baner

Recenzja

Batman na kozetce

Karol Sus recenzuje Batman. Azyl Arkham
8/10
Batman na kozetce
8/10
W przypadku „Azylu Arkham” Granta Morrisona (scenariusz) i Dave’a McKeane’a (rysunki) wyświechtane określenie „kamień milowy gatunku” nasuwa się samo podczas lektury. Określenie, którego jak ognia unika się w każdej recenzji, tu jednak wydaje się całkiem usprawiedliwione. Wcale nie dlatego, że „Azyl Arkham” to komiks ze wszech miar genialny. Tutaj chodzi raczej o pewną nową jakość, jaka pojawiła się na amerykańskim rynku komiksowym między innymi wraz z publikacją zapisu podróży Batmana poprzez przesiąknięte obłędem mury zakładu dla szczególnie niebezpiecznych przestępców w Gotham.

Aby w pełni zrozumieć fenomen „Azylu Arkham”, trzeba cofnąć się w czasie o ponad ćwierć wieku. Schyłek lat 80. XX wieku stał pod znakiem między innymi takich komiksów jak „Strażnicy” Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa (1986-1987), „Zabójczy żart” Alana Moore’a i Briana Bollanda (1988) czy właśnie „Azylu Arkham”, którego dotyczy niniejszy tekst (1989). Wszystkie te komiksy łączy przynajmniej jedna cecha wspólna. Ich twórcy pochodzili z Wysp Brytyjskich. To właśnie inwazja wyspiarzy wniosła do amerykańskiego komiksu powiew świeżości, którego ten tak bardzo potrzebował. Był to zarazem ożywczy prąd niosący nowości, a jednocześnie zupełnie nowy kierunek w komiksowej popkulturze. Proces, na podstawie którego opiera się ogromna część amerykańskiej kultury, polegający na zapożyczaniu motywów z całego świata i przerabiania go na masową produkcję, został odwrócony. Teraz to amerykańska pulpa podlegała modyfikacjom, mającym na celu pokazanie, że superbohaterowie to nie tylko tanie sztuczki dziwaków w pelerynach noszących majki na spodniach.

Pomysł wypalił. Autorzy pochodzący ze Starego Świata szybko stali się gwiazdami amerykańskiego komiksu. Tak samo było w przypadku Granta Morrisona i Dave’a McKeane’a. Fakt zbiegnięcia się premiery komiksu z filmową adaptacją przygód Mrocznego Rycerza autorstwa Tima Burtona tylko pomógł komiksowi w sprzedaży. Nakład znikał z sklepowych półek w zastraszającym tempie. Nawet pomimo (a może właśnie dzięki temu), że „Azyl Arkham” trudno sklasyfikować, jako typowy komiks superbohaterski.

Czytelnik powinien być przygotowany na niemały szok. No, może obecnie album duetu Morrison i McKeane nie wprowadza w aż tak wielkie osłupienie, ale pamiętajmy, że powstał już ponad 25 lat temu. Scenarzysta zamiast konfrontować Batmana z kolejnymi przeciwnikami każe bohaterowi zmagać się z własnym ja. Wnikając do psychiki Nietoperza, odkrywa wraz z czytelnikami coraz to głębsze pokłady szaleństwa. Zamknięcie bram Azylu Arkham za Batmanem zaprowadzi go do odpowiedzi na pytania, których do tej pory bał się zadać. Obecność w albumie złoczyńców (wśród których największą rolę odgrywa oczywiście Joker) jest tylko katalizatorem pewnych wydarzeń. Tak naprawdę „Azyl Arkham” to dwuosobowa tragedia (Batman i doktor Arkham, o którym za chwilę). Reszta to tylko rekwizyty.

Początkowo komiks miał być o wiele szczuplejszą pozycją. Ogromny potencjał tkwiący w tej historii sprawił, że autorzy wraz z wydawcą zdecydowali się go wykorzystać. Stąd między innymi wzięła się postać doktora Arkham, założyciela szpitala dla umysłowo chorych. Niezwykle ciekawy wątek prezentuje nie tylko kawał historii Gotham City, ale jest też intrygującym studium nad powoli popadającym w szaleństwo człowiekiem. Mimo że historia doktora i jego rodziny jest dość przewidywalna, to dzięki kilku udanym zabiegom trzyma w napięciu, potęgując uczucie szaleństwa i osaczenia bohaterów zamkniętych w murach Azylu.

O warstwie graficznej „Azylu Arkham” można by z powodzeniem napisać osobny, obszerny artykuł. McKeane podchodzi bowiem do komiksu w sposób nowatorski. Sięgając po fotografię, malarstwo i rysunek tworzy raczej kolaże, niż typowe plansze komiksowe, do których przyzwyczaili nas amerykańscy rysownicy. Tym samym rysunek nie jest jedynie nośnikiem fabuły, ale współtworzy nastrój grozy i szaleństwa bardziej niż w tradycyjnym podejściu do komiksowej grafiki. McKeane często skupia się na detalu, uwypuklając jednocześnie symboliczny wymiar poszczególnych elementów. A symboliki w „Azylu Arkham” jest nad wyraz sporo. Zresztą, nie małą pomocą w przebrnięciu przez wszystkie meandry scenariusza jest odautorski komentarz zamieszczony przy okazji publikacji całego (!) scenariusza na końcu albumu. Tak, tak, wydawca zrobił fanom dodatków niezłą niespodziankę.

„Azyl Arkham” to jeden z tych tytułów, który wyznaczał nowe ścieżki, jakimi będzie podążał amerykański przemysł komiksowy. Stąd, nawet jeśli Grant Morrison ma sporą grupkę przeciwników (krytykujących go głównie za zbyt psychodeliczne scenariusze, nierzadko pisane „pod wpływem”), „Azylowi Arkham” należy się godne miejsce pośród tytułów, które zrewolucjonizowały gatunek. A zresztą, to zwyczajnie świetny komiks jest.

Opublikowano:



Batman. Azyl Arkham

Batman. Azyl Arkham

Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Dave McKean
Wydanie: II zmienione
Data wydania: Sierpień 2015
Seria: DC Deluxe
Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz, Tomasz Sidorkiewicz
Druk: kolor
Oprawa: twarda, obwoluta
Format: 180x275 mm
Stron: 232
Cena: 79,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-281-1053-3
WASZA OCENA
7.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
7 /10
Zagłosuj!

Galerie

Batman na kozetce Batman na kozetce Batman na kozetce

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-