Wywiad
Komiks pozwala na eksperyment – rozmowa z Tomaszem Bohajedynym.
Łukasz ChmielewskiTomasz Bohajedyn: Dotychczas opublikowałem dwie „powieści graficzne”: „Osad” (Eneteia 2010) i „Ligę zwalczania śmierci pozornej” (Biblioteka Rity Baum 2012). Przede wszystkim jednak jestem rysownikiem „prasowym” (w czasopismach od czasu do czasu publikuję także swoje krótkie komiksy). Współpracuję głównie z „Le Monde diplomatique”, wrocławską „Ritą Baum”, berlińską „Floppy Myriapoda” i „ALBO albo”. Publikowałem także między innymi w „Gazecie Wyborczej”, „Midraszu”, „Ruchu Muzycznym” i „Elewatorze”. Ilustruję też książki.
Często sięgasz po różne techniki: tworzysz kolaże, fotomontaże, malujesz. Efektem są prace, które są komiksami lub wykorzystują jego poetykę. Jak sam podchodzisz do zagadnień formalnych i definicji medium?
Najprościej mówiąc, podchodzę jak najszerzej i staram się ciągle przesuwać granice. Łączę różne techniki i eksperymentuję, by forma wpływała na treść, by technika stawała się także jednym z „bohaterów” opowieści – komiksu. Moje komiksy są prawie pozbawione słów, dialogów, często jedynym słowem na planszy jest jej tytuł. „Dialogami” w tym wypadku są w pewnym sensie różne techniki składające się na kolejne kadry komiksu i oczywiście historie wynikające z tych kadrów.
Jesteś grafikiem i ilustratorem. Dlaczego sięgnąłeś po komiks? Co daje ci medium jako artyście?
Właśnie dlatego, że jestem grafikiem i ilustratorem, wcześniej czy później musiałem zmierzyć się z komiksem. Jednak robię to „na własnych warunkach”, o których mówiłem wyżej. Bardzo interesuję się historią i właśnie komiks daje mi możliwość pełniejszej wypowiedzi w tym temacie niż „pojedyncza grafika” czy obraz. Właściwie większość moich komiksów jest związana z wydarzeniami historycznymi. Interpretuje w nich na przykład historię Dzikiego Zachodu, II wojny światowej czy współczesnych konfliktów. „Opowiadam” w nich także historie „zaangażowane społecznie” – na przykład walki mniejszości rasowych o równouprawnienie czy aktualne problemy naszej rzeczywistości zdominowanej przez neoliberalizm.
Tworząc komiks, bardziej skupiasz się na warstwie graficznej czy na opowiadanej historii?
Bardzo ważny jest dla mnie „temat wyjściowy”, który ma oparcie w faktach historycznych lub w aktualnej rzeczywistości. Skupiając się na konkretnym temacie, na przykład jakimś epizodzie z Powstania Warszawskiego, komponuję do niego własną plastyczną „muzykę”, ale to nie jest fantazjowanie – forma plastyczna mimo jej abstrakcyjności trzyma się „opisywanych” faktów.
Twoje prace są często zaangażowane społecznie lub traktują o sztuce. Co jest najtrudniejszego i najłatwiejszego w wizualizowaniu scenariuszy o takiej tematyce?
Zaangażowanie społeczne moich prac, prócz oczywiście elementów autobiograficznych, własnych doświadczeń, bierze się z lektury pism, z którymi współpracuje – zwłaszcza „Le Monde diplomatique”. Zresztą na Zachodzie komiks jest bardzo ważnym elementem „broni politycznej”, wciąż u nas niedocenianym i mało znanym. Mam nadzieję, że i w Polsce pojawią się takie zaangażowane społecznie komiksy. Na przykład francuska redakcja „Le Monde diplomatique” wydaje całe antologie komiksowe na temat globalizacji, ochrony środowiska czy rabunkowej polityki wielkich koncernów w Trzecim Świecie.
Są też odważne formalnie, łączą techniki i media, np. fotografię z komiksem. Za każdym razem dobierasz styl do historii czy masz swoje ulubione i sprawdzone połączenia?
W moim wypadku komiks pozwala mi na eksperyment, a mówiąc ściśle: na poszerzanie eksperymentu. Zazwyczaj technika jest rozbudowywana na bieżąco w trakcie „opowiadania – rysowania” historii.
Do tej pory stworzyłeś przede wszystkim krótkie komiksy i jednoplanszówki. Myślisz może nad autorskim albumem?
Jeśli jakimś cudem znajdzie się kiedyś wydawca, to marzy mi się komiksowy album, który opowiadałby historię wyłącznie kadrami wykonanymi w technice abstrakcyjnej lub nawet ekspresjonizmu abstrakcyjnego.
Czytasz może komiksy lub obserwujesz polską scenę komiksową?
Czytam i staram się być na bieżąco, ale najczęściej wracam do klasyki – z polskiej najczęściej do albumów Tadeusza Baranowskiego (wielkiego poety komiksu!) i „Yansa” Rosińskiego (cenię go bardziej od „Thorgala”). „Yans” przez „szkicowość” swego świata jest dla mnie wciąż zaskakujący, świeży i niejednoznaczny (na przykład kadry z areny gladiatorów – majstersztyk!). Jeśli chodzi o zagranicznych twórców, to czytam, podziwiam i czerpię inspiracje z albumów Willa Eisnera, Franka Millera, Roberta D. Crumba i Arta Spiegelmana. Do ich komiksów wciąż wracam. Z „nowej fali” w Polsce bardzo oryginalnym dla mnie twórcą jest Otoczak. Jego surrealistyczna „Bibułka” była dla mnie dużym zaskoczeniem i pocieszeniem, że w Polsce można jednak wydać tak oryginalne i „odjechane” pomysły. I jeszcze muszę wymienić twórczość, która pozornie nie jest związana z komiksem, ale ma na mnie wpływ ogromny: spaghetti westerny. Niepowtarzalna poetyka tych filmów (zwłaszcza tych mało znanych) jest dla mnie bardzo, bardzo inspirująca.
Rozmawiał Łukasz Chmielewski.
Grafiki z archiwum artysty.
Opublikowano:
Komentarze
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego