Artykuł
Ultimate Spiderman
MaciasW tamtym okresie niespecjalnie używałem Internetu, więc tylko ogólnie wiedziałem, na czym polega idea linii „Ultimate”, jednakże po przeczytaniu pierwszego zeszytu od razu dało się załapać, o co chodzi. Przez następne kilka miesięcy koło dwudziestego regularnie inwestowałem w serię, aż w końcu FunMedia postanowiła ją skasować( gdzieś w okolicy numeru szóstego). Udało im się jednak wydać jeszcze numer siódmy, po czym niedługo później wydawnictwo upadło.
Od tamtego okresu, do dnia obecnego na rynku ukazała się większość ważnych rzeczy z linii „ Ultimate”- Egmont wydaje „The Ultimates” a Axel Spinger Polska wzięło się za „Ultimate X-Men”. I to właśnie na forum tego ostatniego wydawnictwa ktoś rzucił pomysłem, by AS wznowił wydawanie „USM”. Czy są na to szanse? - nie mam pojęcia. Dlatego też zamiast czekać, modlić się, wysyłać listy z groźbami „ A jeśli nie wydacie „USM” to ja was…” tudzież robić tego typu wesołe rzeczy, postanowiłem przysiąść i wniknąć w historię, zaczynając od numeru siódmego, aż gdzieś do około pięćdziesiątego, chociażby po to, by przekonać się, czy jest czego żałować.

Bendis zmienił też część wątków tak, by były bardziej realniejsze. Na przykład Venom nie jest symbiontem z obcej planety, lecz z założenia miał być kostiumem-lekarstwem na raka, opracowywanym przez ojca Petera i jego przyjaciela Eddiego Brocka Seniora. Badania zostały jednak zawieszone w wyniku machinacji osób, które chciały przejąć projekt do mniej altruistycznych celów, a także z powodu śmierci obu naukowców w katastrofie lotniczej. Nie zdradzając jak dalej ciągnie się ten wątek powiem tylko, że jest on o wiele sensowniejszy, niż wersja z obcym kostiumem ( choć początkowo Bendis planował prawdopodobnie inaczej rozwiązać ten motyw, gdyż w wcześniejszym numerze Eddie Brock pojawia się jako dziennikarz na jednym z kadrów. B.M zrezygnował jednak z takiego poprowadzenia tej postaci).
Ciekawą rzeczą jest fakt, iż historia zawarta w „USM” ma spore oddziaływanie na inne

Bohater miał też okazję spotkać „Ultimate X-men”, gdzie Bendis rzucił pierwsze poszlaki dotyczące nielegalnych eksperymentów genetycznych na nienarodzonych dzieciach, co wg scenarzysty ma być jednym z ważniejszych wątków w nadchodzących numerach. Dodatkowo jest to jeden z elementów, który coraz bardziej buduje klimat serii zmierzający w stronę różnego rodzaju „black ops”, tajnych służb, grup trzymających władzę (nie, komiks nie dzieje się w Polsce) itp. Sam Bendis zapowiedział na początku pracy nad serią, że chce nadać właśnie taki kształt swoim historiom zawartym w „USM”.
Jeśli jest Peter to musi być i Mary Jane. Tutaj jednak Mary nie jest szkolną gwiazdą, rozchwytywaną przez najpopularniejszych kolesi w szkole, lecz spokojną dziewczyną, która od początku darzy Peter’a wielką sympatią ( i jak nietrudno się domyślić przerodzi się to w coś więcej. Oczywiście nie będzie mogło zabraknąć rozstań i ponownych zejść między tą parą, ale taki to już urok tego związku) i jest pierwszą osobą, której Peter zdradza swój sekret. Inne, nie mniej ważne postacie kobiece, to ciotka May i Gwen Stacy. Bendis zasadniczo zmienił „image” tych dwóch bohaterek. May jest tu trochę młodsza niż w regularnej serii i jakby bardziej energiczna. Dodatkowo potrafi konkretnie opierniczyć bratanka, co nie zdarzało się zbyt często w ”sami wiecie gdzie”. Inną sprawą jest fakt, iż May cały czas nosi w sobie świeżą ranę po stracie męża, co przeradza się w strach, że coś podobnego może przydarzyć się Peter’owi (ciekawostka- chcecie zobaczyć ciotkę May u psychoterapeuty? Przeczytajcie „USM”). Sądzę, że czasem May przestanie sobie radzić z swoim stresem, szczególnie po wydarzeniach z ostatnich numerów.
Gwen Stacy pojawia się nieco później, ale już jej pierwsze „występy” pokazują, że i tutaj Bendis postanowił wprowadzić zmiany. Gwen jest „konkreciarą”, mówi co myśli i wydaje się zupełnie nie przejmować się problemami. Oczywiście jest to tylko poza, która pomaga Gwen bronić się przed cierpieniem związanym z dość skomplikowanym życiem. Dla Peter’a jest ona kimś w rodzaju żeńskiego odpowiednika własnej osoby- oboje tracą swoich najbliższych, oboje też próbują jakoś znaleźć swoje miejsce na świecie.
Tak jak i w regularnej serii, tak i tu ważną postacią jest Otto Octavius. W wersji „USM” jest on jednym z naukowców, którzy przyczyniają się do powstania OZ, czyli w tym również naszego bohatera. Przy czym Otto nie przypomina w niczym swojego początkowo dobrodusznego odpowiednika z filmu. Tutaj jest on zimnym skur….czybykiem, który dla swoich badań nie cofnie się przed niczym. A po przemianie w Dr Octopus’a staje się jeszcze gorszy. Doc Ock pojawia się dość często na łamach serii, ale po wydarzeniach z „Ultimate Six” chyba nieprędko go zobaczymy.
Co bardziej nadpobudliwi fani Spider-man’a ucieszą się na widok Black Cat, czyli Felicii Hardy. Pojawia się tylko na kilka numerów, ale w tym czasie udaje jej się wypić wino z Peter’em (czy był „brudzio”-nie mam pojęcia), powalczyć z Elektra’ą, zostać pobitą przez Kingpin’a i….”zginąć”.

„USM” nie jest komiksem, który aspiruje do miana ambitnego. Mimo to, pomimo całej superbohaterskiej otoczki, która jednych drażni, innych natomiast kręci (jestem zboczeńcem drugiego rodzaju), to ma w sobie to „coś” co naprawdę pozwala się wczuć w ten świetny komiks. Bendis pokazał, że nawet pod pozorem lekkiej historii potrafi przekazać pewne własne przemyślenia na temat otaczającego go świata. Z drugiej strony nie ma się co doszukiwać wielkiej głębi, bo nie tym „USM” stoi. Jeśli ktoś ma okazje poczytać dalsze zeszyty (czyli od numeru 6 w górę) to warto spróbować.
P.s.: Dla opornych-hej, w końcu to Bendis!;)
Opublikowano:
Tagi
Bagley Bendis Spider-Man UltimateKomentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-