baner

Recenzja

Bez przebaczenia

Jan Sławiński recenzuje Człowiek, który zabił Lucky Luke'a
7/10
Bez przebaczenia
7/10
„Człowiek, który zabił Lucky Luke’a” to album stworzony z okazji 70. rocznicy narodzin samotnego kowboja, który jest szybszy niż jego własny cień. Matthieu Bonnhome z jednej strony tworzy historię, którą łatwo można umiejscowić w chronologii między albumami Morrisa i Goscinnego, a z drugiej przyświecają mu założenia, które wyróżniają komiks na tle pozostałych odcinków serii.

Schemat fabularny jest jednak podobny – Lucky Luke przybywa do zapomnianego miasteczka gdzieś na obrzeżach Dzikiego Zachodu i wikła się w sprawy lokalnej społeczności. Tym razem będzie to problem niekompetentnego szeryfa, napadniętego dyliżansu i skradzionego złota. Skomplikowane śledztwo ujawni mroczne tajemnice mieszkańców Foggy Town, a sam Luke będzie zmuszony walczyć o życie.

Matthieu Bonnhome w przeciwieństwie do Morrisa, Goscinnego czy licznych kontynuatorów ich prac, opowieść o Lucky Luke’u obdziera ze slapstickowego humoru i stawia na względny realizm. Ogranicza ilość gagów i komediowych momentów do minimum (właściwie sprowadzając je do jednego powtarzającego się żartu o braku tytoniu), pokazuje brutalną stronę Dzikiego Zachodu, gdzie ludzie są podli z natury, a śmierć bywa szybka, brudna i niesprawiedliwa. W opowieści dominuje ponury klimat (który podkreśla malownicza sceneria - część akcji dzieje się nocą podczas ulewnego deszczu, co sugeruje już okładka albumu), zagrożenie jest realne i przytłaczające, a w niektórych momentach napięcie można kroić nożem. Autor porusza również ciekawy wątek bycia legendą Dzikiego Zachodu już za życia.

Bonnhome świetnie opowiada obrazem - dobrze wychodzą mu zarówno duże, dynamiczne sekwencje akcji (np. bójka w barze), jak i te wyciszone, skupione na misternie budowanym klimacie. Najlepszym przykładem będzie szereg wyciszonych kadrów, które poprzedzają pojedynek w samo południe – rysownik umiejętnie korzysta z retardacji, aby dzięki zastosowaniu niemych kadrów stopniować napięcie i podkreślić doniosłość chwili. W tym momencie podczas lektury wręcz słychać niepokojący świst wiatru, który hula po opustoszałej ulicy i wstrzymane oddechy mieszkańców Foggy Town.

„Dorosła” wersja przygód najszybszego kowboja na Dzikim Zachodzie zaprezentowana w „Człowieku, który zabił Lucky Luke’a” okazała się dla mnie fascynującą lekturą. Kolejne albumy regularnej serii czytam bardziej z przyzwyczajenia i sentymentu, niż z rzeczywistej potrzeby serca (ich humorystyczny wydźwięk często negatywnie wpływa na dramaturgię, a im jestem starszy, tym mniej żartów do mnie trafia). Przygody Lucky Luke’a robione na serio okazały się więc ciekawą odskocznią od tego, do czego seria nas przyzwyczaiła – album czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem, intryga kryminalna oferuje kilka zaskakujących momentów, a całość uwodzi klimatem i stroną plastyczną. „Człowiek, który zabił Lucky Luke’a” narodził się jako okolicznościowy prezent dla fanów, ale to pełnowartościowy western, który polecam wszystkim – zarówno tym, którzy przy serii Morrisa zaśmiewają się do rozpuku, jak i tym, którzy nie mieli z nią styczności, a po prostu lubią klimatyczne opowieści z Dzikiego Zachodu w starym, dobrym stylu.

Opublikowano:



Człowiek, który zabił Lucky Luke'a

Człowiek, który zabił Lucky Luke'a

Scenariusz: Matthieu Bonhomme
Rysunki: Matthieu Bonhomme
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2018
Seria: Lucky Luke
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 21.6x28.5 cm
Stron: 64
Cena: 39,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328135499
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Bez przebaczenia Bez przebaczenia Bez przebaczenia

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-