baner

Recenzja

Nie wszystko adamantium co z Loganem

Przemysław Pawełek recenzuje Wolverine. Snikt!
2/10
Nie wszystko adamantium co z Loganem
2/10
Temu Rosomakowi źle z oczu patrzy już z okładki. Jestem wielkim fanem wszelkich maści crossoverów, versusów czy dziwnych połączeń autorów powodujących, że za amerykańskich bohaterów biorą się Europejczycy bądź autorzy z Azji. Historia Wolverine'a, postaci z Japońską kartą w swojej historii, stworzona przez autora z Kraju Kwitnącej Wiśni - co tu może pójść nie tak? Okazuje się, że wszystko.

"Snikt!" to historia położona na tylu poziomach, że nie wiem od czego zacząć. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest jednak strona wizualna, więc zacznę chyba od niej. Lubię czystą, dopracowaną, niemal sterylną japońską kreskę i toleruję wszelakie mangowe manieryzmy, tu jednak nie odnalazłem praktycznie nic z tego, co cenię. Kreska, jaką rysowano przygody Logana, jest stylistycznie zawieszona gdzieś pomiędzy niedbałą szkicowością a bazgrołami z marginesu zeszytu. Kiepski efekt pogłębiają chyba jeszcze gorsze komputerowe kolory, mające zdaje się maskować pustkę, jaka panuje w tłach. Ciekawie wypada nawet część projektów lokacji czy maszynerii pojawiającej się w komiksie, ale i tak pogrąża je wykonanie.

Równie nieciekawy efekt wywołała u mnie sama historia. Otóż Wolverine zostaje uprowadzony i przeniesiony w przyszłość, gdyż tylko on może uratować resztkę ludzkości, walczącą o przetrwanie gdzieś na postapokaliptycznych zgliszczach cywilizacji. Nie zaskakuje, że musi stawić czoła efektom mutacji. Zaskakuje natomiast, że - przepraszam za mały spoiler - sprawa rozchodzi się o bakterie, które uzyskały świadomość. Jest to zaskoczenie między innymi z tego powodu, że o aż tak głupawe pomysły trudno nawet w świecie Marvela, gdzie i tak dość liberalnie podchodzi się do podobnych kuriozów. Fabule nie pomaga też narracja. Początek komiksu to nieco akcji, niewiele treści i generalna dezorientacja w celowości kolejnych zdarzeń. Gdzieś w połowie wprowadzeni zostajemy w historię stojącą za walką ludzkości o przetrwanie i Tsutomu Nihei robi to nie tylko idąc na łatwiznę, ale też w sposób niemal urągający zasadom wizualnej narracji. Historia zostaje streszczona niejako 'z offu' w monologu jednej z postaci. Autor nie zadaje sobie też zbytniego trudu, by łatać dziury w historii - mniej klejące się fragmenty opowieści możemy sami sobie wytłumaczyć domniemanymi mutacjami ludzi przyszłości. Gdybym jednak miał ochotę sam sobie sklejać fabułę, to nie sięgałbym po cudzą, a napisał własną.

"Snikt!" to komiks, który nie zrobi wrażenia ani na fanach mangi, ani na miłośnikach świata Marvela. W ostateczności mogą po niego sięgnąć podobni mnie koneserzy historii z Loganem w roli głównej, ale ze świadomością, że czeka ich lektura dość toporna i daremna. Stwierdzenie, że album nie zachwyca wizualnie, to niemal pochwała dla wypełniających go rysunków. Także fabuła zawodzi, choć sama wizja przyszłości świata nie jest zła, nie udało się jej jednak przedstawić w ciekawy, zwarty i przynajmniej zadowalający sposób. Być może dla części czytelników będzie zaletą, że nie wyłożono tu wszystkiego niczym kawę na ławę, a odbiorca sam może sobie dopowiedzieć, cóż takiego autor miał na myśli. Ja do takich odbiorców nie należę, a "Snikt!" oceniam jako chałturę, którą Japończyk odwalił dla gaijinów sypiących kasą. Nie widzę powodów, dla których miałby tego nie robić. Nie widzę także powodów, dla których ktokolwiek miałby to czytać.

Autor recenzji jest pracownikiem Polskiego Radia.

Opublikowano:



Wolverine. Snikt!

Wolverine. Snikt!

Scenariusz: Tsutomu Nihei
Rysunki: Tsutomu Nihei
Wydanie: I
Data wydania: Październik 2016
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Cena: 44,99 zł
Wydawnictwo: Waneko
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-