baner

Recenzja

Sin City 2: Damulka warta grzechu

Karol Wiśniewski recenzuje Sin City #2: Damulka warta grzechu
6/10
Sin City 2: Damulka warta grzechu
6/10
Pierwsza ekranizacja „Sin City” pojawiła się w 2005 roku i okazała się sukcesem zarówno artystycznym jak i kasowym. Mimo że wkrótce po premierze zarówno Frank Miller jak i Robert Rodriguez ogłosili rozpoczęcie prac nad częścią drugą, realizacja projektu przeciągała się niemiłosiernie. Terminy były przesuwane, obsada stale się zmieniała, a niektórzy aktorzy nie dożyli momentu rozpoczęcia zdjęć. Niemniej apetyty fanów stale rosły (a nie-fani powoli zapominali o kontynuacji), zwłaszcza że Miller zapowiedział stworzenie nowych opowieści na potrzeby filmu. I tak po 9 latach otrzymujemy gotowy produkt.

Początek jest niezły. Film otwiera krótka nowelka z Marvem, a następnie przechodzimy do pierwszej (z dwóch) części „The Long Bad Night”, która wraz z kończącym film „Nancy's Last Dance” została napisana specjalnie dla potrzeb filmu. W „The Long...” Joseph Gordon Levitt dość udanie gra Johnny'ego, hazardzistę próbującego swych sił w grze przeciwko senatorowi Roarkowi – co nigdy nie jest dobrym pomysłem. Całość wypada interesująco, ale jednak nieco słabiej od tytułowej „Damulki wartej grzechu”. Trzeba jednak przyznać, że duża w tym zasługa aktorów. Josh Brolin jako Dwight prezentuje się wyśmienicie, chociaż jego fizyczna przemiana pod koniec wypada fatalnie i niewiarygodnie. Niemniej on, Eva Green w roli Avy i cały segment „A Dame to Kill For” są najlepszymi momentami filmu. Mickey Rourke jako Marv też trzyma klasę, ale twórcy stanowczo nadużyli tej postaci, wciskając ją niemalże na siłę do ostatniej części obrazu.

Niestety, finałowy „Nancy's Last Dance” rozczarowuje. Pomysł, by dopisać dalsze losy Nancy, nie jest zły z założenia, jednakże jego wykonanie... Cóż, spółka Miller&Rodriguez Ltd. rozwleka to, co i tak widzimy w trakcie filmu: Nancy nie może się pozbierać po śmierci Hartigana i pragnie zemsty na Roarku. Przypomnę, że jest on najpotężniejszym człowiekiem w Sin City i gdyby można było go po prostu zabić w jego własnym domu, to pod bramą ustawiałby się kolejki. Niemniej nie jest to przeszkodą dla Nancy i – jakże by inaczej – Marva. Nie napiszę, jak się to skończy, nie dlatego, aby nie psuć niespodzianki, ale dlatego że nie ma żadnej niespodzianki.

I tu pojawia się problem wtórności. Pomińmy, że wizualnie filmy wyglądają identycznie. Nie ma w tym nic złego, ba, wręcz takie było założenie, a oprawa graficzna nadal imponuje. Jednak obydwa filmy opierają się na tym samym schemacie: kilka historii o dobrych facetach z problemami, którzy chronią kobiety z jeszcze większymi problemami. Klisza i pulpa do kwadratu.

Owszem, pierwsze „Sin City” to też pulpa, ale pulpa z klasą. Elegancki noir, a elegancja kojarzy się z umiarem. Twórcy „Damulki...” postawili natomiast na przesyt. Więcej przemocy, więcej seksu, więcej gwiazd. No i więcej Marva. Momentami zaczyna to nużyć. Niemalże żenuje mnogość scen, w których „źli kolesie” (na ogół z bronią automatyczną) nie potrafią trafić w cel, który stoi kilka kroków od nich, po czym są masakrowani. Tak, film zasłużenie zapracował na kategorię wiekową „od lat 18”, acz podejrzewam, że głównie za sprawą nagości. Co przypomina mi, że Jessica Alba grająca striptizerkę Nancy ponownie się nie rozbiera. Natomiast Eva Green jako Ava takich oporów nie wykazuje. Gdzie tu logika?

Wylałem na „Damulkę...” nieco jadu, ale w sumie nie jest to zły film. Pierwsza część postawiła poprzeczkę bardzo wysoko, więc zapewne wszystko teraz miało być „bardziej”, ostrzej i bez cenzury. A w rezultacie nieco odarto bohaterów i złoczyńców Miasta Grzechu z tajemnicy, która była jednym z filarów opowieści. Niemniej nie będę odradzał wycieczki do kina, gdyż nie jest źle, po prostu mogło być lepiej.

Opublikowano:



Sin City #2: Damulka warta grzechu

Sin City #2: Damulka warta grzechu

Premiera: Wrzesień 2014
Wydawnictwo: Kino Świat
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-