baner

Recenzja

All inclusive

Tomasz Kleszcz recenzuje Wieczny Batman #03
8/10
All inclusive
8/10
Hush siedzi zamknięty w klatce. Większość zbiegów z Arkham siedzi zamknięta… w posiadłości Wayne’ów. Organizacje przestępcze, zjednoczone twardą ręką Seliny, siedzą grzecznie na tyłkach. A Bard, zmieniony o 180 stopni chce pomóc. Tymczasem destrukcja Gotham trwa w najlepsze i nikt, nawet największy detektyw nie wie, kogo trzeba postawić do pionu, żeby skończyć to szaleństwo.

Trzeci i ostatni tom Wiecznego Batmana jest najbardziej dynamicznym i wyładowanym akcją rozdziałem obszernej opowieści. Hush był tylko kolejnym pionkiem wielkiej, naprawdę rozbudowanej intrygi, którą zaserwowali nam scenarzyści. Nad całością ponownie pracowało ich kilku.

Jeśli nie Hush, to kto? Kto jest mistrzem intryg? Kto jest mistrzem zagadek? Kto jest największym wrogiem Batmana? Odpowiedzi na te pytania nie są łatwe, a ślady, zdobywane z pomocą całego zastępu batpomocników prowadzą nie raz na manowce. Ponownie silnie swoją obecność zaznacza młodsze pokolenie. Batman, jako mentor pojawia się w kluczowych momentach, żeby zaznaczyć swoją obecność i udowodnić, że wciąż to on gra pierwsze skrzypce. Ale młodzież bierze na swoje barki dużą odpowiedzialność i radzi sobie niezgorzej.

Autorom udała się rzecz istotna, mianowicie do samego końca trzymają czytelnika w napięciu, a rozwiązanie zagadki okazuje się zaskakujące. Co ważniejsze, przemowa antagonisty, której nie mogło pod koniec zabraknąć, jest całkiem przekonująca i nie burzy wrażeń z całości opowieści, co niejednokrotnie się zdarza w amerykańskich produkcjach, nie tylko superbohaterskich. Znalezienie miejsca dla prawie wszystkich postaci ze świata Batmana w wielkiej, napisanej z rozmachem epopei, która jest wciągająca, którą dobrze się czyta, która zaskakuje, i która pozostawia po sobie dobre wrażenie, to wielki sukces tej serii. Czy są fabularne minusy? Owszem, ale to zależy do wysokości poprzeczki, jaką ustawimy przed przystąpieniem do lektury komiksu. Bruce Wayne, który stracił cały majątek - a wraz z nim uzależnieni od jego finansów podopieczni - w ogóle nie wykazuje zmian w działaniu, jakby pieniądze nie były mu potrzebne do bycia Batmanem. Herosi nie dosypiają, nie jedzą i się nie myją, stawiając dzielnie czoło tajemniczemu wrogowi. Takich drobnych rzeczy jest wiele i scenarzyści chyba nie potrafili się do końca zdecydować, czy komiks ma być maksymalnie realistyczny, czy jednak maksymalnie rozrywkowy. O bolączkach świata rzeczywistego albo się wspomina i wyciąga z nich konsekwencje, albo się je całkowicie przemilcza. Ale to raczej drobne rzeczy, które nie powinny nikomu popsuć zabawy.

Trzeci tom rysowało dwudziestu pięciu artystów, a wspierało ich czternastu kolorystów. O dziwo, zabrakło w nich m.in. Faboka czy Nguyena, których mieliśmy okazję do tej pory podziwiać. Przy tak dużej liczbie nieznanych w większości na rodzimym rynku rysowników lub pojawiających się bardzo rzadko, a także patrząc na to, jak wygląda wiele tytułów ze stajni DC, można było mieć pewne obawy. Dlatego zaskoczenie jest całkowite, absolutnie na plus. Każdy z rysowników zaprezentował swój oryginalny styl i każdy zrobił to przynajmniej dobrze, a większość świetnie. Plansze nasączone są dużą dozą realizmu, mroku i dynamiki. Podróżowanie przez świat Wiecznego Batmana to podróż przez mainstreamowy komiks w najlepszym wydaniu. Nawet rozdziały rysowane przez artystę (celowo nie wymieniam nazwiska, bo byłoby to niesprawiedliwe dla pozostałych pracujących nad serią, sprawdźcie sami) parającego się bardzo disneyowską kreską nie raziły, dzięki dobrze dobranej kolorystyce. Kolorystom należą się zresztą oddzielne słowa uznania, ponieważ nadali albumowi naprawdę dobry klimat. Paleta barw jest bogata, ale nie cukierkowa, brak rażących efektów komputerowych nie powoduje zgrzytu zębów. Do tego otrzymujemy piękne okładki do poszczególnych rozdziałów, rysowane przez naprawdę pierwszoligowych twórców, co daje nam - według mojej opinii - najlepszą graficznie część.

Skąd tytuł Wieczny Batman? Nie, to nie jest przypadkowy, chwytliwy zwrot, mający przyciągnąć czytelników. Ponad całą fasadą akcji, intryg, spisków i walk autorzy kryją coś jeszcze. Pytają o bardziej fundamentalną sprawę. Bardzo dobrze, że znalazło się miejsce także i na to. Dzięki temu projekt nie jest kolejnym opowiadaniem o pokonaniu wroga, bez celu i bez przesłania. W tym przypadku sama akcja i rozwałka nie jest celem, ale środkiem do celu, co powinno mieć miejsce jak najczęściej.

Tom trzeci to wspaniałe zakończenie wielkiej, epickiej opowieści. Olbrzymia liczba postaci i wątków, dobre dialogi, przekonujące postaci, a to wszystko narysowane przez naprawdę świetnych artystów, zebrane razem i wydane w twardej oprawie. Komiksowe dobro, które powinno znaleźć się na półce każdego fana obrazkowych opowieści, zwłaszcza że cena za tak obszerne tytuły jest niezwykle przyzwoita. Nie jest to kamień milowy komiksu, to trzeba podkreślić. Ale rozrywka na najwyższym poziomie, nie rażąca głupotą, a o taką dzisiaj trudno w zalewie tytułów średnich lub często mizernych. I tylko żal pozostaje, że wydawca nie zdecydował się na umieszczenie przynajmniej kilku stron dodatków, których przy tak olbrzymim projekcie powstało zapewne mnóstwo. Warto przeżyć tą historię.

Opublikowano:



Wieczny Batman #03
WASZA OCENA
8.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Galerie

All inclusive All inclusive All inclusive

Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Cello -

"Tom trzeci to wspaniałe zakończenie wielkiej, epickiej opowieści. Olbrzymia liczba postaci i wątków, dobre dialogi, przekonujące postaci, a to wszystko narysowane przez naprawdę świetnych artystów, zebrane razem i wydane w twardej oprawie. Komiksowe dobro, które powinno znaleźć się na półce każdego fana obrazkowych opowieści"

XD

Chyba czytaliśmy inne komiksy.

Tomek K. -

Myślę, że czytaliśmy ten sam. Ale ja podszedłem do niego tak, jakbym przygodę z komiksami zaczynał. Nie wszystko musi być robione dla weteranów szukających wiecznie nowych doznań :)

Gonz -

Jako redakcyjny kolega chciałbym się zdystansować - i do samej oceny, i do kryteriów oceniania. Owszem, piszemy też dla laików, ale także dla weteranów, równocześnie. A komiks jako taki albo dla mnie przedstawia wartość, albo nie, tymczasem przez trzeci tom przedzieram się obecnie w mękach, choć rysownicy i koloryści faktycznie odwalili kawał świetnej roboty.

soplic -

Tu nie chodzi o nowe doznania: ten komiks to bełkot, taki stek bzdur i kretynizmów przekracza wszelkie normy. Nawet gdy weźmiemy pod uwagę że to tylko super-hero. Potwierdzam, czytanie tych kretynizmów czasami naprawdę wymaga sporego samozaparcia...
Część pierwszą fajni mi się czytało, druga już była męcząca, taki zapychacz, trzecia to chyba żart z czytelnika. To coś jakbym poszedł do restauracji i zamiast normalnego posiłku dostał pomyje z zebrane z resztek po całym dniu pracy.