baner

Recenzja

Nieśmiałe początki Sandmana

Tymoteusz Wronka recenzuje Sandman. Preludia i nokturny
6/10
Nieśmiałe początki Sandmana
6/10
Recenzowanie tytułu, który jest doskonale znany, pojawia się na rynku kolejny raz, a do tego ma status kultowego – wszak rozpoczyna jedną z najsłynniejszych komiksowych serii – nie należy do prostych zadań. W efekcie w niniejszym tekście mniej będzie o samym albumie, a więcej o tym, jak można na niego patrzeć z perspektywy całego „Sandmana”.

„Preludia i nokturny” zawierają dwa pierwsze albumy z serii: „Sen Sprawiedliwych” i „Nadzieja w piekle”. Takie połączenie nie zaskakuje, gdyż po pierwsze egzystuje na rynku już niemal od dekady, a po drugie obie części przygód Władcy Snów są dość mocno powiązane fabularnie – co w przypadku komiksów ze scenariuszem Neila Gaimana nie należy do reguły (wystarczy wspomnieć na przykład szósty tom pt. „Refleksje i przypowieści”, gdzie mamy do czynienia z serią niepowiązanych historyjek).
Z perspektywy całej serii omawiany tu album ma przede wszystkim funkcję wprowadzającą i zapoznającą czytelnika z pomysłem i postaciami. Fabuła ma dość schematyczną strukturę: Sandman zostaje uwięziony i pozbawiony atrybutów dających mu moc. Po uwolnieniu rozpoczyna trudny proces ich odzyskiwania, co doprowadzi go m.in. do piekła i konfrontacji z Lucyferem. Jednakże pod pozorem questowej historii kryje się wiele interesujących elementów. To jedna z typowych cech dla serii: często o wiele bardziej interesujące od głównej osi fabularnej są poboczne opowieści, budujące tło i nastrój, a także pozwalające spojrzeć na opisywane wydarzenia w szerszym kontekście. W przypadku tego albumu są to przede wszystkim pokazanie, jak wygląda ludzkie życie bez snów, a także w jaki sposób koszmary potrafią przeniknąć na jawę.

Komiks wprowadza nie tylko w realia cyklu, ale też pojawiają się w nim postaci, które odgrywać będą mniejszą lub większą rolę w późniejszych albumach. Centralną postacią jest oczywiście Sandman, którego dostosowanie się do świata śmiertelników mogą obserwować czytelnicy. Pojawiają się jednakże także inni: świetna Śmierć, złączeni toksycznym związkiem Kain i Abel, czy wreszcie sam Pan Piekieł, Lucyfer, którego postać tak udanie później rozwinął Mike Carey. „Sandman” to także liczne popkulturowe nawiązania i gra z konwencją, aczkolwiek akurat w „Preludiach i nokturnach” jest ich jeszcze stosunkowo mało. Niemniej nawet te pojawiające się od czasu do czasu odniesienia wprowadzają ciekawy element do historii.

„Sandman” to też bardzo specyficzna, nie wszystkim pasująca forma graficzna. Widać to już w pierwszym albumie: kontrastowe zestawienia czerni i bieli, nietypowe połączenia kolorów czy czasem ostre, a czasem rozmyte kontury. Trzeba się do tego przyzwyczaić, ale w tej nietypowej technice jest zamysł: dobrze oddaje oniryczną naturę fabuły, wprowadza niesamowity, podszyty niepokojem i niepewnością nastrój.

W „Preludiach i nokturnach” widoczne jest wiele cech charakterystycznych dla „Sandmana”, ale jednocześnie w opowiadanych historiach nieraz brakuje jeszcze właściwej dla serii specyfiki czy rozmachu. Album ten stanowi przygrywkę do dalszych losów Władcy Snów i jego towarzyszy, daje przedsmak, ale jednocześnie nie pozwala się w pełni rozsmakować: zupełnie jakby Gaiman się jeszcze nie rozkręcił i nie dał pokazu pełni swoich możliwości. Jeśli więc po lekturze „Preludiów i nokturnów” nie jest się do serii Gaimana w pełni przekonanym, warto dać jej jeszcze jedną szansę.

Opublikowano:



Sandman. Preludia i nokturny

Sandman. Preludia i nokturny

Scenariusz: Neil Gaiman
Rysunki: Sam Kieth, Malcolm Jones III, Mike Dringenberg
Kolor: Robbie Busch
Okładka: Dave McKean
Wydanie: II
Data wydania: Listopad 2014
Seria: Sandman
Tytuł oryginału: Sandman: Preludes and Nocturnes
Rok wydania oryginału: 1989
Wydawca oryginału: DC
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Druk: kolor, kreda
Oprawa: twarda
Format: 17 x 26 cm
Stron: 240
Cena: 79,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
WASZA OCENA
9.00
Średnia z 1 głosów
TWOJA OCENA
9 /10
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-