Wywiad
Tomasz Kołodziejczak: Komiksy dla dzieci i ich rodziców
Łukasz ChmielewskiAlejaKomiksu.com: Polski komiks w PRL był skierowany przede wszystkim do dzieci w różnym wieku. Co się stało, że po 89 roku praktycznie nie powstawały tego typu publikacje, a pojedyncze inicjatywy jak „Strażnicy Orlego Pióra” szybko upadały?
Tomasz Kołodziejczak, Egmont: Przyczyn zapewne jest wiele, to temat na naukową rozprawę. W PRL-u komiks dziecięcy/młodzieżowy był jedną z nielicznych form kolorowej rozrywki dostępnej dzieciom, a lokalność była chroniona, bośmy nie mogli importować bohaterów z innych krajów (na co bardzo wtedy narzekaliśmy). Po 1989 roku pojawiły się multimedia, międzynarodowe brandy, smartfony itp. itd. Zresztą - ile „niedziecięcych” komiksów polskich znalazło trwałe miejsce na rynku po przełomie? Można je policzyć na palcach jednej ręki.
Ostatnio w środowisku komiksowym zrobiło się głośno o polskim komiksie dla dzieci głównie za sprawą Tomka Samojlika. To jaskółka czyniąca wiosnę?
Tomek robi świetne komiksy, po prostu. No i zna się na żubrach. Natomiast generalnie dla rynku komiksu dziecięcego nie jest istotne, czy „środowisko” się zachwyci tym czy innym tytułem, tylko czy polscy rodzice zaczną kupować swoim dzieciom komiksy, jako alternatywę dla książek. Bo właśnie po książkę przychodzą do księgarni i jeśli mają do wydania 20-30 zł, to najczęściej wybierają właśnie ją, a nie komiks. Po komiks dla dziecka idą do kiosku, gdzie za 8-10 złotych kupują kolorową gazetę z popularnym bohaterem i dołączoną zabawką. I Egmont od lat komiksy, w tej właśnie postaci, dzieciom sprzedaje.
Oczywiście, nie lekceważę branży, byłoby fajnie, gdyby wspierała ona inicjatywy wydawnicze polskich edytorów, którzy próbują coś robić w obszarze rodzimej kultury komiksowej. Z tego naprawdę nie ma pieniędzy, a jak nie ma też przyjemności (fajna recenzja i dobre słowo), to po prostu będzie takich inicjatyw coraz mniej. Na przykład, bardzo doceniam, że poprosiliście o ten wywiad zaraz po ogłoszeniu wyników. Ale cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdyby komiksowe portale natychmiast zaczęły wyciągać od nas kontakty do laureatów, żeby dowiedzieć się bezpośrednio od nich, kim są, nad czym pracują, jak się zapatrują na komiks dziecięcy itp. itd.
Dlaczego Egmont zdecydował się na konkurs na komiks dla dzieci?
Egmont od początku wydawał w ramach KŚK różne polskie komiksy – klasykę, antologie, autorskie prace Śledzia, KRL-a, Trusta, Kowalskiego, Skutnika i innych twórców. To nie jest główny segment naszej działalności, ale zawsze stanowił ważną część oferty i naszych pro-komiksowych inicjatyw. Konkurs jest kolejną z nich. Uznałem, że da realne wsparcie nowym twórcom. Jest to także, moim zdaniem, doskonały sposób, na uświetnienie pamięci Janusza Christy – wsparcie jego nazwiskiem kolejnej generacji twórców. Pomysł zaaprobowała wnuczka Mistrza, pani Paulina Christa.
Jaka jest szansa, że któryś z nagrodzonych komiksów w konkursie na komiks dla dzieci im. Janusza Christy zostanie wydany? Kiedy można spodziewać się albumowych publikacji?
Nie planujemy żadnej antologii pokonkursowej, komiksy są różne, adresowane do różnych odbiorców, ich zbiorcze wydanie nie ma większego sensu. Ale zaproponowaliśmy stworzenie pełnowymiarowych albumów praktycznie wszystkim laureatom. Przysłane krótkie historyjki mają być tylko wstępami/wprawkami do dłuższych historii. Będą podlegać modyfikacji, korekcie, poprawkom. Tak był zdefiniowany konkurs. Czy te albumy powstaną – to już zależy od samych autorów, czy się podejmą tego wysiłku, czy zaakceptują warunki pracy, czy stworzą ciekawe scenariusze.
Któraś z konkursowych prac ma potencjał na serię na miarę „Kajka i Kokosza”?
Nie ogłaszaliśmy konkursu na serię „na miarę Kajka i Kokosza”. Żyjemy w innych czasach, rynkowych i kulturowych. Np. dziś standardem rozrywki dziecięcej są dzieła (książki, filmy), w których występują dzieci. Za czasów mojej młodości, i owszem, czytało się Kleksa, Tytusa, Pana Samochodzika, Tomka Wilmowskiego – gdzie pojawiał się bohater-rówieśnik. Ale jednocześnie sięgaliśmy po Kajka i Kokosza, powieści Verne’a, Gwiezdne Wojny, Cyberiadę Lema czy Trylogię Sienkiewicza, gdzie takich bohaterów nie było. Inna kwestia - komiks jako medium konkuruje z wieloma innymi rozrywkami, a komiks autorski – z potężnymi brandami multimedialnymi i zabawkowymi. Ale sądzę, że jeśli autorzy nagrodzonych prac stworzą na ich bazie pełne albumy, to znajdą zainteresowanych nimi czytelników.
Czy nadesłane pracy w jakiś sposób zaskoczyły jury?
Spodziewałem się więcej żartobliwych opowieści w stylu „Kajka” czy „Asteriksa”, albo też „Kid Paddla” czy „Titeufa”. Tymczasem dostaliśmy sporo komiksowych baśni, opowieści dla młodszych czytelników. Z drugiej strony - komiksów poważniejszych w wymowie, o dojrzewaniu, trudnych problemach, z jakimi borykają się dzieci, takich jak rozwód rodziców, dorastanie, śmierć. Praktycznie nie było przygodowych opowieści rysowanych realistycznie, no ale to tradycyjny deficyt w polskim komiksie ostatnich dwóch dekad.
W 2007 roku Egmont zorganizował konkurs na kontynuację przygód Kajko i Kokosza. Do publikacji jednak nie doszło. Tym razem będzie inaczej?
Nie doszło, bo nie powstały prace na miarę dzieła Christy. Teraz sytuacja jest inna, dostaliśmy komiksy autorskie, w których widzimy potencjał wydawniczy.
Jest miejsce na rynku komiksów dla dzieci – gdzieś obok Kaczora Donalda i publikacji opartych na filmach czy zabawkach – na albumy polskich twórców? Takie komiksy miałyby szansę konkurować o czytelnika bez wsparcia kreskówek i zestawów klocków?
Dziecko nie pójdzie samo do księgarni i nie zażąda naszych komiksów. Ono chce tego, co dostaje w postaci zabawek, gier czy seriali. Ale tak jest na całym świecie, tyle że niektóre z rynków są większe, z dorosłą, dojrzałą publicznością, która kupuje swoim dzieciom komiksy. W Polsce mamy już generację rodziców, która sama w młodości miała duży dostęp do komiksów. Więc to do nich będziemy adresować komunikację dotyczącą efektów naszego konkursu.
Jakich komiksów szuka Egmont – dla maluchów, gimnazjalistów, ich wyedukowanych rodziców?
Konkurs miał szeroką formułę. Niektóre z nagrodzonych prac to propozycje dla młodszych odbiorców, którym jeszcze czytają rodzice. Inne są przeznaczane dla grupy, którą nazywam „kaczorowcami”, 7-10-latków, którzy lubią śmieszne historyjki i czytają samodzielnie. Mamy też jeden poważniejszy komiks, adresowany do młodszej młodzieży. Myślę, że różnorodność nadesłanych prac stanowi atut konkursu, właśnie żeby ją zaakcentować zwiększyliśmy liczbę laureatów i pulę nagród.
Twórcy, którzy mają pomysł na autorski komiks dla dzieci, mogą ciągle przedstawić go Egmontowi, czy jedyną szansą był udział w konkursie?
Konkurs jest doskonałą okazją do pokazania swojej pracy – są nagrody, większe zainteresowanie mediów, a my wykonaliśmy i wykonamy dodatkowy wysiłek promocyjny. Właśnie dlatego zorganizowaliśmy konkurs, żeby zwiększyć szansę na sukces, i autorów, i nas jako wydawcy.
Oczywiście, można nam przysyłać prace w każdej chwili (zasady znajdują się na naszej stronie www), ale obecnie koncentrujemy się na działaniach związanych z nagrodzonymi twórcami.
Będą kolejne edycje konkursu?
Planujemy kolejną edycję, więcej informacji pojawi się w okolicach wczesnej jesieni.
Rozmawiał Łukasz Chmielewski.
Opublikowano:
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-