baner

Recenzja

Superdzieciaki na gigancie

Jan Sławiński recenzuje Runaways #01
6/10
Superdzieciaki na gigancie
6/10
Im więcej komiksów Briana K. Vaughana na polskim rynku, tym bardziej widać jego słabości, które powtarza w każdej serii. Amerykański scenarzysta wie, jak intrygująco zacząć (a to od wybicia wszystkich mężczyzn na Ziemi – poza jednym, a to od zrobienia burmistrzem superbohatera), nieźle radzi sobie z zakończeniami, ale środkowe akty swoich historii często przeciąga do przesady, czego najlepszym przykładem jest „Saga” (końca nie widać). „Runaways” powiela ten schemat.

Grupa nastolatków odkrywa, że ich rodzice są członkami tajnego stowarzyszenia superłotrów. Dzieciaki uciekają z domów i postanawiają na własną rękę pokrzyżować plany dorosłych, stopniowo odkrywając swoje supermoce i kolejne szokujące fakty na temat szalonego planu ich rodziców. Tak w skrócie przedstawia się fabuła pierwszego tomu „Runaways”.

Spojrzenie na świat Marvela oczami grupy zagubionych nastolatków to intrygujący punkt wyjściowy. To, co stanowi największy atut „Runaways”, stanowi też ich największą wadę. Skupienie się na grupie dzieciaków wiąże się z pewnymi utartymi schematami fabularnymi – bohaterowie to chodzące stereotypy, hormony buzują, więc wszyscy albo się kłócą, albo obściskują, a dialogi, którymi przerzucają się postacie, są bardzo „cool”. Z początku stylizacja i mnóstwo popkulturowych nawiązań (data przydatności do użycia większości z nich minęła jakieś 15 lat temu, bo przywołuje się tu filmy i seriale, które były na topie, gdy komiks się ukazywał w zeszytach – w okolicach 2003 roku) tworzą niezły klimat, łatwo uwierzyć, że naprawdę mamy do czynienia z grupą nastolatków. Z czasem ta przedobrzona stylizacja zaczyna zwyczajnie męczyć (znowu wychodzi ze mnie stary dziad), a na kolejne kłótnie w drużynie, animozje czy miłosne rozterki reaguje się obojętnością lub irytacją. Momentami chciałoby się po prostu potrząsnąć bohaterami i krzyknąć, by wreszcie zaczęli zachowywać się dojrzale, bo sytuacja tego wymaga.

Osiemnaście zeszytów, które składają się na pierwszy tom serii „Runaways”, tworzy zamkniętą całość. To historia, która ma początek, środek i zakończenie, opowieść, która jest doprawiona kilkoma zgrabnymi zwrotami akcji (zwłaszcza wydarzenia w punkcie kulminacyjnym mogą podnieść ciśnienie). Ale jak już wspomniałem na początku – Vaughan nie ucieka od swoich słabości: punkt wyjściowy jest naprawdę ciekawy, finał zaskakuje, jednak środek mógłby być spokojnie skrócony o trzy-cztery zeszyty, bo bohaterowie drepczą w kółko.

Nie ukrywam, że po „Runaways” spodziewałem się więcej, bo to seria kultowa. Mamy tu fajnych bohaterów (nastolatka porozumiewająca się telepatycznie z dinozaurem-ochroniarzem!), niezły punkt wyjścia (a co Ty byś zrobił, gdyby Twój stary okazał się superłotrem?!) i niestety dość rozlazłą fabułę (z przestylizowanymi dialogami, ale za to z kilkoma niezłymi pomysłami). Nieco mangowe rysunki Adriana Alphona w połączeniu z komputerowymi kolorami to zupełnie nie moja bajka – kadry odrzucają sztucznością, nienaturalną mimiką, dziwnymi pozami bohaterów i ubogimi tłami. Podczas lektury bawiłem się nieźle, ale jak na historię nagrodzoną tyloma branżowymi nagrodami, oczekiwałem czegoś, co lepiej zniosło próbę czasu.

Opublikowano:



Runaways #01

Runaways #01

Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Adrian Alphona, Takeshi Miyazawa
Wydanie: I
Data wydania: Lipiec 2018
Seria: Runaways, Marvel Classic
Tłumaczenie: Anna Tatarska
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170x260 mm
Stron: 444
Cena: 119,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328126596
WASZA OCENA
7.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
7 /10
Zagłosuj!

Galerie

Superdzieciaki na gigancie Superdzieciaki na gigancie Superdzieciaki na gigancie

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-