thanos. Nick Fury sięgał po pager, by wezwać odsiecz, która pojawiła się potem w "Avengers: Koniec gry". "Kapitan Marvel" miała premierę pomiędzy oboma filmami, i cofa nas w środek lat 90., by pokazać genezę ostatniej nadziei ludzkości.

Film ma sporo zalet, choć nie wszystko działa dobrze. Fabuła jest tu po prostu przyzwoitą pożywką dla kolejnych scen przedstawiających spektakularne widoki czy dynamiczne sceny akcji. Słabiej jest, gdy nie pojawiają się efekty specjalne, wtedy swoje odgrywa nostalgia za ostatnią dekadą minionego tysiąclecia. Najlepszymi punktami filmu okazują się być jednak sceny z udziałem Nicka Fury'ego, który nie doczekał się solowych przygód, co tu skrzętnie sobie rekompensuje Samuel L. Jackson. Gdybym miał wskazać kolejny z najmocniejszych punktów filmu, to byłby to pewien rudy kot. Nie można jednak zapominać o Brie Larson w tytułowej roli. Aktorka jeszcze przed premierą filmu wywołała falę hejtu, bo ośmieliła się wspomnieć o feministycznym kontekście dzieła, tymczasem nie wiem, co można zarzucić jej kreacji, nawet przy dużych chęciach. Jej Danvers jest naturalna i dziewczęca, a postać najlepiej gra w duecie z Furym - jest tu pewna chemia.

"Kapitan Marvel" ma też swoje metaforyczne drugie dno. Jakiś czas temu, po 11 września, Skrullowie byli w komiksowym świecie Marvela dyżurnym odpowiednikiem islamskich terrorystów, którzy wmieszają się w społeczeństwo, by potem niszczyć je od środka. Nowy film zmienia tonację - historia konfliktu pomiędzy Kree a Skrullami stylizowana jest na konflikt palestyńsko-izraelski. To dość zaskakująca wolta, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej antyizraelski kontekst. Daleki jestem od pochwał wobec polityki Jerozolimy, ale miałem uczucie, że w celu ukazania niedoli Muzułmanów mam do czynienia z relatywizowaniem działań ekstremistów, co wprowadziło mnie w lekką konsternację.

Nowa propozycja Marvela na rynku kina domowego to solidna produkcja zrealizowana zgodnie z marvelowską formułą. Jest tu akcja, jest humor, są efekty specjalne i moc, wiążąca się z odpowiedzialnością. Brak tu nieco dramatyzmu - z początku trudno kibicować bohaterce pozbawionej pamięci, bo nie wiadomo, o co toczy się gra. Potem nasza bohaterka jest już tak doładowana swoją kosmiczną mocą, że nikt nie stanowi dla niej wyzwania. "Kapitan Marvel" była dla mnie przyjemnym, acz wypranym z emocji seansem, i jeśli komuś mam ten film polecić, to zagorzałym fanom Marvel Cinematic Universe, którzy chcą mieć pełen obraz zachodzących w tym świecie wydarzeń. W innym przypadku przygody Kapitan będą wizualnie ładną i momentami naprawdę zabawną, choć nieco pustą produkcją.


Autor recenzji jest pracownikiem Polskiego Radia.

Opublikowano:



Kapitan Marvel

Kapitan Marvel

Premiera: Lipiec 2019
Oprawa: DVD, Blue Ray
Wydawnictwo: Galapagos
  • Reżyser: Boden Anna , Fleck Ryan
  • WASZA OCENA
    Brak głosów...
    TWOJA OCENA
    Zagłosuj!

    Komentarze

    -Jeszcze nie ma komentarzy-