baner

Recenzja

Nie taka dobra zmiana

Krzysztof Tymczyński recenzuje Thor #01: Gromowładna
6/10
Nie taka dobra zmiana
6/10
Pani Thor? Thorzyca? Thorina? Jakkolwiek żartobliwie by nie nazwać nową osobę dzierżącą młot, jest nią kobieta. Czy tak radykalna zmiana przełożyła się na poziom komiksu, którego poprzednia odsłona staczała się po równi pochyłej? Niestety niezbyt.

Wydarzenia z komiksu ”Grzech Pierworodny” do prowadziły do tego, iż syn Odyna okazał się niegodny noszenia swojego młota i artefakt ten spoczął na księżycu. Przez długi czas nikt nie mógł go stamtąd ruszyć, aż w końcu udało się to pewnej kobiecie. Kimkolwiek by nie była, stała się nową Gromowładną i od razu musi zmierzyć się z Malekithem. Tymczasem Odinson nie ma zamiaru biernie przyglądać się temu, jak ktoś zastępuje go w jego roli.

W XXI wieku największe wydawnictwa komiksowe z USA stanęły przed potężnym problemem dotyczącym wprowadzania do swoich ofert nowych postaci. Gdy okazało się, że zupełnie świeżo wykreowani herosi nie przemawiają do szerszej publiczności i koniec końców albo kręcą się gdzieś po dalszym planie, albo też zupełnie wpadają do wydawniczego limbo (patrz: kolejne generalne młodych mutantów, Sentry czy Alpha), zarówno Marvel jak i DC co jakiś czas obsadzały nowe postacie w skądinąd znanych rolach. Tak właśnie Dick Grayson nakładał pelerynę Batmana, pojawiali się kolejni ziemscy Zieloni Latarnicy, zaś szansę, by zabłysnąć, zyskali Kamala Khan czy Miles Morales. Tak, jestem zdania, iż gdy nie nosili oni pseudonimów Ms. Marvel i Spider-Mana, już dawno nikt by o nich nie pamiętał, pomimo naprawdę dobrze skonstruowanego i ciekawego charakteru. Za każdym razem, gdy ktoś nowy wchodził w rolę klasycznego bohatera, nie obywało się bez nieraz kontrowersyjnych opinii i kręcenia nosem, ale wyniki mówiły same za siebie – przez pewien okres czasu, taka zmiana przynosi niezłe zyski. Marvel wydawał się znacznie mocniej widzieć w tym swoją szansę, aż w końcu nieco przesadzili i zrazili do siebie część czytelników. Właśnie wtedy Thorem była kobieta, a pierwszy tom jej sagi otrzymaliśmy właśnie dzięki wydawnictwu Egmont.

Autorem serii pozostał Jason Aaron, który poprzednią odsłonę solowych przygód (wówczas jeszcze męskiego) Thora zaczął moim zdaniem znakomicie, by jednak po dwóch rewelacyjnych odsłonach spuścić nieco z tonu i dostarczyć nam kolejne dwie historie, które oceniam jako co najwyżej poprawne. Chociaż i tak jestem tu teraz mocno wyrozumiały. Z ciekawością wypatrywałem premiery nowej serii, ponieważ liczyłem, iż scenarzysta nawiąże poziomem do tego, co czynił na stronach ”Bogobójcy” czy ”Bożej bomby”. W mojej ocenie tak się jednak nie stało, zaś cały tom sprawia wrażenie, jakby Aaron pisał go za karę.

Główną intrygą omawianego tomu jest kwestia tożsamości kobiety, która okazała się godna dzierżenia młota. Sęk w tym, że podczas lektury można odnieść wrażenie, iż Jason Aaron najchętniej ujawniłby ten sekret na pierwszej stronie komiksu, ale dostał odgórny przykaz przeciągnięcia tego momentu aż do drugiego tomu. W efekcie co jakiś czas podrzucane są mylące tropy oraz pokazywane są sceny, w których już prawie się wszystkiego dowiadujemy, ale ostatecznie jednak nie. Nie mam nic przeciwko takiej formy zabawy z czytelnikiem, gdyby tylko było to poprowadzone w sposób jakkolwiek interesujący. Tutaj niestety tak nie jest i kwestia tego, czy pod maską skrywa się Freyja, Lady Sif czy jeszcze ktoś inny, w pewnym momencie zupełnie przestał mnie interesować. Nowa heroina zachowuje się jak typowy świeżak, niejednokrotnie zawdzięczając swoje przetrwanie szczęściu niż faktycznym umiejętnościom. Nie ma w tym nic nadzwyczaj dobrze napisanego czy wciągającego, a pierwszy tom ”Thor” momentalnie staje się typowym, superbohaterskim średniakiem, jakich wiele.

Sytuacji nie ratują ani przeciwnicy nowej posiadaczki młota, którymi są Malekith oraz głównodowodzący organizacją Roxxon. Wszystko to z powodu tego, iż podobnie jak w przypadku poprzednich starć Thora z tymi jegomościami, tak i tutaj Jason Aaron nie sprawił, iż złoczyńcy ci zyskali na charyzmie czy charakterze. Poziom fabuły nie jest tak żenujący jak w przypadku trzeciego tomu serii ”Thor: Gromowładny”, lecz taki Malekith nadal jest jednym z najsłabszych złoczyńców, jakich losy śledziłem ostatnimi czasy w komiksach superbohaterskich. Ważnym elementem omawianego teraz tomu jest także Odinson, którego rola miota się pomiędzy byciem zadufanym dupkiem i rozpaczającym nad swoim losem egoistą. W obu wersjach nie przekonał mnie do siebie ani trochę, jednakże wiem, iż z czasem ulegnie to znaczącej poprawie.

Na plus wyróżnić jednak należy oprawę graficzną tomu. Russell Dauterman, którego prace poznałem przy okazji wydanej w USA przez Boom! Studios serii ”Supurbia”, pokazał się z bardzo dobrej strony. Jego kreska jest dynamiczna i dokładna, zaś styl artysty idealnie pasuje do komiksów superbohaterskich. Nieco bardziej stonowane są prace Jorze Moliny, lecz rozdział z rysunkami jego autorstwa jest przy okazji tym najspokojniejszym z całego tomu, więc nie mogę powiedzieć, by tam nie pasował. Chociaż jestem dużym fanem monumentalnych ilustracji Esada Ribica, jego następcy przy solowych przygodach dzierżycielki Mjolnira pokazali się z bardzo dobrej strony.

Szkoda tylko, że nie można powiedzieć tego samego o autorze scenariusza. W efekcie czego nowa seria ”Thor” nie rzuca na kolana i szybko ulatuje z pamięci.

Opublikowano:



Thor #01: Gromowładna

Thor #01: Gromowładna

Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Russell Dauterman, Jorge Molina
Wydanie: I
Data wydania: Marzec 2018
Seria: Thor, Marvel Now
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Druk: kolor
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 165x255 mm
Stron: 120
Cena: 39,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328127968
WASZA OCENA
4.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

Nie taka dobra zmiana Nie taka dobra zmiana Nie taka dobra zmiana

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

karakortada -

To jest przecież tylko wprowadzenie, do faktycznej nowej serii z Thorem - kobietą. Wcześniejsza seria "Thor - God of thunder" liczyła 25 zeszytów, ta, po prostu "Thor" liczy tylko 8 i ma jedynie być taką chwilową niewiadomą, zaciekawić, a dopiero kolejna "Mighty Thor" rozwija jej postać i historię. Tak więc nie ma co liczyć tutaj na nie wiadomo jakie rzeczy.